środa, 25 czerwca 2014

Rozdział siedemnasty

Im więcej czasu z nim spędzam, tym dochodzę do wniosku, że nie przypadkowo na niego natrafiłam. Nie przypadkowo, to on ocalił mnie tamtej nocy. Bo gdyby to był przypadkowy chłopak, prawdopodobnie więcej bym go nie spotkała. A Leo? Cały czas mam go przy sobie. Cały czas jest blisko mnie, jest miły, opiekuńczy i zabawny. Wozi mnie ze sobą po świecie i jeszcze mi za to płaci. W sumie to nawet nie wiem na czym polega moja właściwa praca. Na dotrzymywaniu mu towarzystwa? W sumie... to ma tyle kasy, że w ogóle bym się nie zdziwiła.
Po kilku godzinach wylądowaliśmy na lotnisku w Paryżu. Niczym się nie różniło od tego w Barcelonie czy Madrycie. Samoloty, pasy startowe, ludzie, wszędzie to samo.
-Będziesz to jadła?
Spytał się mnie Leo, gdy siedzieliśmy w hotelowej restauracji i jedliśmy kolację. To tutaj, w tym hotelu spędzimy najbliższe kilka dni. Hotel ojca Leo. Wielki, piękny i bardzo drogi. To wyróżnienie, że mogę tutaj pomieszkać.
-Nie, weź sobie.
Odpowiedziałam mu z uśmiechem. Leo po chwili przysunął do siebie mój talerz i zjadł wszystko co na nim było ze smakiem. Mi prawdę mówiąc nie bardzo to smakowało. Jak dla mnie za mało soli, bez wyrazistego smaku, jak takie jedzenie dla dzieci, no ale widocznie Leo ma inny gust.
Po szybkiej kolacji poszliśmy do naszego pokoju. Zdziwiłam się tym, że był tak mały. Bo jaka to logika? W Madrycie byliśmy na kilka godzin, a mieliśmy dwa pokoje, łazienkę i jeszcze kuchnie! A tutaj spędzimy kilka dni, a mamy jeden pokój, łazienkę i mini, bardzo mini salon.
To właśnie to niego wchodziło się otwierając drzwi. Dalej drzwi nie było, tylko miejsce na futrynę, a za nią pokój. Wielka sypialnia z ogromnym, ale to ogromnym łożem! To na nie się rzuciłam, gdy tylko weszłam do sypialni.
-Ja tutaj zostaję!
Powiedziałam, gdy zobaczyłam Leo, który uśmiechnięty mi się przygląda.
-Zapomnij, zabieram Cię na miasto.
Myślałam, że się przesłyszałam. On mnie? Na miasto? Randka? Nie, na pewno nie. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na bruneta.
-A co jeśli ja nie chcę?

Oczywiście, że chciałam.
-To jest rozkaz służbowy. Będąc na wyjazdach służbowych pracujesz 24/h więc wybacz.
Zaśmiał się i rzucił swoją torbę z przeciwnej strony łóżka, niż ja siedziałam.
-Zamierzasz tu spać?
Lekko się zdziwiłam widząc, jak siada na łóżko, a z torby zaczyna wyciągać ciuchy.
-No a gdzie?
-Noo... w salonie? Właściwie, to dlaczego mamy jedno łóżko?
Spojrzał na mnie tylko tymi swoimi zabójczo pięknymi oczami i lekko się zaśmiał. Nie jestem pewna, ale to chyba był jego pomysł, byśmy spali razem...
Na moje pytanie mi nie odpowiedział, w sumie jego wzrok mówił sam za siebie.
Powiedział mi tylko, żebym się ładnie ubrała, bo zaraz wychodzimy. Skoro pracodawca karze, to nie będę się sprzeciwiała...
Tylko kolejny problem, nie mam tu ciuchów. Czy zawsze kobieta musi mieć problem z ubiorem? Ja na pewno... Leo widząc moją kwaśną minę powiedział, żebym otworzyła szafę. Czy on kupił mi ubrania?! Cała szafa wypełniona była przeróżnymi częściami garderoby. Chciałam mu podziękować, jednak on już zabrał ze sobą spodnie i koszulę i poszedł przebrać się do łazienki. Ja, korzystając z tego, że jestem sama, zaczęłam przymierzać różne ciuchy. Wszystkie były śliczne! Nie wiedziałam, na co mam się zdecydować. Jednak, gdy tak przeglądałam te ubrania, zauważyłam, że wszystkie są albo bardzo obcisłe, albo bardzo krótkie, albo z ogromnym dekoltem. Nic stosownego na wieczorne wyjście z pracodawcą nie znalazłam, zresztą jemu chyba o to chodziło... W końcu po chyba piętnastu minutach wybór padł na turkusową, lekko obcisłą spódniczkę do połowy uda i białą koszulkę na ramiączkach. Niczego z długim rękawem nie biorę, bo jest jeszcze ciepło, a wątpię, żebyśmy nie wiadomo jak długo chodzili po Paryżu.
-Ładnie to tak się wypinać?
No nie! On mnie podglądał! Usłyszałam jego słowa, gdy schylałam się, by zapiąć czarnego buta na obcasie. Gdy tylko zrozumiałam co do mnie powiedział, automatycznie się wyprostowałam i naciągnęłam spódnicę w dół, by przypadkiem nic więcej nie zobaczył.
-Ładnie to tak podglądać?
Spytałam z lekkim oburzeniem, oczywiście udawanym, bo na Leo nie potrafię się złościć. A fakt, że dobrowolnie mnie podglądał, nawet mi się podobał. Coraz bardziej zaczyna mi się wydawać, że się nim zauroczyłam...
-Jeżeli ma się kogo podglądać, to bardzo ładnie. Gotowa?
Spytał jak zawsze ze swoim szarmanckim uśmiechem. Nie chciałam już nawet mu nic odpowiadać, chciałam po prostu wyjść i spędzić z nim jak najmilej czas.
Wyglądał zabójczo przystojnie stojąc w windzie i robiąc do lustra śmieszne miny. Łapał się za delikatnie zarośniętą twarz i śmiesznie ją wykręcał mówiąc cały czas, bym do niego się przyłączyła. Ja oczywiście twardo stałam i mu odmawiałam. Jeszcze nie pogięło mnie na tyle, by robić z siebie idiotkę. Ale on niech z siebie robi, proszę bardzo, przynajmniej jest się z czego pośmiać.
Nie miałam pojęcia, dokąd Leo chce mnie zabrać. Całą drogę rozmawialiśmy o takich normalnych rzeczach, ani razu nie wspomniał o tym, dokąd zamierza mnie zabrać. Może szykuje jakąś wielką niespodziankę? Mam taką nadzieję.
{}{}{}*{}{}{}
Kiedyś miałem bardzo ważną rozmowę z ojcem na temat kobiet. Powiedział mi, że jeżeli chce zaimponować kobiecie, muszę się cholernie postarać, one to wtedy widzą i bardziej doceniają.
Bardzo chciałem zaimponować Shan, by mieć pewność, że jestem bezpieczny, że nie poleci na policję. Chociaż wydaje mi się, że nawet teraz gdybym już zaprzestał, ona by i tak nikomu nic nie powiedziała. Wydaje mi się, że naprawdę mnie polubiła. Widzę jak na mnie patrzy, jak każda typowa dziewczyna. Pewnie ona też jak tamte inne leci na kasę i nazwisko. Mi w sumie to nie przeszkadza, żadnych dalszych planów z nią w roli głównej nie mam.
Szliśmy po głównym placu w Paryżu. Wokół piękne, stare kamieniczki z kawiarenkami na parterach, stoliki przed wejściem, kwiaty, lampy, które oświetlały drogę, wszędzie zakochane pary, w oddali wieża Eiffela. Na mnie takie krajobrazy nie robiły wrażenia, ale na Shanti chyba ogromne. Wyglądała, jakby pierwszy raz była w Paryżu. Raczej w to wątpię, przecież mówi płynnie po francusku, ale kto tam ją wie.
-Podoba Ci się?
-Bardzo!
Niemal krzyknęła. Chyba naprawdę musiało jej się podobać.
-To nie wiem jak bardzo będzie Ci się podobało, gdy wjedziemy tam.
Wskazałem palcem na wieże Eiffela, która była już coraz bliżej nas.

Wzrok Shan mówił sam za siebie. Nie mogła uwierzyć, że zaraz stanie na kilkuset metrach i spojrzy na panoramę Paryża z największej budowli w mieście.
Kilka chwil zajęło nam wjechanie na taras widokowy wieży. Shanti cały ten czas z wielkim, promiennym uśmiechem przyglądała się wszystkiemu. Muszę przyznać, wyglądała uroczo rozglądając się cały czas i powtarzając, że nie może uwierzyć, że zaraz wjedzie na szczyt wieży Eiffela.
-Zamknij oczy.
Powiedziałem do niej, gdy wjechaliśmy niemal na samą górę.
Zrobiła jak kazałem. Ja tylko chwyciłem ją delikatnie za rękę i poprowadziłem do idealnego miejsca. Zatrzymaliśmy się przy barierce, za którą widok był na całą panoramę Paryża.
-Już możesz otworzyć.
Stanąłem za nią. Nie wiem co sobie wtedy myślała, wiem jedno. To naprawdę musiało zrobić na niej wrażenie. Przez kilka chwil stała z rękami na barierce i wlepiała swoje czarne oczy za horyzont.
-Shan? Wszystko w porządku?
Spytałem, gdy przez kilka minut nie usłyszałem od niej żadnego słowa. A to do niej nie podobne.
Dziewczyna tylko odwróciła się w moją stronę i delikatnie się uśmiechnęła.
-Tutaj jest pięknie.

I owszem, było. Księżyc wysoko zawisł już na gwieździstym niebie, wiatr delikatnie rozwiewał włosy i do tego jeszcze zapach perfum Shan...
Gdy tak stałem za Shan, przyszła mi do głowy pewna myśl, którą szybko zamieniłem w czyny. Moje obie ręce delikatnie powędrowały na biodra brunetki. Byłem przygotowany na odtrącenie, może nawet na strzał w policzek, a tu nic. Pozwoliła mi. Tak po prostu mi pozwoliła. Nie sądziłem, że jest taka łatwa. Nie wyglądała na taką. Ale dla mnie to lepiej. Jeśli się uda, przelecę ją już dziś wieczorem.
{}{}{}*{}{}{}
Czy może być coś cudowniejszego? Stoisz na wysokości kilkuset metrów, podziwiasz piękną okolicę i to w jakim towarzystwie. Z najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziałaś. Nie, nie ma nic piękniejszego.
Z chwili na chwilę czułam, jak Leo się do mnie przybliża. Na samym początku trzymał tylko na moich biodrach ręce. Teraz przytulił się do mnie i oparł swoją głowę o moją. Nie protestowałam. Nawet nie przeszło mi to przez myśl. On za bardzo mi się podoba, bym go odtrącała. Tak, przyznaje, Leonardo Maydi Isaias mi się podoba. Podoba i to bardzo! Od samego początku nie mogę mu się oprzeć. Ma w sobie coś takiego, co mnie do niego ciągnie i nie mogę nad tym zapanować. Nawet nie chce.
-Masz jeszcze jakieś plany na dziś?
Położyłam swoje dłonie na jego i delikatnie odwróciłam głowę w jego stronę, by móc spojrzeć w te śliczne oczka.
-Mam, ale to niespodzianka.
Po nim mogę się spodziewać wszystkiego. Jest chwilę przed północą, a my jesteśmy na tarasie widokowym na wieży Eiffela.
Spędziliśmy na niej urocze piętnaście minut, później musieliśmy już zjechać na dół.
-Podobało się?
Szliśmy wąskim chodnikiem jedną z głównych ulic Paryża.
-Czy się podobało?! Bardzo! Bardzo mi się podobało!
-Teraz już będzie tylko lepiej.
Odpowiedział mi i już po chwili czułam jego rękę, która oplotła się wokół mojej talii. Przez chwilę zamarłam. Jednak to co działo się tam na górze mi się nie przyśniło. Jednak on naprawdę mnie podrywa!
-Coś nie tak?
Chyba zauważył moje zdenerwowanie wywołane całą tą sytuacją.
-Nie, wszystko w porządku.
Nie wiem czy powinnam, nie wiem czy wyjdzie mi to na dobre, ale oddałam się temu. Wtuliłam się w jego wyrzeźbione ciało i nie zastanawiałam się co będzie później. Raz się żyje, nie?
{}{}{}*{}{}{}
Kolejny krok wykonany. Zdolny jestem, muszę to przyznać. Nigdy bym nie przypuszczał, że z nią pójdzie mi tak łatwo. I że ona się mnie w ogóle nie boi? Dziwię jej się trochę. Jakby nie było, jestem mordercą. Zabiłem czwórkę ludzi na jej oczach, a ona po tygodniu znajomości pozwala mi się przytulać. Ale w sumie jestem dla niej miły tak bardzo jak dla nikogo innego. To aż do mnie nie podobne.
Szliśmy wtuleni w siebie do naszego hotelu, kiedy przy jednej z przydrożnych kawiarenek zobaczyłem stoisko z kwiatami. Zostawiłem Shan na chwilę samą i kupiłem dla niej piękną, czerwoną różę. Wiedząc jej przeuroczy uśmiech na twarzy, gdy wręczałem jej kwiat wiedziałem, że zbieram coraz więcej plusów i niedługo będę u celu mojej misji- o ile mogę tak to nazwać.

-Jest prawie tak piękny jak ty.
Powiedziałem jej, gdy brunetka zaczęła wąchać kwiatka.
Kurde, ona jest przeurocza. Taka niewinna, śliczna i tak bardzo kobieca. Uwielbiam jej delikatne rumieńce, które pojawiają się niemal za każdym razem, gdy mówię jej jakiś komplement.
Resztę drogi do hotelu szliśmy wtuleni w siebie. Było bardzo przyjemnie, a to dopiero początek...
{}{}{}*{}{}{}
Wpuścił mnie pierwszą w drzwiach windy. Zawsze to robił, był dżentelmenem. Widziałam jak cały czas mi się przygląda, bezustannie czułam jego wzrok na swoim ciele. Ja taka odważna nie byłam, ukradkiem na niego zerkałam, na pewno to widział, bo gdy za każdym razem spuszczałam wzrok na podłogę, on się uśmiechał. Chyba podobał mu się fakt, że mnie onieśmiela.
Bez zamienienia choćby jednego słowa wyszliśmy z windy na trzecim piętrze i udaliśmy się prosto do naszego pokoju.
-Coś się stało?
Usłyszałam pytanie, a zaraz potem trzask zamykających się drzwi i przekręcenie w nich kluczyka.
-Nie? A co miało się stać?
Poszłam do sypialni i siadając na łóżku ściągnęłam wysokie buty.
-No bo tak nic nie mówisz, to do ciebie nie podobne.
Leo też wszedł do sypialni i zaczął rozpinać guziki od koszuli stojąc przy lusterku.
I tego momentu bałam się najbardziej. Bałam się nocy. Bo jak to ma wyglądać? Owszem, podoba mi się, nawet bardzo. Ale, no znam go dopiero tydzień, może trochę dłużej, a już mielibyśmy wylądować razem w łóżku. Nie chce, by pomyślał sobie, że jestem łatwa. Bo nie jestem. Mam swoje zasady. Tylko, jak ja mu powiem, że ma spać w salonie? Że ma sobie wybić z głowy sen w jednym łóżku? Że ma sobie wybić z głowy wszystko, co związane jest ze mną i łóżkiem? Przynajmniej w najbliższym czasie.
-Zmęczona jestem, tyle. Zaraz położę się spać i rano znów będę Ci gadała cały czas.
Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie, gdyż Leo stał odwrócony do mnie tyłem. A gdy odwrócił się do mnie myślałam, że zaraz zemdleje. Dosłownie, aż zabrakło mi tchu. 

Wiedziałam, że jest dobrze zbudowany, widziałam to już na opinającej się koszulce na jego mięśniach, ale to w niczym nie mogło się równać z widokiem jego ciała bez niczego. No dobra, miał na ramionach jeszcze koszulę, ale nawet ona mi nie przeszkadzała.
-Wszystko gra?
Z rozmyśleń nad jego ciałem wyrwał mnie roześmiany głos Leo. On to chyba robi specjalnie. On na bank się mną bawi, bym mu uległa. Ale ja będę twarda... Przynajmniej spróbuję.
-Jak najbardziej.
Uśmiechnęłam się.
-Dobra, pora spać, idź do salonu, bo jestem zmęczona.
Wstałam z łóżka i podchodząc do szafy, zaczęłam szukać czegoś, co posłuży mi dziś jako piżama.
-Chyba się nie zrozumieliśmy. Ja śpię tutaj.
Ściągnął do końca koszulę i rzucił ja na fotel stojący między szafą, a oknem.
-W takim razie dobranoc, widzimy się rano.
Wyciągnęłam z szafy najluźniejszą koszulkę jaką znalazłam i po posłaniu Leo ciepłego uśmiechu chciałam zostawić go samego. Znaczy źle, ja nie chciałam, chciałam z nim zostać i przytulić się do jego idealnego ciała, jednak wiedziałam, że nie mogę.
-Ej, zaczekaj...
Chwycił mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Naprawdę, jeżeli zaraz od niego nie ucieknę, to mu ulegnę, naprawdę mu ulegnę.
-Słucham?
Uniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Łóżko jest dużo wygodniejsze niż kanapa. Poza tym jest duże, zmieścimy się razem.
Cwaniak.
-Nie, Leo, prześpię się na kanapie. Nie chce naciągać liny pracodawca-pracownik, która i tak jest już wystarczająco naciągnięta.
Zabrałam swoją rękę i splotłam palce.
-Przecież na linia nigdy nie istniała. I uwierz mi, nigdy nie powstanie.
Czy ja to dobrze zrozumiałam? On nie traktuje mnie jako pracownika? Jeśli nie... to jak? Gdyby dał mi jeszcze kilka chwil, wymyśliłabym to, jednak jego ruchy były szybsze niż moje myśli.
-Zostań ze mną, obiecuję, nie tknę cię.

Przejechał ręką po moim ramieniu.
-A teraz co robisz?
Uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Wybacz, ostatni raz. To co?
Odsunął się ode mnie o kilka kroków.
Ulec mu, czy nie? Być twardą, czy uległą? Obudzić się z bólem pleców spowodowanych przez kanapę, czy u boku Leo? Żałować, że się nie zgodziłam, czy żałować, że się nie zgodziłam? Naprawdę nie wiem. Wiem, że jeżeli położę się obok niego, on nie dotrzyma obietnicy. Na pewno będzie próbował mnie dotknąć. Bo to Leo. Gdyby nie miał takich planów, po co by nalegał bym z nim spała? Bo na pewno nie z powodu ewentualnego bólu pleców.
Nie wiem dlaczego, ale patrząc w jego oczy, czułam, że mogę mu zaufać, zaufać jak nikomu innemu. I chęć zbliżenia się do niego była większa, niż moje obawy. Trudno, najwyżej będę żałować. Ale w sumie czego żałować? Sen sam w sobie nie jest zły. A wiem, że do niczego więcej nie dojdzie, bo mu po prostu na to nie pozwolę, ani mi się śni.
-Pójdę się tylko przebrać.
Znowu mam wątpliwości. Znowu mu uległam.
{}{}{}*{}{}{}
Wszystko idzie jak z płatka. Jednak zaczynam mieć malutkie, ale to takie malutkie wyrzuty sumienia... Bo w sumie, Shanti mi nic nie zrobiła, poza tym, że musiałem jej ratować tyłek(dosłownie) przed tymi gwałcicielami. Może pomysł z takim bezdusznym potraktowaniem nie jest odpowiedni? Może lepiej przystopować? Poczekać i zobaczyć jak to wszystko samo się potoczy? Nie chce jej w jakiś sposób skrzywdzić. Wydaje mi się, że już nie raz los ją skrzywdził, nie chce się to tego znowu przyczynić.
Zmęczony całym dniem położyłem się na łóżku i do połowy przykryłem się kołdrą. Teraz zostało tylko czekanie na Shan i życzenie jej dobrej nocy.
Długo nie musiałem czekać. Po kilku minutach pojawiła się w samej koszulce i rozpuszczonych włosach. Znów w głowie miałem te same myśli co przed chwilą. Znów zapragnąłem ją mieć. Jednak już sobie coś obiecałem. Zresztą nie tylko sobie, jej też. Spróbuję tej obietnicy nie złamać, będzie ciężko, ale spróbuje.
-Dlaczego w tej szafie są same obcisłe ciuchy?
Usiadła na łóżku i przykryła sobie nogi.
-Tego to nikt nie wie.
Tak naprawdę, to ja te ciuchy wybierałem, ale lepiej, żeby Shanti się o tym nie dowiedziała.
Po kilku chwilach leżeliśmy obok siebie oddaleni o jakiś dobry metr. Dziwnie się czułem leżąc obok tak ładnej dziewczyny i wiedząc, że nie mogę jej dotknąć. Znaczy mogę, ale tak średnio mi wypada...
-Dobranoc.

Powiedziała uśmiechnięta Shan i zamknęła oczy. Próbowałem zrobić to samo, jednak nie potrafiłem. Chciałem przyciągnąć ją do siebie i mocno przytulić, jednak tego też nie mogłem.Następne dwie godziny spędziłem przyglądając się jak śpi. Była taka śliczna, niewinna. Urocza. Cały czas powtarzam, że jest urocza. I wcale nie muszę wtedy udawać. Chyba naprawdę zaczyna mi się podobać. Gdy tak na nią patrzyłem, stwierdziłem, że nawet jej gadulstwo mi nie przeszkadza. Teraz to tym bardziej jestem ciekawy, jak to wszystko się potoczy...
{}{}{}*{}{}{}
Zostały dwa tygodnie do ślubu. Wszystko jest już przygotowane. Prawie wszystko. Nie ma najważniejszej rzeczy i najważniejszej kobiety dla mnie w tym dniu. Nie ma Shanti. Od zawsze planowałyśmy, że razem weżniemy ślub, razem wybierzemy suknie ślubne. Miałyśmy być razem tego dnia, a teraz nawet nie wiem gdzie ona jest. Wszystko się zepsuło. Wszystko. Ten wypadek... do dziś się z tym nie pogodziłam. Jednego dnia straciłam moją najlepszą przyjaciółkę. Dziewczynę, którą znałam od zawsze, którą znałam lepiej niż ktokolwiek inny, która znała mnie niż ktokolwiek inny. Ona wiedziała o mnie więcej niż Cris, a to z nim spędzę całe swoje życie. W pewnym stopniu, ona jest ważniejsza niż Cris, a raczej była. Taka solidarność jajników. Zawsze była i będzie w moim sercu. Nie wyobrażam sobie, że tego dnia mogłoby jej zabraknąć.
Postanowiliśmy z Crisem, że na wakacje tego roku pojedziemy dopiero po ślubie. Bo po co przemęczać się przed ceremonią? To będą wakacje i podróż poślubna w jednym.
Cris wyszedł z Carlotą do Marca. Od czasu zniknięcia Shanti bardzo dużo czasu spędzali razem. Częściej bywaliśmy w domu Bartry niż w naszym własnym. Może przez to, że nie chcieliśmy, żeby Marc nie czuł się samotny? On sam się do tego nigdy nie przyznał. Twardo stał przy tym, że daje sobie radę, że nie cierpi, że już dawno pogodził się ze stratą Shanti. Słowa mówią jedno, oczy mówią drugie. Miał taki smutny wzrok. Patrzyło się na niego i aż czuło się ból, który usadowił się w jego sercu. Ten chłopak przeszedł za wiele, za wiele się nacierpiał, a na to nie zasłużył. Nie zasłużył na takie potraktowanie. Gdybym mogła, przywlokłabym Shanti do niego i kazałbym im być razem tak długo, aż znów się pokochają. Wiem jednak, że to jest niemożliwe.
Mając blisko dwie godziny spokoju od przyszłego męża i córki zajęłam się dalszymi przygotowaniami do ślubu. Nie wszystko było jeszcze gotowe. Musiałam wybrać jeszcze menu i dekoracje samochodu, którym będziemy jechali. To pierwsze ustaliliśmy z Cristianem już dawno, wystarczyło już tylko zadzwonić i poinformować. Tak też zrobiłam. Kilka dni temu byliśmy w restauracji i próbowaliśmy różnych kuchni. Wybór padł na kuchnię śródziemnomorską z domieszką kuchni włoskiej i meksykańskiej. Połączenie, które śmiało można nazwać dziwnym, może nawet szalonym, ale i mi i Crisowi takie połączenie najbardziej pasowało.
Chciałam już zrobić sobie kawę mrożoną i ze szklanką w jednej ręce i dobrą książką w drugiej położyć się na leżaku w ogrodzie, jednak przypomniało mi się, że muszę wykonać jeszcze jeden telefon. Muszę zadzwonić do Shanti. Zostały tylko dwa tygodnie, a ja jestem bez świadkowej i bez sukni.
Wzięłam czarną komórkę z blatu kuchennego i w spisie numerów znalazłam numer do Shanti. Przyznam, trochę denerwowałam się przed tą rozmową. Nie widziałyśmy się już długo, rozstałyśmy się pokłócone. Telefon, to nie jest dobry sposób na złagodzenie konfliktu. Osobiście dużo bardziej wolałabym spotkać się z nią twarzą w twarz, jednak nawet nie wiem gdzie się podziewa.
Po czterech sygnałach usłyszałam zaspany głos Shanti. Godzina jedenasta, a ona jeszcze śpi?! Chyba naprawdę musi jej się dobrze powodzić.
-Shanti? Tutaj Lorena. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłam...
Powiedziałam niepewnie.
-Nie, tylko drzemałam.
Usłyszałam jak ziewa, faktycznie, tylko drzemała.
-Posłuchaj, mogłybyśmy się spotkać? Musimy porozmawiać. Wiem, że nie za fajnie wyglądało nasze pożegnanie, chyba przydałoby się pogodzić, nie sądzisz?
Nie łatwo było mi to mówić. Nadal uważałam, że ta kłótnia to tylko i wyłącznie jej wina, jednak wiedziałam jaka Shan jest. Wiedziałam, że ma za dużą dumę, by pierwsza wyciągnąć rękę na zgodę.
-Tak, głupio wyszło, zgadzam się. Jednak teraz to jest mało możliwe, nie ma mnie w mieście, nie wiem za ile wracam.
-Boże, Shan! Gdzie cię wywiało?!
-Spokojnie, spokojnie. Jestem w pracy. W Paryżu. Ale za kilka dni powinnam być już w Barcelonie, wtedy pogadamy.
-W Paryżu?! Jak ty się tam znalazłaś?
Nie ustępowałam z pytaniami.
-Lorena, porozmawiamy jak wrócę, okey? Teraz muszę kończyć.
Słyszałam, jak ze słowa na słowo jej głos stawał się coraz cichszy, ktoś był obok niej?
-Dobrze, dobrze. Tylko zaczekaj, muszę wiedzieć jedno.
-No?
Wzięłam głębszy oddech powietrza.
-Chodzi o rolę świadkowej i chrzestnej Carloty. Mam nadzieję, że nadal chcesz nią być?
A czy mogłam spodziewać się innej odpowiedzi ze strony Shan?
-Oczywiście, że chce! Bardzo! Bałam się, że już dawno mnie skreśliłaś. Bardzo się cieszę, naprawdę. Postaram się przyjechać do Ciebie jak najszybciej! Jak Carlota?
-A wszystko dobrze. Cris zabrał ją do Marca, wszystko do ślubu i chrzcin już przyszykowane, teraz czekamy tylko na ciebie i suknie ślubną.
Shanti mi nic nie odpowiedziała. Zerwanie połączenia? Może powiedziałam coś niestosownego? Naprawdę nie wiedziałam.
-Shan? Jesteś tam?
Spytałam.
-Jestem... Zapomniałam o Marcu... On naprawdę musi być tą drugą osobą? Nie ma innej możliwości?
Czułam jak błagalnym głosem do mnie mówiła. Głosem, na który zawsze ulegałam. Ale nie tym razem. Postanowiłam być nieugięta.
-Tak, musi. Będziecie razem naszymi świadkami i rodzicami chrzestnymi naszej córki. Oboje jesteście dla nas jak rodzina. Nie wyobrażam sobie, że jednego z was w tym dniu by mogło zabraknąć.
Liczyłam się z tym, że Shan zmieni zdanie. Że powie, że w takim razie nie będzie świadkową, bo przecież Marc to zboczeniec. Coś ją chyba jednak zmieniło z tym Paryżu. Coś lub ktoś.
-W takim razie zgoda. Do zobaczenia za kilka dni. Ucałuj Crisa i Carlotę.
Czy ja śnię? Jeszcze niedawno była zdolna zabić  Marca, nie wyobrażała sobie wspólnego czasu z nim, a teraz nawet się nie sprzeciwia? Dziwna ta Shan się zrobiła. A może nie dziwna... stała się bardziej swoja. Przez te kilka minut rozmowy czułam, jakbym rozmawiała z Shanti sprzed wypadku. Tak bardzo bym chciała, żeby jej pamięć wróciła...
{}{}{}*{}{}{}
Przyznam, trochę zdziwił mnie telefon Loreny, ale jeszcze bardziej mnie ucieszył. Głupio mi było z powodu tej kłótni, cieszę się, że Lorena pierwsza się odezwała. Ja bym na tyle odwagi nie miała. 

Właściwie, to myśl o Marcu już mnie tak nie przeraża. Przecież on będzie tylko stał obok w kościele. Nie muszę z nim nawet rozmawiać. Jakoś to będzie. A teraz mam jeszcze Leo... Mam nadzieję, że pójdzie ze mną. Tak słodko wygląda jak śpi. Tak niewinnie i nieziemsko seksownie. Położyłam się jeszcze na chwilę obok niego, mimo że zegarek wskazywał grubo po jedenastej.
-Kto dzwonił?
Spojrzałam na Leo. Nadal miał oczy zamknięte, mimo to rozmawiał ze mną.
-Przyjaciółka.
Odrzekłam niepewnie.
-Co chciała?
W sumie to trochę zdziwiły mnie jego pytania. Na co mu to wiedzieć? Nie wystarczy mu to, co wie o mnie? O kurde... Skoro on nie śpi... To słyszał moją rozmowę z Loreną! Słyszał o Marcu, o kłótni, o tym wszystkim! Może nawet o wypadku! A przecież miał się nigdy nie dowiedzieć! Teraz jeszcze dowie się, że go okłamałam i wyleje mnie na zbity pysk. Ale ja jestem głupia!
-Nic ważnego. Pójdę się przebrać.
Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać sobie coś stosownego.
-Dzisiaj idziemy na obiad z takim jednym prezesem. Masz ładnie wyglądać.
Odwróciłam się w jego stronę. Leżał z rękami pod głową i jeszcze lekko zamkniętymi oczami przyglądał mi się.
-W tej szafie są same ciuchy odpowiednie dla dziwki. Nie wyjdę ubrana nic z tych ciuchów.
Zamknęłam szafę i z rękami założonymi na piersiach spojrzałam na Leo.
-To idź sobie coś kup.
Usiadł na łóżku i dalej mi się przyglądał.
-Nie mam pieniędzy.
Odrzekłam.
-Jak dla mnie, to możesz nawet chodzić naga. W sumie, to byłoby lepsze.
-Chyba cię pogięło!
Zmierzyłam go wzrokiem i wściekła na jego wcześniejsze słowa wyszłam z sypialni. Chętnie trzasnęłabym drzwiami, jednak ich nie było. Chcąc trochę ochłonąć szybko weszłam pod prysznic.
Leo był taki bezpośredni. Podoba mi się to. Właściwie, to przyznam, że ten jego tekst o moim chodzeniu nago spodobał mi się, mogę go nawet uznać za komplement.
Z rozmyśleń nad Leo wyrwało mnie stukanie do drzwi.
-To tylko ja.
Usłyszałam zaraz po tym.
-Co ty tu robisz?!

Niemal krzyknęłam. Co on sobie wyobraża? Ja stoję naga, biorę prysznic, a ten wchodzi sobie to łazienki jak gdyby nigdy nic. Osłania mnie tylko szklana szyba, która mam nadzieję zaparowała od tamtej strony, bo inaczej...
-Muszę umyć zęby. Czuję się niekomfortowo z nieświeżym oddechem.
Usłyszałam tylko jak wyciska pastę z już prawie pustej tubki i zaczyna myć zęby. Ten to ma tupet. Chcąc nie chcąc, musiałam jakoś wytrzymać. Umyłam włosy i zmyłam całą pianę z mojego ciała. Już chciałam wyjść, gdy przypomniałam sobie o Leo.
-Leo?
-No?
-Nic, myślałam, że cię już nie ma.
Odpowiedzi nie usłyszałam, jedynie dalsze szorowanie o zęby.
-Możesz sobie pójść? Muszę wyjść.
Stałam lekko zmarznięta w kabinie prysznicowej.
-Mi nie przeszkadzasz. Poza tym nie umyłem jeszcze zębów.
Jak ja z nim wytrzymam następne dni ? Tak ma wyglądać każdy nasz wspólny poranek? Gdyby było na odwrót i to ja bym go podglądała, to okey, tak mogłoby być, ale teraz czuje się dość niekomfortowo.
Gdy wiedziałam, że nie zdołam już go wyrzucić z łazienki próbowałam wymyślić coś nowego. Zwykłe wyjście odpada, nie chce by zobaczył mnie nagą.
-Leo?
Spytałam przeciągając jego imię.
-No?
-Możesz mi podać coś do ubrania? Albo ręcznik?
Na co ja liczyłam? Że posłusznie poda mi ręcznik, bądź jakąś bluzkę? I jeszcze oczywiście zamknie oczy podając mi je? Nie, wtedy Leo nie byłby Leo.
-Proszę.
Usłyszałam po kilku chwilach i zobaczyłam postać Leo stojącą obok prysznica. Delikatnie otworzyłam drzwiczki tak, by nic nie zobaczył i wyciągnęłam rękę w jego stronę.
-Trzymaj mocno, dużo tego.
Wyczułam sarkazm w jego głosie. Wzięłam tą rzecz w rękę i przysunęłam ją do siebie.
Czy on sobie ze mnie kpi?!
-Co to ma być?!
Wrzasnęłam na niego.
-Chciałaś ubranie, nie powiedziałaś jakie.
Słyszałam jak się śmieje. W sumie to mu się nie dziwie, to było śmieszne. Stałam z przemoczonymi włosami, całkiem naga i ze skarpetkami w ręce. Tak, SKARPETKAMI. Ten głupek przyniósł mi skarpetki! Różowe! Co ja mam teraz zrobić? Wyjść w skarpetkach i czuć jego wzrok na całym swoim ciele? Czy siedzieć tutaj, aż złamie go sumienie i mi coś przyniesie? Chętnie wybrałabym to drugie. Ale było mi już naprawdę zimno.
Cóż, skoro tak bardzo chce na mnie popatrzeć, to proszę bardzo. Nie mam się niczego wstydzić. Chwyciłam skarpetki mocno w dłoń i delikatnie uchyliłam drzwiczki. Nadal tam był. Siedział na wannie i przeglądał się w lustrze. Bez koszulki. W samych majtkach. Matko Boska!
Trudno, raz się żyje. Otworzyłam szerzej drzwiczki i jedną nogą stanęłam ja kafelkowej podłodze. Poczułam jak wlepia we mnie swoje oczy. Czułam jego wzrok wszędzie. Dosłownie! Ale jaki to był wzrok! Spojrzałam na niego, chociaż nie chciałam. Miałam zamiar szybko przebiec do pokoju i się ubrać. Jednak gdy spojrzałam na jego zdziwienie, podniecenie i niedowierzanie, które naraz narysowało się na jego twarzy, nie mogłam tego przegapić. Dość wolno i pewnie zmierzałam w kierunku drzwi, w kierunku Leo.
-I na co tak się patrzysz? Nigdy nagiej kobiety nie widziałeś?
Z uśmiechem spojrzałam na niego zatrzymując się dobry metr przed nim. Myślałam, ze coś mi odpowie, cokolwiek. Rzuci z tym swoim głupim uśmieszkiem, że na przykład nie mam się czym chwalić, albo coś. A ten nic. Siedział z lekko otwartymi ustami i nie potrafił wydusić z siebie ani jednego słowa. Aż takie wrażenie na nim zrobiłam? W sumie, to się cieszę. Teraz mam pewność, że mu się podobam. Widzę to, ma aż rumieńca na twarzy.
Nie stałam tak długo. Po kilku sekundach już szybszym krokiem poszłam do sypialni ubrać się, jednak nadal czułam na sobie pożądliwy wzrok Leo...

############

Jejuuusiu o.O
Jaki długi rozdział mi wyszedł! Zastanawiałam się, czy nie podzielić go na pół, ale nawet nie znalazłam dobrego momentu :)
Podoba Wam się? Bo ja osobiście uważam, że to jest jeden z lepszych rozdziałów :)
I mam jeszcze jedno pytanie, polubiłyście choć troszkę Leo? Czytałam Wasze komentarze, większość czuła niechęć do niego, a to naprawdę fajny chłopak, serio :D Może po tym rozdziale zmienicie zdanie, bo i tak będziecie musiały z nim wytrzymać :)
Dobra, to tyle, cześć! :*

7 komentarzy:

  1. Jeszcze nie do końca jestem przekonana co do osoby Leo. Chociaż może po tych jego ostatnich przemyśleniach, że może jednak nie wykorzysta Shan, coś się zmieniło.
    A co do Shan, to : ogromnie się cieszę, że rozmawiała z Loreną ( i tu wielkie brawa dla Lor za to, że zrobiła pierwszy krok :) ), wreszcie będzie świadkową i chrzestną oraz najlepsze : NIE ZRZĘDZIŁA, ŻE MARC BĘDZIE DRUGIM ŚWIADKIEM I CHRZESTNYM *-* może z tego wyniknie coś dobrego ? mam taką nadzieję, jak i dalej wierzę, że w końcu odzyska pamięć :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://orgullo--y--prejuicio.blogspot.com/ Zapraszam :*

      Usuń
  2. Shanti&Leo, Shanti&Leo... Niee, lepiej brzmi Marc&Shanti, zdecydowanie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. http://la-forca-del-records.blogspot.com/2014/06/szesc-pozegnanie.html zapraszam na ostatni rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. okej, Leo może w tym rozdziale jest bardziej przekonujący i okazuje ludzkie uczucia, ale Marc to Marc, więc zdania nie zmienię :D
    no i bardzo dobrze, że Shanti pogodziła się z Loreną i będzie na ich ślubie i chrzcie małej :)
    i będzie tam z Marciem <3
    ps. zapraszam do siebie na 3 rozdział http://nowyourejustaghost.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Leo *.*
    Shanti i Leo ;p
    Czekam na next <3

    I zapraszam do siebie :)
    http://teamocristiantello.blogspot.com/2014/06/prolog.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  6. Leo mnie wkurzył! Czemu chce wykorzystać biedną Shanti? Przecież nic mu nie zrobiła!
    Ale przynajmniej zgodziła się zostać świadkową i chrzestną. Przynajmniej tyle..
    Pozdrawiam :D
    Zapraszam na ostatni rozdział http://remember-my--name.blogspot.com/ :*

    OdpowiedzUsuń