Jeszcze
wczoraj myślała, że życie jej się kompletnie zawaliło, że może
być już tylko gorzej. Aż w jej życiu pojawił się on. Chyba nie
mogła sobie wybrać lepszego momentu. Pojawił się akurat wtedy,
gdy dziewczyna potrzebowała kogoś.. nowego? Kogoś, kto nie znał
jej przed wypadkiem. Kogoś, kto pozna ją od nowa, tak jak ona jego.
Ze strony Marca, Loreny czy Tello, z którymi utrzymywała najlepsze
stosunki nie mogła na to liczyć. Oni patrząc czy myśląc o niej,
mieli przed oczami Shanti sprzed wypadku. A tą Shanti ona już nie
była. Leo poznaje ją taką, jaka jest teraz. Nie ma w głowie
wspomnień z nią związanych lepszych, czy gorszych. Mają przed
sobą czystą kartę, którą mogą wypełnić jak najlepszymi
wspomnieniami.
Przez
ponad godzinę uzgadniali warunki zatrudnienia dziewczyny. Mimo, że
łączyła ich nie tylko zawodowa znajomość, zachowywali się jak
najbardziej poważnie. Rozmawiali tylko o zawodowych sprawach.
-Dobra,
Shan teraz jeszcze jedno, chyba najważniejsze. Jako, że jesteś
moją asystentką, główną asystentką muszę Cię mieć na
wyłączność. Daleko mieszkasz od hotelu? Bo to głównie tutaj
będziemy się spotykać obmawiając sprawy związane z tym wszystkim
co Cię czeka przy moim boku.
Mówił
zerkając od czasu do czasu na brunetkę siedzącą obok, nadal był
zajętym czytaniem jej CV. Już chyba po raz dziesiąty.
-Wiesz...
Zaczęła
lekko zdezorientowana. Nie do końca wiedziała co ma mu powiedzieć.
Bo jakby zareagował, gdyby powiedziała mu, że kompletnie nie ma
kasy ani domu? Czy zatrudniłby kompletnie spłukaną dziewczynę?
-Bo
chodzi o to... Że właściwie...
Jąkała
się drapiąc się po głowie.
-Nie
mam domu. Już Ci wspominałam, gościu, który wynajmował mi
mieszkanie okazał się oszustem. Póki co nie mam żadnego stałego
adresu.
Spojrzała
w jego czekoladowe oczy, które wydawały się być przejęte poważną
sytuacją dziewczyny.
-Możesz
wynająć apartament tutaj, w hotelu. Byłabyś zawsze na miejscu,
świetny pomysł! Nie uważasz?
Zadowolony
ze swojej pomysłowości Hiszpan odłożył teczkę z dokumentami
dziewczyny na szklane biurko i oparł łokcie na obrotowym fotelu.
-Tak
świetny, tylko, że nie mam kasy by wynająć apartament. Ba! Ja nie
mam nawet pieniędzy, by wynająć tutaj schowek na szczotki. Dlatego
ta praca jest mi tak bardzo potrzebna. Jestem kompletnie spłukana.
Wiem, że to nie jest zbyt dobry argument, by mnie zatrudniać.
Zrozumiem, jeżeli stwierdzisz, że nie warto dać mi szansy. Ale
jeżeli mogłabym Ci pomagać, to uwierz byłbyś ze mnie bardzo
zadowolony. Jestem odpowiedzialną i rozsądną osobą, naprawdę!
Może mój status majątkowy o tym nie świadczy, ale tak jest
naprawdę.
Bez
uśmiechu, niemal z kamienną twarzą patrzyła na bruneta siedzącego
przed nią.
-Odpowiedzialna...
Tak, bardzo. Znam Cię od wczoraj i szczerze, to ani trochę nie
wydałaś mi się odpowiedzialna. Szczerze, to nie mam podstaw, by
dać Ci tą pracę. Twoje wykształcenie nie ma z nią nic wspólnego,
jedyne to, że znasz dużo języków. Wieczorem znalazłem Cię w
podejrzanym towarzystwie, równie dobrze, mogłaś ich znać albo
coś. Rano chciałaś mnie zbić parasolką i byłaś niemiła.
Dlaczego mam dać Ci tą pracę? Pracę, która może być
spełnieniem marzeń dla wielu dziewczyn? Bo spójrz. Praca u boku
najprzystojniejszego mężczyzny na świecie, czyli mnie, to tylko
jeden z miliona plusów tej pracy. Nie musisz wstawać zbyt wcześnie,
bo i ja wtedy nie wstaje. Praca polega na jeżdżeniu po świecie i
właściwie tylko ładnym wyglądaniu i umiejętności dogadania się
z ludźmi. Nie dość, że za darmo zwiedzasz, jesz, śpisz w
najdroższych hotelach na świecie to jeszcze zarabiasz za to
pieniądze. Każda laska na świecie chciała by mieć tą pracę.
-Ale
ja nie jestem każda.
Odpowiedziała
mu bez entuzjazmu. Prawdę mówiąc, jego wypowiedź lekko ją
zraniła. Zdała sobie sprawę, że ta praca to szczyt jej marzeń,
ale marzenia rzadko się spełniają. A jeszcze miała słaby start z
możliwym przyszłym pracodawcą...
-Ale
rozumiem, jest wiele dziewczyn, które nadają się lepiej na to
stanowisko. Mam nadzieję, że znajdziesz odpowiednią.
Uśmiechnęła
się sztucznie w stronę mężczyzny i wstała z fotela kierując się
do drzwi wyjściowych.
-Już
znalazłem. Stoi przede mną. Nie potrzebuję asystentki, która
zawsze będzie nienaganna, dobrze ułożona i spokojna. Potrzebuje
kogoś takiego jak ty. Nieobliczalnego i zwariowanego. Kogoś, kto
rozbawi mnie podczas kilku godzinnej podróży na drugi koniec
kontynentu. A z drugiej strony, będzie potrafił pokazać
delikatność, dobre maniery i kulturę osobistą. Kogoś, kto sam
będzie widział swoje błędy i będzie potrafił wyciągnąć z
nich wnioski. Shan, nie znam Cię długo, ale naprawdę wydaje mi
się, że idealnie nadasz się na moją asystentkę. Kit z Twoim
brakiem kasy! Dwie, czy trzy wypłaty i kupisz sobie własne
mieszkanie.
Stanął
przed nią, a gdy dziewczyna trzymała rękę na klamce, ten złapał
ją za nią i ściągnął z metalowej rzeczy uśmiechając się do
niej delikatnie.
-A
póki co, możesz pomieszkać u mnie. I tak jeden pokój stoi wolny.
Jej
wzrok powędrował w górę jego ciała i zatrzymał się prosto na
ciemnych oczach mężczyzny. Najchętniej rzuciłaby mu się na szyję
i dziękowałaby, że jej to zaproponował. Nie zrobiła jednak tego,
bo jakby na to zareagował?
-Leo,
ty i tak już dużo dla mnie zrobiłeś, wystarczy mi to, że mogę z
Tobą pracować. Znajdę sobie jakieś mieszkanie. Jeżeli to
wszystko, to już sobie pójdę.
Nie
łatwo było jej to mówić, mówić to, co tak naprawdę nie chciała
powiedzieć.
Zabrała
teczkę ze swoimi dokumentami ze szklanego biurka swojego pracodawcy
i po delikatnym uściśnięciu jego ręki w geście pożegnania
wyszła z gabinetu.
Dopiero,
gdy stała w windzie zdała sobie sprawę, że od jutra będzie tutaj
codziennie. Codziennie w tym pięknym hotelu, nareszcie czuła się
szczęśliwa.
Nim
wyszła, raz jeszcze przyjrzała się sufitowi w holu. Zauroczył on
ją od samego początku. Niedługo chyba zacznie o nim śnić.
Z
uśmiechem na twarzy wyszła z budynku i chodnikiem wzdłuż sklepów
zaczęła iść sama nie wiedząc dokąd. Bo dokąd miała pójść?
Nie miała pieniędzy, nie mogła nic wynająć nawet na jedną noc,
nie wróci ani to Loreny, ani to Marca. Nikogo innego tak naprawdę
nie zna. No dobra, kojarzy kolegów Marca, niektórych nawet zdążyła
trochę polubić, ale nie miała takiego tupetu, by do nich iść.
Poza tym nie chciała wyjść na słabą. Najpierw sama wszystkich
denerwuje, sama prowokuje, by zostać wyrzuconą z domu, a teraz
miałaby się błąkać od domu do domu prosząc o nocleg. Nie, to do
niej nie podobne. Ma swój honor.
Całe
popołudnie spędziła na zwiedzaniu Barcelony. Chodziła bez celu po
barcelońskich ulicach i przyglądała się wszystkiemu z
zaciekawieniem. Było tutaj naprawdę pięknie. Słońce przyjaźnie
świeciło, ludzie po ulicach chodzili uśmiechnięci i szczęśliwi,
aż ten radosny nastrój udzielał się jej, nie wiedząc czemu, ale
się udzielał.
Chodząc
wśród tańczących i śpiewających ludzi aż jej samej zachciało
się tańczyć, kompletnie zapomniała, że za kilka godzin będzie
musiała spać na ławce w parku.
Mimo,
że takie zachowanie ze strony ludzi bardzo jej odpowiadało, to była
ciekawa, co wywołało u nich taką euforię.
Domyśliła
się dopiero, gdy usłyszała głośne okrzyki- Barca! Barca! Baaaarca!
I ludzi ubranych w granatowo bordowe koszulki. Dziś była bardzo
ważny mecz dla wszystkich Katalończyków, albowiem dziś odbywały
się derby. Ale nie te wielkie derby z Realem, derby z Espanyolem.
Derby o Mistrza Katalonii.
Nie
zauważyła nawet kiedy, ale znalazła się pod stadionem. Ludzie
tłumnie podchodzili do bramek i z uśmiechem na twarzach wchodzili
do środka. Wielu z nich z najdalszych części świata przyjechało
obejrzeć swoich idoli.
Camp
Nou stało w samym ścisłym centrum miasta. Wokół pełno
samochodów, autobusów, ludzi, którzy nie idą na mecz i chcą jak
najszybciej wrócić do domu.
Nadal
nie miała pomysłu, co zrobić z dzisiejszym dniem. Jedno wiedziała
na pewno- nie chciała być sama.
Przeszła
wąskim chodnikiem z drugiej strony stadionu. Z tej strony, z której
wchodziła na niego razem z Marciem. Może miała nadzieję, że go
tam spotka? Usiadła na szarym murku, który stał jakieś sto metrów
od krat oddzielających parking od stadionu.
Przyglądając
się słońcu, które powoli zaczęło znikać za murami stadionu
zastanawiała się, gdzie spędzić dzisiejszą noc. Bała się
kolejny raz błąkać po ulicy.
A jak kolejny raz ktoś ją zaczepi?
Tylko, że wtedy nie będzie już takiego Leo, który ją obroni?
Może jednak źle zrobiła odmawiając mu? Zaczęły nurtować ją
pytania. Ale właściwie, dlaczego on tak nalegał, by u niego
pomieszkała? Kompletnie jej nie zna, nie wie jaka jest, a zaprasza
ją do swojego domu, który jakby nie było, biedny nie jest.
Przecież ona może go okraść. A poza tym, Leo nie wygląda na
osobę, która tak od razu ufa obcym. Okey, może być pomocnym
człowiekiem, może go obchodzić los innych, ale żeby tak od razu
proponować nocleg w swoim domu? Jest jeszcze coś. Może... ona mu
się po prostu podoba? I chce ją wziąć na swoje dobre serce, a
potem wykorzystać? W końcu to zabójca, nie wiadomo co takiemu
chodzi po głowie. A skoro zabił raz i to z zimną krwią, to co to
dla niego będzie zabicie właśnie jej.
Robiło
się coraz zimniej i ciemniej. Stadionowe krzyki, które przez
ostatnie niemal dwie godziny było słychać teraz ustały. Ludzie
wiwatujący zaczęli tłumnie wychodzić z drugiej strony stadionu.
Chyba mecz zakończył się zwycięstwem miejscowych.
Była
ciekawa, czy Marc i Cristian dziś zagrali, czy dopisali się do
dzisiejszego zwycięstwa... Mimo, że tak bardzo nie chce się do
tego przyznać, to tęskni za nimi. Za Marciem nie tak bardzo, ale za
Tello i Loreną. I w szczególności Carlotą. Zdążyła ich
pokochać a nowo, a już ich straciła. I to przez własną głupotę.
Bo tak właśnie jest. Dopiero gdy coś stracimy, to to doceniamy.
Dopiero gdy coś przemija, zdajemy sobie sprawę, jak to bardzo ważne
było dla nas.
Ale
nie ma co się dołować. W końcu sama wybrała sobie takie życie,
sama się tego prosiła i bardzo dobrze o tym wiedziała.
Po
dwugodzinnym siedzeniu na murku stwierdziła, że pora już na
poważnie poszukać miejsca do spania...
W
kieszeniach jakimś cudem znalazła około piętnastu euro, miała
nadzieję, że chociaż na jedną noc wystarczy. Zaczęła chodzić
bo mniej ekskluzywnych hotelach. Ale co ona sobie myślała? Że w
centrum znajdzie coś poniżej piętnastu euro? Za tyle, to tutaj
kupuje się kawę z ciastkiem...
Odwiedziła
około pięciu najbliższych hoteli i nic. Gdy zobaczyła na
sklepowym zegarku godzinę 24, straciła kompletnie nadzieję.
Zaczęła oddalać się coraz bardziej na obrzeża, nie do końca
wiedząc dokąd ma się udać. Nie wiedziała nawet gdzie jest, nie
znała tego miasta. Godziny mijały, a ona błąkała się po niemal
pustych już ulicach.
Gdy
księżyc wysoko zawisł na gwieździstym niebie ujrzała ciemne morze
i piaszczystą plażę. Nie miała nawet siły dłużej chodzić.
Zeszła po drewnianych schodkach na plażę i zaczęła szukać
miejsca, gdzie mogłaby się przespać.
Całe
szczęście, noc była ciepła. Położyła się na piasku i po
podłożeniu torebki pod głowę powoli zamknęła oczy. Była
kompletnie wyczerpana. Kilka godzin chodzenia po mieście i na końcu
sen na plaży. Gdyby tu chociaż był obok niej przystojny brunet,
mogłoby być nawet romantycznie. Jednak ma tylko torebkę i piasek
we włosach. Tak, to będzie długa i cudowna noc.
{}{}{}*{}{}{}
Czy
dźwięk budzika nie jest okropny? Dlaczego on musi tak cholernie
brzęczeć! Gdy tylko usłyszał te pierwsze przerażające dźwięki
poderwał się z łóżka by go wyłączyć. Gdy w jego głowie
ustało brzęczenie, delikatnie położył głowę na miękkiej
poduszce i przymknął oczy. Choć jeszcze na chwile. Jednak wszystko
co dobre, szybko się kończy. Spojrzał na telefon, który leżał
na nocnej szafce- 5:30. Aż smutno się robi, gdy uświadamia się
sobie, że jest tak wcześnie, a już trzeba wstawać. Ale cóż,
trzeba coś osiągnąć, w życiu- trzeba się napracować.
Postawił
nogi na podłodze i zrobił pierwsze kroki w dzisiejszym, wspaniałym
dniu.
Wziął
szybki prysznic włączając przed tym szybką, klubową muzykę by
ta jeszcze bardziej go obudziła. Umył zęby i z ręcznikiem
owiniętym wokół bioder wyszedł z łazienki i po trzech schodkach
wszedł do kuchni i nastawił grzankę w tosterze. Przez następne
trzy minuty zakładał na siebie bieliznę, krótkie spodenki,
skarpetki i buty do biegania. Przez biodra przewiązał jeszcze sobie
pasek z uchwytem na butelkę z piciem i telefon. Do tej mniejszej
włożył dotykowy, czarny telefon. Wrócił do kuchni i wyciągnął
grzankę, która już po chwili była w jego brzuchu. Przed wyjściem
wrzucił do łazienki ręcznik i przeglądając się w lusterku
zaczesał włosy do tyłu. Prawie już wychodził, ale wrócił się
po picie z lodówki. Włożył sobie ją do uchwytu i wyszedł z
apartamentu.
Biega
niemal codziennie. Nawet nie po to, by utrzymać dobrą kondycję i
mieć cały czas ciało, które podnieca kobiety i wzbudza zazdrość
u mężczyzn, ale głównie po to, by oczyścić umysł. Jego życie
nie jest do końca normalne, jest wręcz nienormalne. Tylko podczas
biegania może pobyć sam i w spokoju pomyśleć.
Zawsze
biega tą samą drogą. Najpierw biegnie główną ulicą, by później
skręcić do małego parku, z którego droga prowadzi prosto na
plażę. Właściwie, mógłby wyjść przez swoje drzwi tarasowe w
domu, a również znalazłby się na plaży, ale to byłoby zbyt
łatwe i nie zdążyłby się dobrze dotlenić.
Od
kilku tygodni jego życie, to jeden wielki koszmar i
niesprawiedliwość. Cały czas jest nękany przez swoją byłą
narzeczoną, która domaga się od niego połowy majątku, majątku,
który jej się prawnie nie należy. Nie byli po ślubie, nie mają
ze sobą nic wspólnego, jednak ta cały czas walczy. Podczas ich
trzyletniego związku zdradzała go nie raz, raz wpadła i zaszła w
ciążę, którą mu wmawiała. Złamała mu serce, zostawiła, a
teraz próbuje wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy. Mimo,
że sprawę w sądzie przegrała od razu, a zaznaczmy, że sama
chciała, by taka się odbyła. Mimo tego nadal walczy i nie wydaje
się, by przestała.
Dodatkowo
główny sponsor marki hoteli jego ojca się wycofał i jak
najszybciej trzeba znaleźć nowego, co nie jest takie łatwe. Gdyby
tego było mało, właśnie powstaje nowy hotel na drugim końcu
świata, gdzie Leo musi polecieć, by nadzorować jego pracę i
pokazać, że właściciele zawsze są obecni nie tylko mentalnie,
ale i fizycznie przy swoich nowych hotelach. Zwykle na takie ważne
wyjazdy jeździł ojciec Leo- człowiek, który dążeniem do celu i
wytrwałością dotarł do tego co ma teraz. Bez niego Leo, nie
miałby teraz właściwie nic. Skończył dobrą szkołę, owszem, bo
jakby to wyglądało- syn milionera, który nie ma żadnego
wykształcenia? Studiował na Harvardzie. Nie był żadnym wybitnym
uczniem, ale za to bardzo charyzmatycznym. A braki ocen zakrywały
pieniądze ojca i nazwisko. Tak, teraz za pieniądze da się kupić
wszystko, nawet dyplom ukończenia studiów.
Od
małego Leo był wychowywany na biznesmena, człowieka, który
przejmie pałeczkę po ojcu i sprawi, że marka ich hoteli będzie
jeszcze bardziej znana na świecie i... droższa.
Gdy
miał już dość rozmyśleń nad swoją przyszłością związaną z
hotelami i przeszłością związaną z byłą narzeczoną i jej
zdradą. Chciał się skupić na tym co teraz, a mianowicie...
zdobyciu zaufania Shanti, by przypadkiem nie wypaplała niczego na
policji... Bał się o swoją reputację. Nikt nie wiedział, że ma
broń, że zabił już kilku ludzi. Nikt nie wiedział o jego czarnej
stronie charakteru. Stronie, której jeszcze nie pokazał... Nikt o
niej nie wiedział, oprócz Shanti. Tej naiwnej dziewczyny, która
myśli, że jemu na niej naprawdę zależy. Owszem zależy, ale na
tym, by nie przyszło jej do głowy wypaplać tego komuś.
Biegł
brzegiem morza, gdy zobaczył postać śpiącą na środku plaży. Do
kolan była zasypana piaskiem, miała go we włosach, spała zwinięta
w kulkę i drżała z zimna.
Chcąc
sprawdzić czy dana osoba żyje, czy to nie jest jakiś menel, który
się napił, a teraz zemdlał, Leo powoli podszedł do śpiącej
osoby.
-Przepraszam,
proszę pani...
Powiedział
stojąc nad kobietą w długich, czarnych włosach.
-Żyje
pani?
Pytał
dalej i delikatnie szturchnął ją w ramie. Już miał dać sobie
spokój i po prostu wrócić do biegu, bo co go jakiś menel
obchodzi, ale w tym momencie dziewczyna się obudziła.
-Shan?!
Co ty tu?
Nie
spodziewał się zobaczyć dziewczynę, o której jeszcze kilka
chwile temu rozmyślał. Nie spodziewał się tego, że spędziła
ona dzisiejszą noc na plaży...
Brunetka
delikatnie przetarła oczy i usiadła na piasku odgarniając włosy
do góry.
-Dlaczego
spałaś na plaży?
Znów
zasypał ją pytaniami, na które nie miała ochoty odpowiadać.
-Wiesz...
Świeże powietrze oczyszcza umysł...
Odrzekła
mu i próbowała wstać. Zachwiała się jednak i gdyby nie Leo,
drugi raz wylądowała by na piasku. Hiszpan popisał się refleksem
i złapał obolałą dziewczynę za ramię stawiając ją na nogach.
-Dobrze
się czujesz?
Zabrał
ręce z jej ramion.
-Jak
najlepiej.
Uśmiechnęła
się do niego z nadal zaspanymi oczami i z piasku podniosła swoją
torebkę.
-Która
jest w ogóle godzina?
-Przed
szóstą...
-To
czemu mnie tak wcześnie budzisz, idę zaraz znowu spać.
Spojrzała
na niego i już chciała, by sobie poszedł. Czuła się bardzo
niezręcznie stojąc przed nim niemal kompletnie rozmazana, z
rozwaloną fryzurą, piaskiem wszędzie i zaspanymi oczami. W takim
stanie on miał jej nigdy nie zobaczyć!
-Tutaj
chcesz spać?
Zdziwił
się widząc dziewczynę, która przymierza się do ponownego
leżakowania na piasku.
-A
co? To takie dziwne?
Już
prawie siedziała na ziemi.
-Chodź
do mnie. Wykąpiesz się i prześpisz w łóżku, a nie na plaży.
Wyciągnął
rękę w jej stronę. Jak myślisz, przyjęła propozycję?
Oczywiście, że nie!
-Tutaj
jest mi wygodnie. Idź dalej biegaj, widzimy się w pracy.
Położyła
głowę na torebce.
-Pogięło
Cię do końca?
Mówił
już prawie przez śmiech widząc zasypiającą dziewczynę.
-Nie.
Czuje się jak najlepiej.
Mówiła
z zamkniętymi oczami.
-Nie
zostawię Cię tutaj. Po pierwsze nie chce, żebyś się przeziębiła,
a po drugie jak pokażesz się w takim stanie w pracy? Pierwszy dzień
i już chcesz, żebym Cię wyrzucił? Chodź do mnie, to jest
polecenie służbowe.
Mówił
już całkiem poważnym tonem głosu.
-Mi
tutaj jest dobrze. A poza tym, pracę proszę szefa zaczynam o
jedenastej. Do widzenia.
Położyła
się wygodnie i czekała, aż Leo sobie pójdzie. Nie chciała robić
sobie u niego kolejnego długu. On już naprawdę dla niej za dużo
zrobił. Owszem, nie zapomniała o tym, że jest mordercą, ale jest
mu bardzo wdzięczna. A może... to też wpływa na jej „oziębłość”
do chłopaka? Może podświadomie się go boi? Boi, że zrobi jej to
samo? Z tych przemyśleń wyrwały ją dłonie Leo, które podniosły
ją do góry.
-Co
ty wyprawiasz? Puść mnie!
Niemal
krzyknęła, gdy Leo zaczął z nią na rękach iść w kierunku
swojego domu.
-Nie
zostawię Cię samej na plaży.
Twardo
stał przy swoim.
Kilka
razy próbowała mu się jeszcze wyrwać, ale dłużej nie miała
serca ani ochoty. Czuła się cudownie myśląc o tym, że jemu na
niej zależy. Czuła się dowartościowana, potrzebna.
Po
kilku chwilach przestała się mu wyrywać, mógł ją spokojnie
postawić na ziemi, poszłaby za nim. Jednak fakt, że Leo zaniósł
ją na rękach pod sam dom sprawił, że zyskał on u niej wielkiego
plusa.
Stanęli
pod drzwiami balkonowymi od strony plaży do których podeszli po
drewnianych schodkach. Za drzwiami było już widać cały apartament
chłopaka.
Otworzył
drzwi i wpuścił dziewczynę pierwszą.
-Wiesz
gdzie jest łazienka, wiesz gdzie jest sypialnia, poradzisz sobie,
prawda?
Stanął
przy drzwiach balkonowych trzymając je za klamkę.
Brunetka
tylko spojrzała na niego z wdzięcznością w oczach i delikatnie
się uśmiechnęła.
-Wrócę
za niecałą godzinę, a ty idź spać.
Uśmiechnął
się i wyszedł na zewnątrz.
I
co ma teraz robić? Leo poszedł pobiegać, została sama w jego
domu, nie zna tu niczego, a wie, że na pewno nie zaśnie tak jak to
zaproponował Leo.
Na
początek postanowiła rozejrzeć się po mieszkaniu. Była tu tylko
raz i to przez chwilę. Nie obejrzała niczego, tak była zajęta
myślami o mordercy. Teraz postanowiła to nadrobić, tylko najpierw
kąpiel.
Weszła
do niezbyt dużej łazienki i napuściła wodę do wanny w
międzyczasie myjąc zęby, zmywając makijaż i rozczesując włosy.
Gdy wanna była niemal cała w wodzie, nalała jeszcze płynu
bąbelkowego.
Spędziła
w ciepłej wodzie blisko czterdzieści minut. Zrelaksowała się i
zastanowiła się nad tym co teraz zrobi w swoim życiu. Wiedziała,
że jeżeli teraz Leo zaproponuje jej wspólne pomieszkiwanie, to się
zgodzi. Mimo, że wiedziała, ze to jest morderca, ufała mu bardziej
niż komukolwiek kogo teraz znała. Miała tylko jego, musiała mu
zaufać.
Owinęła
się błękitnym ręcznikiem wokół swojego drobnego ciała, a włosy
owinęła w zgrabny kokon. Spojrzała na swoje ciuchy, które
wcześniej rzuciła na podłogę- wszystkie były brudne i
śmierdzące, nie nadawały się na ponowne założenie.
Wiedziała,
że jest sama w apartamencie, inaczej nie wyszła by tak ubrana. Z
łazienki przeszła prosto do sypialni Leo, do tej, w której wczoraj
rano się obudziła.
Szczęście
uśmiechnęło się do niej po raz kolejny! Obok łóżka, zobaczyła
swoją torbę z ubraniami. Szybko wyciągnęła z niej krótkie
fioletowe spodenki i przewiewną koszulkę na ramiączkach. Założyła
ubrania na siebie, a ręcznik wrzuciła z powrotem do łazienki.
Sypialnia Leo była prześliczna. Podeszła do komody, nad którą
wisiało lusterko ze szczotką w ręce. Rozczesała ciemne włosy i
mimo że były jeszcze całe mokre, pozwoliła im przykryć swoje
plecy.
Zegarek
stojący na szafce nocnej obok łóżka wskazywał siódmą
dwadzieścia.
Postanowiła
jakoś odwdzięczyć się Hiszpanowi, który ją przygarnął.
Poszła
do kuchni, po drodze podziwiając obrazy na ścianach i zabrała się
za przygotowywanie śniadania.
W
lodówce niemal nic nie było. W sumie nie ma co się dziwić, Leo w
tym domu tylko śpi i to też nie zawsze.
W
szafce znalazła chleb, który namoczyła w oliwie i wrzuciła do
piekarnika, by się przypiekł. W lodówce nie było właściwie nic,
poza oliwkami, pomidorem, jakąś pastą, chyba jajeczną i szynką parmeńską.
Wyciągnęła
więc wszystkiego po trochu i rozłożyła na talerzach na stole.
Nastawiła jeszcze wodę w czajniku na kawę.
Gdy
zakładała rękawice, by wyciągnąć grzanki usłyszała, czyjeś
kroki. Odwróciła głowę i ujrzała całego spoconego Leo, który
pił picie z butelki stojąc przy drzwiach balkonowych.
-Co
ty robisz? Miałaś spać.
Odgarnął
włosy do tyłu i odłożył butelkę na blat.
-Gdybyś
mnie nie obudził, to bym spała. Śniadanie Ci zrobiłam. Mam
nadzieję, że spróbujesz.
Położyła
talerz z grzankami na środku stołu i wskazała na krzesło, by
chłopak usiadł.
Miło
go to zdziwiło. Z lekkim uśmiechem na twarzy usiadł przy stole i
zabrał się za jedzenie. Rzadko się zdarzało, że ktoś
przygotowywał mu śniadanie. Taka sytuacja w jego życiu miała
miejsce raz, albo dwa.
Usiedli
wspólnie do śniadania i rozkoszowali się wspólnie spędzanym
czasem.
-Długo
już biegasz?
Zaczęła
rozmowę Shan popijając kawę.
-Kilka
lat, ale tylko dla zdrowia, żadne maratony czy coś, bo na to nie
mam czasu.
Ugryzł
kanapkę.
-To
tak jak ja. To chyba jedyne, które zostało mi sprzed....
Ugryzła
się w język. Kilka słów więcej i wszystko by się wydało. Leo
nie może dowiedzieć się o jej przeszłości. Za wszelką cenę nie
może się dowiedzieć.
-Sprzed
czego?
Zauważył
zakłopotanie na twarzy dziewczyny.
-Sprzed
niczego, źle złożyłam zdanie. Chodziło mi o to, że odkąd
pamiętam lubiłam biegać.
Sztucznie
uśmiechnęła się w jego stronę. Miała nadzieję, że chłopak da
już jej spokój.
-To
jutro może pobiegamy razem.
Uśmiechnął
się w jej stronę i skończył jeść śniadanie.
-Dobra,
idę się przebrać. Za niedługo jedziemy.
Wstał
od stołu i zniknął w łazience.
Zastanawiało
ją, dokąd to jadą. Bo przecież nie do hotelu, na niego jest
jeszcze za wcześnie. To dokąd się wybierają?
-Leo?
Podeszła
pod drzwi łazienki i oparła się lekko o nie nasłuchując odgłosów
z pomieszczenia.
-No?
Oprócz
niskiego głosu było słychać jeszcze strumienie lecącej wody.
-A
właściwie... To gdzie my jedziemy?
-To
ja Ci nic nie powiedziałem?
-O
czym?
Drzwi
od łazienki się otworzyły, a tuż przed jej oczyma ukazała jej
się umięśniona klatka piersiowa chłopaka.
-Dziś
po południu mam spotkanie z klientem z Madrytu, a później
wylatujemy do Francji na kilka dni. Serio Ci nie wspomniałem?
Musiało mi umknąć.
Jej
wzrok powędrował na przemoczoną twarz bruneta.
-Faktycznie,
mały szczegół.
Posłała
w jego stronę lekki uśmiech i wróciła do salonu. Siedząc na
kanapie czekała aż do niej przyjdzie.
Coraz
bardziej jej się podobało u jego boku. Bo szczerze, kto by nie
chciał być na jej miejscu?
Nieziemsko
przystojny wysoki brunet, dowcipny, opiekuńczy, szarmancki...
Mieszanie w pięknym apartamencie, praca za pieniądze, o których
niektórzy tylko śnią i podróże po całym świecie. Czy mogła
trafić lepiej? Jest tylko jedno ale... to zabójca. No ale przecież
jej nie zrobił krzywdy, dba o nią, dlaczego miałby zrobić jej
krzywdę? Na pewno tego nie zrobi. Widać, że jemu na niej zależy,
przynajmniej ona tak to widzi.
-Jeszcze
nie gotowa?
Z
rozmyśleń wyrwał ją jak zawsze czarujący głos bruneta.
-Na
co?
-Chyba
się nie zrozumieliśmy. Za dwie godziny mamy samolot do Madrytu.
Chcesz polecieć tak?
Wskazał
palcem na jej ubranie.
-A
co? Źle wyglądam?
Udała
oburzoną.
-Nie,
ale...
Podstawowy
błąd. Nigdy nie należy mówić takich słów w kierunku kobiety.
-Bo
po prostu...
Z
zakłopotania podrapał się po głowie. Wiedział, że wszystko to
co powie teraz, może byś odwrócone przeciwko niemu.
-Dobra,
wyluzuj!
Zaśmiała
się widząc zdenerwowanie na twarzy bruneta.
Po
usłyszeniu tych słów automatycznie upuścił powietrze z ust. Całe
szczęście obeszło się bez większych sprzeczek.
-To
jak mam się ubrać? Nigdy nie byłam na takim spotkaniu.
Spojrzała
w jego stronę.
-No
nie wiem. Żeby było Ci wygodnie i żebyś ładnie i elegancko
wyglądała.
-To
mi pomogłeś.
Po
raz kolejny się zaśmiała i poszła do jego sypialni, by wyciągnąć
coś ze swojej torby.
-Jest
pewien problem.
Powiedziała,
gdy sobaczyła chłopaka, który przyszedł za nią.
-Nie
mam niczego takiego.
Siedziała
na podłodze z ciuchami na kolanach i ze smutną miną patrzyła na
bruneta opierającego się o drzwi.
Brunet
tylko teatralnie przewrócił oczyma. Chyba nie był zbyt zadowolony.
Podciągnął rękaw od garnituru, który miał na sobie i spojrzał
na srebrno czarny zegarek.
-Chodź.
Otworzył
szerzej drzwi i spojrzał na dziewczynę.
-No
ale przecież nie mam co założyć. A tak nie pojadę! Nie chce Ci
wstydu zrobić...
Wstała
z podłogi.
-Idziesz
czy mam Cię zwolnić?
Mówił
poważnie. Musiał się zdenerwować. Miał niezbyt miły wyraz
twarzy. Podobny do tego, który miał tamtej nocy... Twarz zabójcy...
Nie chcą go bardziej zdenerwować, schowała komórkę do kieszeni i
posłusznie wyszła z nim z mieszkania. Chłopak przed tym wziął
jeszcze sportową torbę, w której najprawdopodobniej miał ubrania.
Zjechali
windą nie odzywając się do siebie ani słowem. Zrobiła się
między nimi bardzo napięta atmosfera. Shan od czasu do czasu
nieśmiało zerkała w jego stronę, on z kolei cały czas patrzył z
tym samym wyrazem twarzy na drzwi windy.
Pod
hotelem, w którym mieścił się apartament Leo parkingowy
przyprowadził czarny, sportowy samochód. Otworzył dziewczynie
drzwi i szybko zajął miejsce kierowcy.
Włączył
głośną muzykę, klimatyzację i ruszył z parkingu w stronę
centrum miasta.
-Jesteś
na mnie zły?
Przerwała
ciszę, która trwała już blisko piętnaście minut.
Nawet
na nią nie spojrzał. Patrzył prosto przed siebie udając, że nie
słyszy jej pytania.
-Leo?
Zrobiłam coś nie tak?
Pytała
dalej patrząc na jego lewy profil.
-Nie.
Wszystko w porządku.
Odrzekł.
Nie
drążyła dalej tematu, skoro nie chce mówić, niech nie mówi. Ona
się prosić nie będzie. Zastanawiała się tylko dokąd ją wiezie.
Bo na lotnisko raczej nie jechałby własnym samochodem, a poza tym
nie pojedzie do Madrytu w krótkich spodenkach i koszulce..
################
Cześć :)
Podoba Wam się duet Shanti& Leo, czy jednak wolałybyście, gdyby jakimś cudem Marc wrócił?
Ciekawa jestem, cze któraś z Was choć w połowie polubiła Leo tak jak ja :D
Ejj no...lubię Leo ale...no Marc to Marc....ja chcę żeby on wrócił! :( Tęsknię za Niną. I za Marciem. I za Barcą. Leo jest fajny. Tak. Ależ owszem, czemu nie. Al ja chcę Marca
OdpowiedzUsuń:* ♥
Zapraszam na 5 rozdział :*
Usuńhttp://francescfabregasblog.blogspot.com/
super :)
OdpowiedzUsuńLeo jest świetny i taki sexi :*
no ale jednak Marc nie był z Shanti po to, żeby nie zachowała dla siebie wiadomość o jego morderstwach :D
no i tez jest sexi <3
więc tak, jednak Marc <3
zapraszam na 1 rozdział http://nowyourejustaghost.blogspot.com/ :)
Rozdział świetny. Niby fajny ten Leo ale jednak wolę Marca. :)
OdpowiedzUsuńJa go polubiłam! I podoba mi się ten duecik :D
OdpowiedzUsuńNigdy, przenigdy nie pospieszaj kobiety. Bo to się może źle skończyć.
Pozdrawiam i zapraszam na 14 rozdział http://remember-my--name.blogspot.com/ :*