Im
więcej czasu z nim spędzam, tym dochodzę do wniosku, że nie
przypadkowo na niego natrafiłam. Nie przypadkowo, to on ocalił mnie
tamtej nocy. Bo gdyby to był przypadkowy chłopak, prawdopodobnie
więcej bym go nie spotkała. A Leo? Cały czas mam go przy sobie.
Cały czas jest blisko mnie, jest miły, opiekuńczy i zabawny. Wozi
mnie ze sobą po świecie i jeszcze mi za to płaci. W sumie to nawet
nie wiem na czym polega moja właściwa praca. Na dotrzymywaniu mu
towarzystwa? W sumie... to ma tyle kasy, że w ogóle bym się nie
zdziwiła.
Po
kilku godzinach wylądowaliśmy na lotnisku w Paryżu. Niczym się
nie różniło od tego w Barcelonie czy Madrycie. Samoloty, pasy
startowe, ludzie, wszędzie to samo.
-Będziesz
to jadła?
Spytał
się mnie Leo, gdy siedzieliśmy w hotelowej restauracji i jedliśmy
kolację. To tutaj, w tym hotelu spędzimy najbliższe kilka dni.
Hotel ojca Leo. Wielki, piękny i bardzo drogi. To wyróżnienie, że
mogę tutaj pomieszkać.
Odpowiedziałam
mu z uśmiechem. Leo po chwili przysunął do siebie mój talerz i
zjadł wszystko co na nim było ze smakiem. Mi prawdę mówiąc nie
bardzo to smakowało. Jak dla mnie za mało soli, bez wyrazistego
smaku, jak takie jedzenie dla dzieci, no ale widocznie Leo ma inny
gust.
Po
szybkiej kolacji poszliśmy do naszego pokoju. Zdziwiłam się tym,
że był tak mały. Bo jaka to logika? W Madrycie byliśmy na kilka
godzin, a mieliśmy dwa pokoje, łazienkę i jeszcze kuchnie! A tutaj
spędzimy kilka dni, a mamy jeden pokój, łazienkę i mini, bardzo
mini salon.
To
właśnie to niego wchodziło się otwierając drzwi. Dalej drzwi nie
było, tylko miejsce na futrynę, a za nią pokój. Wielka sypialnia
z ogromnym, ale to ogromnym łożem! To na nie się rzuciłam, gdy
tylko weszłam do sypialni.
-Ja
tutaj zostaję!
Powiedziałam,
gdy zobaczyłam Leo, który uśmiechnięty mi się przygląda.
-Zapomnij,
zabieram Cię na miasto.
Myślałam,
że się przesłyszałam. On mnie? Na miasto? Randka? Nie, na pewno
nie. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na bruneta.
-A
co jeśli ja nie chcę?
Oczywiście,
że chciałam.
-To
jest rozkaz służbowy. Będąc na wyjazdach służbowych pracujesz
24/h więc wybacz.
Zaśmiał
się i rzucił swoją torbę z przeciwnej strony łóżka, niż ja
siedziałam.
-Zamierzasz
tu spać?
Lekko
się zdziwiłam widząc, jak siada na łóżko, a z torby zaczyna
wyciągać ciuchy.
-No
a gdzie?
-Noo...
w salonie? Właściwie, to dlaczego mamy jedno łóżko?
Spojrzał
na mnie tylko tymi swoimi zabójczo pięknymi oczami i lekko się
zaśmiał. Nie jestem pewna, ale to chyba był jego pomysł, byśmy
spali razem...
Na
moje pytanie mi nie odpowiedział, w sumie jego wzrok mówił sam za
siebie.
Powiedział
mi tylko, żebym się ładnie ubrała, bo zaraz wychodzimy. Skoro
pracodawca karze, to nie będę się sprzeciwiała...
Tylko
kolejny problem, nie mam tu ciuchów. Czy zawsze kobieta musi mieć
problem z ubiorem? Ja na pewno... Leo widząc moją kwaśną minę
powiedział, żebym otworzyła szafę. Czy on kupił mi ubrania?!
Cała szafa wypełniona była przeróżnymi częściami
garderoby. Chciałam mu podziękować, jednak on już zabrał ze sobą
spodnie i koszulę i poszedł przebrać się do łazienki. Ja,
korzystając z tego, że jestem sama, zaczęłam przymierzać różne
ciuchy. Wszystkie były śliczne! Nie wiedziałam, na co mam się
zdecydować. Jednak, gdy tak przeglądałam te ubrania, zauważyłam,
że wszystkie są albo bardzo obcisłe, albo bardzo krótkie, albo z
ogromnym dekoltem. Nic stosownego na wieczorne wyjście z pracodawcą
nie znalazłam, zresztą jemu chyba o to chodziło... W końcu po
chyba piętnastu minutach wybór padł na turkusową, lekko obcisłą
spódniczkę do połowy uda i białą koszulkę na ramiączkach.
Niczego z długim rękawem nie biorę, bo jest jeszcze ciepło, a
wątpię, żebyśmy nie wiadomo jak długo chodzili po Paryżu.
-Ładnie
to tak się wypinać?
No
nie! On mnie podglądał! Usłyszałam jego słowa, gdy schylałam
się, by zapiąć czarnego buta na obcasie. Gdy tylko zrozumiałam co
do mnie powiedział, automatycznie się wyprostowałam i naciągnęłam
spódnicę w dół, by przypadkiem nic więcej nie zobaczył.
-Ładnie
to tak podglądać?
Spytałam
z lekkim oburzeniem, oczywiście udawanym, bo na Leo nie potrafię
się złościć. A fakt, że dobrowolnie mnie podglądał, nawet mi
się podobał. Coraz bardziej zaczyna mi się wydawać, że się nim
zauroczyłam...
-Jeżeli
ma się kogo podglądać, to bardzo ładnie. Gotowa?
Spytał
jak zawsze ze swoim szarmanckim uśmiechem. Nie chciałam już nawet
mu nic odpowiadać, chciałam po prostu wyjść i spędzić z nim jak
najmilej czas.
Wyglądał
zabójczo przystojnie stojąc w windzie i robiąc do lustra śmieszne
miny. Łapał się za delikatnie zarośniętą twarz i śmiesznie ją
wykręcał mówiąc cały czas, bym do niego się przyłączyła. Ja
oczywiście twardo stałam i mu odmawiałam. Jeszcze nie pogięło
mnie na tyle, by robić z siebie idiotkę. Ale on niech z siebie
robi, proszę bardzo, przynajmniej jest się z czego pośmiać.
Nie
miałam pojęcia, dokąd Leo chce mnie zabrać. Całą drogę
rozmawialiśmy o takich normalnych rzeczach, ani razu nie wspomniał
o tym, dokąd zamierza mnie zabrać. Może szykuje jakąś wielką
niespodziankę? Mam taką nadzieję.
{}{}{}*{}{}{}
Kiedyś
miałem bardzo ważną rozmowę z ojcem na temat kobiet. Powiedział
mi, że jeżeli chce zaimponować kobiecie, muszę się cholernie postarać, one to wtedy widzą i bardziej doceniają.
Bardzo
chciałem zaimponować Shan, by mieć pewność, że jestem
bezpieczny, że nie poleci na policję. Chociaż wydaje mi się, że
nawet teraz gdybym już zaprzestał, ona by i tak nikomu nic nie
powiedziała. Wydaje mi się, że naprawdę mnie polubiła. Widzę
jak na mnie patrzy, jak każda typowa dziewczyna. Pewnie ona też jak
tamte inne leci na kasę i nazwisko. Mi w sumie to nie przeszkadza,
żadnych dalszych planów z nią w roli głównej nie mam.
Szliśmy
po głównym placu w Paryżu. Wokół piękne, stare kamieniczki z
kawiarenkami na parterach, stoliki przed wejściem, kwiaty, lampy,
które oświetlały drogę, wszędzie zakochane pary, w oddali wieża
Eiffela. Na mnie takie krajobrazy nie robiły wrażenia, ale na
Shanti chyba ogromne. Wyglądała, jakby pierwszy raz była w Paryżu.
Raczej w to wątpię, przecież mówi płynnie po francusku, ale kto
tam ją wie.
-Podoba
Ci się?
-Bardzo!
Niemal
krzyknęła. Chyba naprawdę musiało jej się podobać.
-To
nie wiem jak bardzo będzie Ci się podobało, gdy wjedziemy tam.
Wskazałem
palcem na wieże Eiffela, która była już coraz bliżej nas.
Wzrok
Shan mówił sam za siebie. Nie mogła uwierzyć, że zaraz stanie na
kilkuset metrach i spojrzy na panoramę Paryża z największej
budowli w mieście.
Kilka
chwil zajęło nam wjechanie na taras widokowy wieży. Shanti cały
ten czas z wielkim, promiennym uśmiechem przyglądała się
wszystkiemu. Muszę przyznać, wyglądała uroczo rozglądając się
cały czas i powtarzając, że nie może uwierzyć, że zaraz wjedzie
na szczyt wieży Eiffela.
-Zamknij
oczy.
Powiedziałem
do niej, gdy wjechaliśmy niemal na samą górę.
Zrobiła
jak kazałem. Ja tylko chwyciłem ją delikatnie za rękę i
poprowadziłem do idealnego miejsca. Zatrzymaliśmy się przy
barierce, za którą widok był na całą panoramę Paryża.
-Już
możesz otworzyć.
Stanąłem
za nią. Nie wiem co sobie wtedy myślała, wiem jedno. To naprawdę
musiało zrobić na niej wrażenie. Przez kilka chwil stała z rękami
na barierce i wlepiała swoje czarne oczy za horyzont.
-Shan?
Wszystko w porządku?
Spytałem,
gdy przez kilka minut nie usłyszałem od niej żadnego słowa. A to
do niej nie podobne.
Dziewczyna
tylko odwróciła się w moją stronę i delikatnie się uśmiechnęła.
-Tutaj
jest pięknie.
I
owszem, było. Księżyc wysoko zawisł już na gwieździstym niebie,
wiatr delikatnie rozwiewał włosy i do tego jeszcze zapach perfum
Shan...
Gdy
tak stałem za Shan, przyszła mi do głowy pewna myśl, którą
szybko zamieniłem w czyny. Moje obie ręce delikatnie powędrowały
na biodra brunetki. Byłem przygotowany na odtrącenie, może nawet na
strzał w policzek, a tu nic. Pozwoliła mi. Tak po prostu mi
pozwoliła. Nie sądziłem, że jest taka łatwa. Nie wyglądała na
taką. Ale dla mnie to lepiej. Jeśli się uda, przelecę ją już
dziś wieczorem.
{}{}{}*{}{}{}
Czy
może być coś cudowniejszego? Stoisz na wysokości kilkuset metrów,
podziwiasz piękną okolicę i to w jakim towarzystwie. Z
najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałaś.
Nie, nie ma nic piękniejszego.
Z
chwili na chwilę czułam, jak Leo się do mnie przybliża. Na samym
początku trzymał tylko na moich biodrach ręce. Teraz przytulił
się do mnie i oparł swoją głowę o moją. Nie protestowałam.
Nawet nie przeszło mi to przez myśl. On za bardzo mi się podoba,
bym go odtrącała. Tak, przyznaje, Leonardo Maydi Isaias mi się
podoba. Podoba i to bardzo! Od samego początku nie mogę mu się
oprzeć. Ma w sobie coś takiego, co mnie do niego ciągnie i nie
mogę nad tym zapanować. Nawet nie chce.
-Masz
jeszcze jakieś plany na dziś?
Położyłam
swoje dłonie na jego i delikatnie odwróciłam głowę w jego
stronę, by móc spojrzeć w te śliczne oczka.
-Mam,
ale to niespodzianka.
Po
nim mogę się spodziewać wszystkiego. Jest chwilę przed północą,
a my jesteśmy na tarasie widokowym na wieży Eiffela.
Spędziliśmy
na niej urocze piętnaście minut, później musieliśmy już zjechać
na dół.
-Podobało
się?
Szliśmy
wąskim chodnikiem jedną z głównych ulic Paryża.
-Czy
się podobało?! Bardzo! Bardzo mi się podobało!
-Teraz
już będzie tylko lepiej.
Odpowiedział
mi i już po chwili czułam jego rękę, która oplotła się wokół
mojej talii. Przez chwilę zamarłam. Jednak to co działo się tam
na górze mi się nie przyśniło. Jednak on naprawdę mnie podrywa!
-Coś
nie tak?
Chyba
zauważył moje zdenerwowanie wywołane całą tą sytuacją.
-Nie,
wszystko w porządku.
Nie
wiem czy powinnam, nie wiem czy wyjdzie mi to na dobre, ale oddałam
się temu. Wtuliłam się w jego wyrzeźbione ciało i nie
zastanawiałam się co będzie później. Raz się żyje, nie?
{}{}{}*{}{}{}
Kolejny
krok wykonany. Zdolny jestem, muszę to przyznać. Nigdy bym nie
przypuszczał, że z nią pójdzie mi tak łatwo. I że ona się mnie
w ogóle nie boi? Dziwię jej się trochę. Jakby nie było, jestem
mordercą. Zabiłem czwórkę ludzi na jej oczach, a ona po tygodniu
znajomości pozwala mi się przytulać. Ale w sumie jestem dla niej
miły tak bardzo jak dla nikogo innego. To aż do mnie nie podobne.
Szliśmy
wtuleni w siebie do naszego hotelu, kiedy przy jednej z przydrożnych
kawiarenek zobaczyłem stoisko z kwiatami. Zostawiłem Shan na chwilę
samą i kupiłem dla niej piękną, czerwoną różę. Wiedząc jej
przeuroczy uśmiech na twarzy, gdy wręczałem jej kwiat wiedziałem,
że zbieram coraz więcej plusów i niedługo będę u celu mojej
misji- o ile mogę tak to nazwać.
-Jest
prawie tak piękny jak ty.
Powiedziałem
jej, gdy brunetka zaczęła wąchać kwiatka.
Kurde,
ona jest przeurocza. Taka niewinna, śliczna i tak bardzo kobieca.
Uwielbiam jej delikatne rumieńce, które pojawiają się niemal za
każdym razem, gdy mówię jej jakiś komplement.
Resztę
drogi do hotelu szliśmy wtuleni w siebie. Było bardzo przyjemnie, a
to dopiero początek...
{}{}{}*{}{}{}
Wpuścił
mnie pierwszą w drzwiach windy. Zawsze to robił, był dżentelmenem.
Widziałam jak cały czas mi się przygląda, bezustannie czułam
jego wzrok na swoim ciele. Ja taka odważna nie byłam, ukradkiem na
niego zerkałam, na pewno to widział, bo gdy za każdym razem
spuszczałam wzrok na podłogę, on się uśmiechał. Chyba podobał
mu się fakt, że mnie onieśmiela.
Bez
zamienienia choćby jednego słowa wyszliśmy z windy na trzecim
piętrze i udaliśmy się prosto do naszego pokoju.
-Coś
się stało?
Usłyszałam
pytanie, a zaraz potem trzask zamykających się drzwi i przekręcenie
w nich kluczyka.
-Nie?
A co miało się stać?
Poszłam
do sypialni i siadając na łóżku ściągnęłam wysokie buty.
-No
bo tak nic nie mówisz, to do ciebie nie podobne.
Leo
też wszedł do sypialni i zaczął rozpinać guziki od koszuli
stojąc przy lusterku.
I
tego momentu bałam się najbardziej. Bałam się nocy. Bo jak to ma
wyglądać? Owszem, podoba mi się, nawet bardzo. Ale, no znam go
dopiero tydzień, może trochę dłużej, a już mielibyśmy
wylądować razem w łóżku. Nie chce, by pomyślał sobie, że
jestem łatwa. Bo nie jestem. Mam swoje zasady. Tylko, jak ja mu
powiem, że ma spać w salonie? Że ma sobie wybić z głowy sen w
jednym łóżku? Że ma sobie wybić z głowy wszystko, co związane
jest ze mną i łóżkiem? Przynajmniej w najbliższym czasie.
-Zmęczona
jestem, tyle. Zaraz położę się spać i rano znów będę Ci
gadała cały czas.
Uśmiechnęłam
się delikatnie do siebie, gdyż Leo stał odwrócony do mnie tyłem.
A gdy odwrócił się do mnie myślałam, że zaraz zemdleje.
Dosłownie, aż zabrakło mi tchu.
Wiedziałam, że jest dobrze
zbudowany, widziałam to już na opinającej się koszulce na jego
mięśniach, ale to w niczym nie mogło się równać z widokiem jego
ciała bez niczego. No dobra, miał na ramionach jeszcze koszulę,
ale nawet ona mi nie przeszkadzała.
-Wszystko
gra?
Z
rozmyśleń nad jego ciałem wyrwał mnie roześmiany głos Leo. On
to chyba robi specjalnie. On na bank się mną bawi, bym mu uległa.
Ale ja będę twarda... Przynajmniej spróbuję.
-Jak
najbardziej.
Uśmiechnęłam
się.
-Dobra,
pora spać, idź do salonu, bo jestem zmęczona.
Wstałam
z łóżka i podchodząc do szafy, zaczęłam szukać czegoś, co
posłuży mi dziś jako piżama.
-Chyba
się nie zrozumieliśmy. Ja śpię tutaj.
Ściągnął
do końca koszulę i rzucił ja na fotel stojący między szafą, a
oknem.
-W
takim razie dobranoc, widzimy się rano.
Wyciągnęłam
z szafy najluźniejszą koszulkę jaką znalazłam i po posłaniu Leo
ciepłego uśmiechu chciałam zostawić go samego. Znaczy źle, ja
nie chciałam, chciałam z nim zostać i przytulić się do jego
idealnego ciała, jednak wiedziałam, że nie mogę.
-Ej,
zaczekaj...
Chwycił
mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Naprawdę, jeżeli
zaraz od niego nie ucieknę, to mu ulegnę, naprawdę mu ulegnę.
-Słucham?
Uniosłam
głowę do góry i spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Łóżko
jest dużo wygodniejsze niż kanapa. Poza tym jest duże, zmieścimy
się razem.
Cwaniak.
-Nie,
Leo, prześpię się na kanapie. Nie chce naciągać liny
pracodawca-pracownik, która i tak jest już wystarczająco
naciągnięta.
Zabrałam
swoją rękę i splotłam palce.
-Przecież
na linia nigdy nie istniała. I uwierz mi, nigdy nie powstanie.
Czy
ja to dobrze zrozumiałam? On nie traktuje mnie jako pracownika?
Jeśli nie... to jak? Gdyby dał mi jeszcze kilka chwil, wymyśliłabym
to, jednak jego ruchy były szybsze niż moje myśli.
-Zostań
ze mną, obiecuję, nie tknę cię.
Przejechał
ręką po moim ramieniu.
-A
teraz co robisz?
Uśmiechnęłam
się w jego stronę.
-Wybacz,
ostatni raz. To co?
Odsunął
się ode mnie o kilka kroków.
Ulec
mu, czy nie? Być twardą, czy uległą? Obudzić się z bólem
pleców spowodowanych przez kanapę, czy u boku Leo? Żałować, że
się nie zgodziłam, czy żałować, że się nie zgodziłam?
Naprawdę nie wiem. Wiem, że jeżeli położę się obok niego, on
nie dotrzyma obietnicy. Na pewno będzie próbował mnie dotknąć.
Bo to Leo. Gdyby nie miał takich planów, po co by nalegał bym z
nim spała? Bo na pewno nie z powodu ewentualnego bólu pleców.
Nie
wiem dlaczego, ale patrząc w jego oczy, czułam, że mogę mu
zaufać, zaufać jak nikomu innemu. I chęć zbliżenia się do niego
była większa, niż moje obawy. Trudno, najwyżej będę żałować.
Ale w sumie czego żałować? Sen sam w sobie nie jest zły. A wiem,
że do niczego więcej nie dojdzie, bo mu po prostu na to nie
pozwolę, ani mi się śni.
-Pójdę
się tylko przebrać.
Znowu
mam wątpliwości. Znowu mu uległam.
{}{}{}*{}{}{}
Wszystko
idzie jak z płatka. Jednak zaczynam mieć malutkie, ale to takie
malutkie wyrzuty sumienia... Bo w sumie, Shanti mi nic nie zrobiła,
poza tym, że musiałem jej ratować tyłek(dosłownie) przed tymi
gwałcicielami. Może pomysł z takim bezdusznym potraktowaniem nie
jest odpowiedni? Może lepiej przystopować? Poczekać i zobaczyć
jak to wszystko samo się potoczy? Nie chce jej w jakiś sposób
skrzywdzić. Wydaje mi się, że już nie raz los ją skrzywdził,
nie chce się to tego znowu przyczynić.
Zmęczony
całym dniem położyłem się na łóżku i do połowy przykryłem
się kołdrą. Teraz zostało tylko czekanie na Shan i życzenie jej
dobrej nocy.
Długo
nie musiałem czekać. Po kilku minutach pojawiła się w samej
koszulce i rozpuszczonych włosach. Znów w głowie miałem te same
myśli co przed chwilą. Znów zapragnąłem ją mieć. Jednak już
sobie coś obiecałem. Zresztą nie tylko sobie, jej też. Spróbuję
tej obietnicy nie złamać, będzie ciężko, ale spróbuje.
-Dlaczego
w tej szafie są same obcisłe ciuchy?
Usiadła
na łóżku i przykryła sobie nogi.
-Tego
to nikt nie wie.
Tak
naprawdę, to ja te ciuchy wybierałem, ale lepiej, żeby Shanti się o
tym nie dowiedziała.
Po
kilku chwilach leżeliśmy obok siebie oddaleni o jakiś dobry metr.
Dziwnie się czułem leżąc obok tak ładnej dziewczyny i wiedząc,
że nie mogę jej dotknąć. Znaczy mogę, ale tak średnio mi
wypada...
-Dobranoc.
Powiedziała
uśmiechnięta Shan i zamknęła oczy. Próbowałem zrobić to samo,
jednak nie potrafiłem. Chciałem przyciągnąć ją do siebie i mocno przytulić, jednak tego też nie mogłem.Następne dwie godziny spędziłem
przyglądając się jak śpi. Była taka śliczna, niewinna. Urocza.
Cały czas powtarzam, że jest urocza. I wcale nie muszę wtedy
udawać. Chyba naprawdę zaczyna mi się podobać. Gdy tak na nią
patrzyłem, stwierdziłem, że nawet jej gadulstwo mi nie
przeszkadza. Teraz to tym bardziej jestem ciekawy, jak to wszystko
się potoczy...
{}{}{}*{}{}{}
Zostały
dwa tygodnie do ślubu. Wszystko jest już przygotowane. Prawie
wszystko. Nie ma najważniejszej rzeczy i najważniejszej kobiety dla
mnie w tym dniu. Nie ma Shanti. Od zawsze planowałyśmy, że razem weżniemy ślub, razem wybierzemy suknie ślubne. Miałyśmy być
razem tego dnia, a teraz nawet nie wiem gdzie ona jest. Wszystko się
zepsuło. Wszystko. Ten wypadek... do dziś się z tym nie
pogodziłam. Jednego dnia straciłam moją najlepszą przyjaciółkę.
Dziewczynę, którą znałam od zawsze, którą znałam lepiej niż
ktokolwiek inny, która znała mnie niż ktokolwiek inny. Ona
wiedziała o mnie więcej niż Cris, a to z nim spędzę całe swoje
życie. W pewnym stopniu, ona jest ważniejsza niż Cris, a raczej
była. Taka solidarność jajników. Zawsze była i będzie w moim
sercu. Nie wyobrażam sobie, że tego dnia mogłoby jej zabraknąć.
Postanowiliśmy
z Crisem, że na wakacje tego roku pojedziemy dopiero po ślubie. Bo
po co przemęczać się przed ceremonią? To będą wakacje i podróż
poślubna w jednym.
Cris
wyszedł z Carlotą do Marca. Od czasu zniknięcia Shanti bardzo dużo
czasu spędzali razem. Częściej bywaliśmy w domu Bartry niż w
naszym własnym. Może przez to, że nie chcieliśmy, żeby Marc nie
czuł się samotny? On sam się do tego nigdy nie przyznał. Twardo
stał przy tym, że daje sobie radę, że nie cierpi, że już dawno
pogodził się ze stratą Shanti. Słowa mówią jedno, oczy mówią
drugie. Miał taki smutny wzrok. Patrzyło się na niego i aż czuło
się ból, który usadowił się w jego sercu. Ten chłopak przeszedł
za wiele, za wiele się nacierpiał, a na to nie zasłużył. Nie
zasłużył na takie potraktowanie. Gdybym mogła, przywlokłabym
Shanti do niego i kazałbym im być razem tak długo, aż znów się
pokochają. Wiem jednak, że to jest niemożliwe.
Mając
blisko dwie godziny spokoju od przyszłego męża i córki zajęłam
się dalszymi przygotowaniami do ślubu. Nie wszystko było jeszcze
gotowe. Musiałam wybrać jeszcze menu i dekoracje samochodu, którym
będziemy jechali. To pierwsze ustaliliśmy z Cristianem już dawno,
wystarczyło już tylko zadzwonić i poinformować. Tak też
zrobiłam. Kilka dni temu byliśmy w restauracji i próbowaliśmy
różnych kuchni. Wybór padł na kuchnię śródziemnomorską z
domieszką kuchni włoskiej i meksykańskiej. Połączenie, które
śmiało można nazwać dziwnym, może nawet szalonym, ale i mi i
Crisowi takie połączenie najbardziej pasowało.
Chciałam
już zrobić sobie kawę mrożoną i ze szklanką w jednej ręce i
dobrą książką w drugiej położyć się na leżaku w ogrodzie,
jednak przypomniało mi się, że muszę wykonać jeszcze jeden
telefon. Muszę zadzwonić do Shanti. Zostały tylko dwa tygodnie, a
ja jestem bez świadkowej i bez sukni.
Wzięłam
czarną komórkę z blatu kuchennego i w spisie numerów znalazłam
numer do Shanti. Przyznam, trochę denerwowałam się przed tą
rozmową. Nie widziałyśmy się już długo, rozstałyśmy się
pokłócone. Telefon, to nie jest dobry sposób na złagodzenie
konfliktu. Osobiście dużo bardziej wolałabym spotkać się z nią
twarzą w twarz, jednak nawet nie wiem gdzie się podziewa.
Po
czterech sygnałach usłyszałam zaspany głos Shanti. Godzina
jedenasta, a ona jeszcze śpi?! Chyba naprawdę musi jej się dobrze
powodzić.
-Shanti?
Tutaj Lorena. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam...
Powiedziałam
niepewnie.
-Nie,
tylko drzemałam.
Usłyszałam
jak ziewa, faktycznie, tylko drzemała.
-Posłuchaj,
mogłybyśmy się spotkać? Musimy porozmawiać. Wiem, że nie za
fajnie wyglądało nasze pożegnanie, chyba przydałoby się
pogodzić, nie sądzisz?
Nie
łatwo było mi to mówić. Nadal uważałam, że ta kłótnia to
tylko i wyłącznie jej wina, jednak wiedziałam jaka Shan jest.
Wiedziałam, że ma za dużą dumę, by pierwsza wyciągnąć rękę
na zgodę.
-Tak,
głupio wyszło, zgadzam się. Jednak teraz to jest mało możliwe,
nie ma mnie w mieście, nie wiem za ile wracam.
-Boże,
Shan! Gdzie cię wywiało?!
-Spokojnie,
spokojnie. Jestem w pracy. W Paryżu. Ale za kilka dni powinnam być
już w Barcelonie, wtedy pogadamy.
-W
Paryżu?! Jak ty się tam znalazłaś?
Nie
ustępowałam z pytaniami.
-Lorena,
porozmawiamy jak wrócę, okey? Teraz muszę kończyć.
Słyszałam,
jak ze słowa na słowo jej głos stawał się coraz cichszy, ktoś
był obok niej?
-Dobrze,
dobrze. Tylko zaczekaj, muszę wiedzieć jedno.
-No?
Wzięłam
głębszy oddech powietrza.
-Chodzi
o rolę świadkowej i chrzestnej Carloty. Mam nadzieję, że nadal
chcesz nią być?
A
czy mogłam spodziewać się innej odpowiedzi ze strony Shan?
-Oczywiście,
że chce! Bardzo! Bałam się, że już dawno mnie skreśliłaś.
Bardzo się cieszę, naprawdę. Postaram się przyjechać do Ciebie
jak najszybciej! Jak Carlota?
-A
wszystko dobrze. Cris zabrał ją do Marca, wszystko do ślubu i
chrzcin już przyszykowane, teraz czekamy tylko na ciebie i suknie
ślubną.
Shanti
mi nic nie odpowiedziała. Zerwanie połączenia? Może powiedziałam
coś niestosownego? Naprawdę nie wiedziałam.
-Shan?
Jesteś tam?
Spytałam.
-Jestem...
Zapomniałam o Marcu... On naprawdę musi być tą drugą osobą? Nie
ma innej możliwości?
Czułam
jak błagalnym głosem do mnie mówiła. Głosem, na który zawsze
ulegałam. Ale nie tym razem. Postanowiłam być nieugięta.
-Tak,
musi. Będziecie razem naszymi świadkami i rodzicami chrzestnymi
naszej córki. Oboje jesteście dla nas jak rodzina. Nie wyobrażam
sobie, że jednego z was w tym dniu by mogło zabraknąć.
Liczyłam
się z tym, że Shan zmieni zdanie. Że powie, że w takim razie nie
będzie świadkową, bo przecież Marc to zboczeniec. Coś ją chyba
jednak zmieniło z tym Paryżu. Coś lub ktoś.
-W
takim razie zgoda. Do zobaczenia za kilka dni. Ucałuj Crisa i
Carlotę.
Czy
ja śnię? Jeszcze niedawno była zdolna zabić Marca, nie wyobrażała
sobie wspólnego czasu z nim, a teraz nawet się nie sprzeciwia?
Dziwna ta Shan się zrobiła. A może nie dziwna... stała się
bardziej swoja. Przez te kilka minut rozmowy czułam, jakbym
rozmawiała z Shanti sprzed wypadku. Tak bardzo bym chciała, żeby
jej pamięć wróciła...
{}{}{}*{}{}{}
Przyznam,
trochę zdziwił mnie telefon Loreny, ale jeszcze bardziej mnie
ucieszył. Głupio mi było z powodu tej kłótni, cieszę się, że
Lorena pierwsza się odezwała. Ja bym na tyle odwagi nie miała.
Właściwie, to myśl o Marcu już mnie tak nie przeraża. Przecież
on będzie tylko stał obok w kościele. Nie muszę z nim nawet
rozmawiać. Jakoś to będzie. A teraz mam jeszcze Leo... Mam
nadzieję, że pójdzie ze mną. Tak słodko wygląda jak śpi. Tak
niewinnie i nieziemsko seksownie. Położyłam się jeszcze na chwilę
obok niego, mimo że zegarek wskazywał grubo po jedenastej.
-Kto
dzwonił?
Spojrzałam
na Leo. Nadal miał oczy zamknięte, mimo to rozmawiał ze mną.
-Przyjaciółka.
Odrzekłam
niepewnie.
-Co
chciała?
W
sumie to trochę zdziwiły mnie jego pytania. Na co mu to wiedzieć?
Nie wystarczy mu to, co wie o mnie? O kurde... Skoro on nie śpi...
To słyszał moją rozmowę z Loreną! Słyszał o Marcu, o kłótni,
o tym wszystkim! Może nawet o wypadku! A przecież miał się nigdy
nie dowiedzieć! Teraz jeszcze dowie się, że go okłamałam i
wyleje mnie na zbity pysk. Ale ja jestem głupia!
-Nic
ważnego. Pójdę się przebrać.
Podeszłam
do szafy i zaczęłam szukać sobie coś stosownego.
-Dzisiaj
idziemy na obiad z takim jednym prezesem. Masz ładnie wyglądać.
Odwróciłam
się w jego stronę. Leżał z rękami pod głową i jeszcze lekko
zamkniętymi oczami przyglądał mi się.
-W
tej szafie są same ciuchy odpowiednie dla dziwki. Nie wyjdę ubrana
nic z tych ciuchów.
Zamknęłam
szafę i z rękami założonymi na piersiach spojrzałam na Leo.
-To
idź sobie coś kup.
Usiadł
na łóżku i dalej mi się przyglądał.
-Nie
mam pieniędzy.
Odrzekłam.
-Jak
dla mnie, to możesz nawet chodzić naga. W sumie, to byłoby lepsze.
-Chyba
cię pogięło!
Zmierzyłam
go wzrokiem i wściekła na jego wcześniejsze słowa wyszłam z
sypialni. Chętnie trzasnęłabym drzwiami, jednak ich nie było.
Chcąc trochę ochłonąć szybko weszłam pod prysznic.
Leo
był taki bezpośredni. Podoba mi się to. Właściwie, to przyznam,
że ten jego tekst o moim chodzeniu nago spodobał mi się, mogę go
nawet uznać za komplement.
Z
rozmyśleń nad Leo wyrwało mnie stukanie do drzwi.
-To
tylko ja.
Usłyszałam
zaraz po tym.
-Co
ty tu robisz?!
Niemal
krzyknęłam. Co on sobie wyobraża? Ja stoję naga, biorę prysznic,
a ten wchodzi sobie to łazienki jak gdyby nigdy nic. Osłania mnie
tylko szklana szyba, która mam nadzieję zaparowała od tamtej
strony, bo inaczej...
-Muszę
umyć zęby. Czuję się niekomfortowo z nieświeżym oddechem.
Usłyszałam
tylko jak wyciska pastę z już prawie pustej tubki i zaczyna myć
zęby. Ten to ma tupet. Chcąc nie chcąc, musiałam jakoś
wytrzymać. Umyłam włosy i zmyłam całą pianę z mojego ciała.
Już chciałam wyjść, gdy przypomniałam sobie o Leo.
-Leo?
-No?
-Nic,
myślałam, że cię już nie ma.
Odpowiedzi
nie usłyszałam, jedynie dalsze szorowanie o zęby.
-Możesz
sobie pójść? Muszę wyjść.
Stałam
lekko zmarznięta w kabinie prysznicowej.
-Mi
nie przeszkadzasz. Poza tym nie umyłem jeszcze zębów.
Jak
ja z nim wytrzymam następne dni ? Tak ma wyglądać każdy nasz
wspólny poranek? Gdyby było na odwrót i to ja bym go podglądała,
to okey, tak mogłoby być, ale teraz czuje się dość
niekomfortowo.
Gdy
wiedziałam, że nie zdołam już go wyrzucić z łazienki próbowałam
wymyślić coś nowego. Zwykłe wyjście odpada, nie chce by zobaczył
mnie nagą.
-Leo?
Spytałam
przeciągając jego imię.
-No?
-Możesz
mi podać coś do ubrania? Albo ręcznik?
Na
co ja liczyłam? Że posłusznie poda mi ręcznik, bądź jakąś
bluzkę? I jeszcze oczywiście zamknie oczy podając mi je? Nie,
wtedy Leo nie byłby Leo.
-Proszę.
Usłyszałam
po kilku chwilach i zobaczyłam postać Leo stojącą obok prysznica.
Delikatnie otworzyłam drzwiczki tak, by nic nie zobaczył i
wyciągnęłam rękę w jego stronę.
-Trzymaj
mocno, dużo tego.
Wyczułam
sarkazm w jego głosie. Wzięłam tą rzecz w rękę i przysunęłam
ją do siebie.
Czy
on sobie ze mnie kpi?!
-Co
to ma być?!
Wrzasnęłam
na niego.
-Chciałaś
ubranie, nie powiedziałaś jakie.
Słyszałam
jak się śmieje. W sumie to mu się nie dziwie, to było śmieszne.
Stałam z przemoczonymi włosami, całkiem naga i ze skarpetkami w
ręce. Tak, SKARPETKAMI. Ten głupek przyniósł mi skarpetki!
Różowe! Co ja mam teraz zrobić? Wyjść w skarpetkach i czuć jego
wzrok na całym swoim ciele? Czy siedzieć tutaj, aż złamie go
sumienie i mi coś przyniesie? Chętnie wybrałabym to drugie. Ale
było mi już naprawdę zimno.
Cóż,
skoro tak bardzo chce na mnie popatrzeć, to proszę bardzo. Nie mam
się niczego wstydzić. Chwyciłam skarpetki mocno w dłoń i
delikatnie uchyliłam drzwiczki. Nadal tam był. Siedział na wannie
i przeglądał się w lustrze. Bez koszulki. W samych majtkach. Matko
Boska!
Trudno,
raz się żyje. Otworzyłam szerzej drzwiczki i jedną nogą stanęłam
ja kafelkowej podłodze. Poczułam jak wlepia we mnie swoje oczy.
Czułam jego wzrok wszędzie. Dosłownie! Ale jaki to był wzrok!
Spojrzałam na niego, chociaż nie chciałam. Miałam zamiar szybko
przebiec do pokoju i się ubrać. Jednak gdy spojrzałam na jego
zdziwienie, podniecenie i niedowierzanie, które naraz narysowało
się na jego twarzy, nie mogłam tego przegapić. Dość wolno i
pewnie zmierzałam w kierunku drzwi, w kierunku Leo.
-I
na co tak się patrzysz? Nigdy nagiej kobiety nie widziałeś?
Z
uśmiechem spojrzałam na niego zatrzymując się dobry metr przed
nim. Myślałam, ze coś mi odpowie, cokolwiek. Rzuci z tym swoim
głupim uśmieszkiem, że na przykład nie mam się czym chwalić,
albo coś. A ten nic. Siedział z lekko otwartymi ustami i nie
potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa. Aż takie wrażenie
na nim zrobiłam? W sumie, to się cieszę. Teraz mam pewność, że
mu się podobam. Widzę to, ma aż rumieńca na twarzy.
Nie stałam tak długo. Po kilku
sekundach już szybszym krokiem poszłam do sypialni ubrać się,
jednak nadal czułam na sobie pożądliwy wzrok Leo...
############
Jejuuusiu o.O
Jaki długi rozdział mi wyszedł! Zastanawiałam się, czy nie podzielić go na pół, ale nawet nie znalazłam dobrego momentu :)
Podoba Wam się? Bo ja osobiście uważam, że to jest jeden z lepszych rozdziałów :)
I mam jeszcze jedno pytanie, polubiłyście choć troszkę Leo? Czytałam Wasze komentarze, większość czuła niechęć do niego, a to naprawdę fajny chłopak, serio :D Może po tym rozdziale zmienicie zdanie, bo i tak będziecie musiały z nim wytrzymać :)
Dobra, to tyle, cześć! :*
Jeszcze nie do końca jestem przekonana co do osoby Leo. Chociaż może po tych jego ostatnich przemyśleniach, że może jednak nie wykorzysta Shan, coś się zmieniło.
OdpowiedzUsuńA co do Shan, to : ogromnie się cieszę, że rozmawiała z Loreną ( i tu wielkie brawa dla Lor za to, że zrobiła pierwszy krok :) ), wreszcie będzie świadkową i chrzestną oraz najlepsze : NIE ZRZĘDZIŁA, ŻE MARC BĘDZIE DRUGIM ŚWIADKIEM I CHRZESTNYM *-* może z tego wyniknie coś dobrego ? mam taką nadzieję, jak i dalej wierzę, że w końcu odzyska pamięć :)
Buziaki :*
http://orgullo--y--prejuicio.blogspot.com/ Zapraszam :*
UsuńShanti&Leo, Shanti&Leo... Niee, lepiej brzmi Marc&Shanti, zdecydowanie <3
OdpowiedzUsuńhttp://la-forca-del-records.blogspot.com/2014/06/szesc-pozegnanie.html zapraszam na ostatni rozdział :)
OdpowiedzUsuńokej, Leo może w tym rozdziale jest bardziej przekonujący i okazuje ludzkie uczucia, ale Marc to Marc, więc zdania nie zmienię :D
OdpowiedzUsuńno i bardzo dobrze, że Shanti pogodziła się z Loreną i będzie na ich ślubie i chrzcie małej :)
i będzie tam z Marciem <3
ps. zapraszam do siebie na 3 rozdział http://nowyourejustaghost.blogspot.com/ :)
Leo *.*
OdpowiedzUsuńShanti i Leo ;p
Czekam na next <3
I zapraszam do siebie :)
http://teamocristiantello.blogspot.com/2014/06/prolog.html#comment-form
Leo mnie wkurzył! Czemu chce wykorzystać biedną Shanti? Przecież nic mu nie zrobiła!
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej zgodziła się zostać świadkową i chrzestną. Przynajmniej tyle..
Pozdrawiam :D
Zapraszam na ostatni rozdział http://remember-my--name.blogspot.com/ :*