Siema ^^
Od teraz, rozdziały będą pisane w pierwszej osobie. Stwierdziłam, że pora spróbować tak pisać, bo zawsze ta trzecia i trzecia, aż mi się znudziło :D
Dobra, póki co, to tyle, miłego czytania :)
Jak
dobrze, że ten sezon już się kończy. Gdybym miał jeszcze przez
miesiąc grać, chyba bym wykorkował. Teraz tylko konferencja na
zakończenie sezonu i relaks przez blisko dwa miesiące... Będzie
cudownie! Wyjazd na jakąś egzotyczną wyspę, kąpiel w oceanie,
drinki, palmy, laski w bikini, tańce do rana. Wyluzuję się
kompletnie, naładuje baterie na kolejny sezon, będę podstawowym
obrońcą. Będę murem, którego żaden przeciwnik nie przejdzie.
Może na tych wakacjach przeżyje jakiś romansik? Taki bez
zobowiązań? Czysty seks, bez angażowania się, bo miłość jest
przereklamowana. Przyjdzie taka, namiesza Ci w głowie, skradnie
serce, a potem wszystko zapomni i zostawi ze złamanym sercem bez
chęci do życia...
Już
dawno o niej zapomniałem, dla mnie może już nie istnieć. Od teraz
jestem typowym macho. Dziewczyny to dla mnie tylko przedmioty do
zabawy na jedną noc. Już mnie żadna nie skrzywdzi, teraz ja będę
krzywdził je.
Tak,
śmieszny jestem... nie mógłbym się tak zachować, nie potrafiłbym
wykorzystać żadnej dziewczyny, za bardzo je szanuje. W ogóle po co
ja tak gadam? Chyba zaczynam wariować. Wariować z tej samotności i bezsilności... Leże w łóżku i myślę o
takich głupotach. To nie jest do końca normalne. Normalne też nie
jest moje życie. Odkąd rozstałem się z Shan, nie było ani
jednego dnia bez myśli o niej. Nie było ani jednego dnia bez
zastanawiania się co teraz u niej słychać.
Wiem
tylko tyle, że pokłóciła się z Loreną i się wyprowadziła. Nie
mam od niej żadnych wieści. Barcelona to przecież nie jest tak
duże miasto, ktoś musiał ją gdzieś widzieć w końcu... Jakby
nie było, w gazetach się czasami pojawiała... Mam nadzieję, że
nic jej nie jest, że jest cała. Bo w końcu... nie zna tu nikogo.
Martwię się o nią, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się
spotkamy, choć póki co się na to nie zapowiada...
Dobra,
pora wstać. Wczoraj mieliśmy małą imprezę z okazji zakończenia
sezonu. Godzina prawie dwunasta, a ja jeszcze w łóżku. Jedyny plus
dzisiejszego kaca, to taki, że przeżywam go w swoim łóżku, bez
pijanych kolegów po bokach. Mam złe wspomnienia, jeżeli chodzi o
domówki w swoim domu. Za bardzo go lubię, by wystawić go na
możliwość zdewastowania ze strony tych niedorozwiniętych baranów
z drużyny. Ale i tak ich uwielbiam!
Mam
dziś pójść do Tello. Za dwa tygodnie ślub i chrzciny. Ponoć
mamy garnitury przymierzać, czy coś. Lorena wymyśliła sobie, że
wszystko do wszystkiego ma pasować. Musi być idealnie, bo jak
stwierdziła, zamierza brać tylko jeden ślub w swoim życiu i
wszystko ma być perfekcyjnie.
Umówiliśmy
się na czternastą. Może jak teraz zwlekę się z łóżka, to
jakoś w te dwie godziny zdążę. Z moimi żółwimi ruchami to
różnie bywa...
Otworzyłem
drzwi od balkonu, zaścieliłem łóżko i udałem się do łazienki.
Prysznic! Tak! Tego teraz potrzebowałem najbardziej. Piętnaście
minut istnego nieba! Później szybkie golenie zarośniętego ryja,
mycie zębów i suszenie włosów.
Jako,
że niezbyt dobrze się czułem, z łazienki wyszedłem kilka minut
przed pierwszą.
Wróciłem
do sypialni i wyciągnąłem z szafy jeansowe spodnie do kolana i
białą koszulkę z napisem po angielsku. Do kieszeni włożyłem
komórkę i poszedłem do kuchni.
Tam
już przy wejściu przywitała mnie Nina. Nalałem jej picia i
jedzenia do misek, sam przygotowałem sobie wczorajszą lazanię, ze
sklepu. Wystarczy podgrzać i gotowe. Nie wiem jak niektórym może
chcieć się siedzieć w kuchni i gotować to wszystko, jak równie
dobre można kupić.
Zjadłem
obiad popijając wodą, a właściwie litrami wody. Woda- mój
dzisiejszy największy przyjaciel.
Chwilę
przed czternastą zapiąłem Ninę na smyczy i wyszedłem z nią z
mieszkania.
Pogoda
była bardzo dobra na spacer. Słońce świeciło, ale jeszcze nie
paliło żywcem, czasami zawiał lekki wiatr. Było by świetnie,
gdyby nie moja prawie eksplodująca głowa...
Do
domu Cristiana mam jakieś pięćset metrów, może nawet nie. Stanąłem
przed bramą wjazdową i wpisałem kod. Tak często tutaj goszczę,
że nawet nie wpadło mi do głowy by zapukać. Po zamknięciu bramy
spuściłem Ninę ze smyczy by sobie pobiegała, a sam udałem się
do środka. Dom był otwarty, zresztą jak zwykle.
-Jestem!
Krzyknąłem
na przywitanie i wszedłem w głąb domu. Na kanapie w salonie z
laptopem na nogach leżała jak zwykle uśmiechnięta Lorena.
-A
Cris gdzie?
Wziąłem
z kuchennego blatu kilka ziarenek winogrona.
-W
ogrodzie z małą. Chyba ją usypiał, ale nie jestem pewna. Idź po
niego, jak możesz.
-Tobie
jak zwykle nie chce się ruszyć?
Spytałem
z lekkim oburzeniem w głosie, oczywiście na żarty. Lorena od razu
to wyczuła, wszak zna mnie prawie piętnaście lat. Wytknęła mi
tylko język i wróciła do przeglądania czegoś w internecie.
Cristian
faktycznie był w ogrodzie, ale raczej nie zapowiadało się na to,
by Carlota miała zaraz pójść spać.
Cristian
leżał na leżaku z nogami i rękami wciągniętymi do góry, w
których mocno trzymał roześmiane dziecko wydając z siebie bardzo
dziwne, przypominające warkot samochodu dźwięki.
-Dobrze
się czujesz?
Podszedłem
naprzeciwko niego przyglądając się temu, co ten kretyn robi.
-Będziesz
miał dziecko, to zrozumiesz.
Zaśmiał
się i usiadł już bardziej po ludzku przytulając małą brunetkę.
-Lorena
kazała Cię zawołać.
-A
tak, ten ślub...
Zamyślił
się na chwilę.
-To
chodźmy.
Dodał
za chwilę i wstał z leżaka. Po kamiennych schodkach weszliśmy na
taras, a zaraz z niego znaleźliśmy się w dużym, jasnym salonie.
-Dobrze,
że jesteście. Dziś rano przyszła przesyłka z garniturami. Są
cztery modele dla każdego, łącznie osiem- gdybyście mieli
problemy z matmą.
Zabrała
narzeczonemu dziecko i wskazała na ofoliowane ciuchy leżące w
kuchni.
-Przymierzcie
i wybierzcie najodpowiedniejszy dla was.
Nie
przepadam za przymierzaniem ciuchów. Najchętniej, to w ogóle bym
ich nie przymierzał, ani nie kupował. Chodziłbym w kółko w mojej
ulubionej koszulce i spodniach i byłby spokój. No ale specjalnie
dla nich się poświęcę.
Lorena
usiadła z Carlotą na krześle przy stole, a ja z Crisem zabraliśmy
się za przymierzanie garniturów.
Przyznam,
były fajne. Dobrze dopasowane, lekko sportowe i o fajnych kolorach.
Mi
najbardziej przypadł do gustu szary, z lekko śliskiego materiału,
typowo sportowy, bardzo wygodny i co najważniejsze- Lorenie też się
spodobał. Gorzej było z Tello...
-Naprawdę
ten chcesz?!
Spytała
się zdziwiona, gdy po półgodzinie wybierania, Cris zdecydował się
się złotawo szary garnitur.
-A
co w nim jest złego?
-Co
jest złego? Matko Marc, trzymaj ją.
Wstała
z krzesła i podała mi córkę, sama podeszła do Crisa, który stał
w garniturze i chyba naprawdę nie wiedział, czemu nie spodobał się
Lorenie, zresztą tak samo jak ja.
-Po
pierwsze, ma za długie rękawy. Będziesz nimi zahaczał o jedzenie.
Po drugie, ten kolor nie pasuje do Ciebie, masz za ciemną karnacje
do takiego koloru, ani do wystroju sali weselnej. Po trzecie, jaką weźmiesz koszulę do tego?
Białą? Przecież te kolory będą się gryzły, a żadna inna na
ślub nie wypada. A poza tym, jest za bardzo workowaty w nogach, na
górze lekko obcisły, może nawet w sam raz, ale w nogach masz za
luźno. Nie złożysz go, nie ma mowy.
Ta
Lorena to ma charakterek. To był taki mały podstęp, że niby sami
możemy sobie wybrać garnitury, wszystko ładnie i w ogóle, a tak
naprawdę to ona o wszystkim decydowała. Kobiety to jednak złe istoty są...
-To
który mam wziąć?
Cristian
zaczął ściągać garnitur.
-Ten.
Podała
mu zwykły, prosty, czarny garnitur.
-I
tak ten mi się najbardziej podobał.
Odrzekł
jej z uśmiechem Cris i pocałował ją w czoło.
Kurde,
zazdroszczę im. Tak fajnie im się ułożyło w życiu. Mają
siebie, dziecko, planują ślub, są naprawdę szczęśliwi...
Też
tak bym chciał. Coraz częściej myślę, że przydałoby się
założyć rodzinę, pomyśleć tak przyszłościowo, a nie tylko żyć
teraźniejszością. Chciałbym mieć kochająca żonę, kilka dzieci
biegających wokół, dom z ogrodem i uczucie, że jestem
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Chciałbym...
Spędziłem
w domu Tello jeszcze blisko trzy godziny. Lorena mówiła cały czas
o ślubie. Mówiła jak to będzie wyglądało, mówiła co ja będę
musiał robić, ogólnie przedstawiła mi plan całej ceremonii i po
niej. Mówiła o wszystkim, tylko nie o jednym.
-Sorry,
że tak spytam, ale zastanawiałem się kto będzie świadkową...
Spytałem,
gdy Lorena pierwszy raz od piętnastu minut zamilkła.
-Skontaktuję
się z Shan jakoś w przyszłym tygodniu. Jeśli nadal nie będzie
chciała, to kogoś się znajdzie. Może moją kuzynkę- Lindę,
poznałeś ją chyba dwa lata temu.
-Tak,
coś pamiętam.
W
rzeczywistości nic nie pamiętałem, kompletnie ta dziewczyna
wyleciała mi z głowy, bo po co nią sobie zaśmiecać głowę. Mam
nadzieję, że Shan się zgodzi, muszę z nią porozmawiać, a to
może być jedyna opcja spotkania się z nią...
{}{}{}*{}{}{}
Zastanawiałam
się dokąd Leo mnie wiezie. Całą drogę był skoncentrowany na
jeździe, nawet nie zauważyłam żeby na mnie spojrzał. A
wiedziałam to z tego, że niemal cały czas wpatrywałam się w jego
lewy profil. Naprawdę, nie wiem co on ma w sobie, ale nie mogę mu
się oprzeć. Jest taki... idealny.
Zatrzymaliśmy
się gdzieś w centrum na ulicy, przy której stało mnóstwo drogich
sklepów.
-Chodź.
Powiedział
mój kierowca i wysiadł z auta, zrobiłam to samo. Zaprowadził mnie
do jednego ze sklepów, przyznam, że nigdy w takim nie byłam. Same
piękne suknie, piękne i zapewne drogie.
-Wybierz
sobie coś.
Usiadł
na czarnej kanapie, która chyba specjalnie stoi tutaj dla mężczyzn,
którzy ze swoimi kobietami przyjechali do sklepu.
-Nie
mam kasy, żeby sobie coś tutaj kupić.
Powiedziałam.
-Potrącę
Ci z pensji. Wybieraj, bo zaraz mamy samolot.
Wydaje
mi się, że jedna sukienka w tym sklepie jest warta dwu krotność
mojej pensji, ale przecież nie będę sprzeciwiała się mojemu
pracodawcy.
Podczas,
gdy ja podziwiałam, oglądałam i przymierzałam sukienki, Leo
siedział jakby nieobecny. Wyglądał przez okno, spoglądał co
chwilę na telefon, jakby do kogoś pisał, sprawdzał godzinę... Chyba
nie lubi chodzić na zakupy, ale to był jego pomysł. Ja mogłam
jechać w dresie.
Po
niecałych piętnastu minutach wyszliśmy ze sklepu z dwiema
sukienkami, żakietem, torebką i butami. Ależ ten Leo hojny.
-Musimy
się pośpieszyć, mamy godzinę do samolotu.
Wsiedliśmy
do auta, a Leo z piskiem opon ruszył w stronę lotniska.
Muszę
przyznać, coraz więcej plusów u mnie zbiera, chyba nawet zaczynam
zapominać o tym co zrobił. On jest za idealny, by cały czas go
obwiniać. Jest mordercą, owszem, ale jakim przystojnym!
Z
torbami weszliśmy na lotnisko i po odprawie usiedliśmy obok siebie
w samolocie.
-Za
ile tu wrócimy?
Spytałam,
gdy samolot wbił się w powietrze.
-Za
trzy dni. Jak dobrze pójdzie.
No
i wspaniale! Trzy dni w nowym mieście, zwiedzę ciekawe miejsca,
może poznam kogoś sławnego? W końcu Leo na pewno zna sławnych
ludzi. Sam niedługo będzie znanym człowiekiem na całym świecie.
W końcu będzie właścicielem największej sieci ekskluzywnych
hoteli na świecie.
Wspomniałam
już, że Leo jest cudowny?
{}{}{}*{}{}{}
Ciężkie
jest życie z dziewczynami. A szczególnie z takimi, które cały
czas Cię denerwują, a ty nie masz wyjścia i i tak musisz z nimi
spędzać czas.
Shan mnie strasznie denerwowała. Czasami naprawdę
doprowadzała mnie do szału! Nienawidziłem tego, że była tak
cholernie uparta, pyskata, wredna, nie znała granicy. Po prostu
mówiła to co aktualnie myślała, była dokładnie taka jak ja.
Nieokrzesana. Tylko, że ja teraz w odróżnieniu od niej nie jestem
szczery...
-Ale
czekaj, jednego nie rozumiem. Skoro jeszcze nie jesteś głównym
przedstawicielem firmy, to dlaczego ojciec wysyła Cię na tak ważne
spotkanie? Nie mógł pojechać sam? W końcu ty możesz coś jeszcze
zepsuć i co wtedy?
Mówiłem,
że ta dziewczyna mnie wnerwia? Chyba tak. I znowu mnie obraża i
jeszcze pewnie tego nie zauważa. Gdyby to była normalna pracownica,
normalna asystentka, już dawno bym ją wyrzucił. Bo kto to
pomyślał, żeby pracownica mieszkała w domu swojego pracodawcy,
który kupuje jej sukienki i jest dla mniej tak przesadni miły?
Gdyby nie to, że może wszystko wypaplać na policji, nawet nie
zaśmiecałbym sobie nią głowy. Owszem, jest ładna i inteligenta.
Właśnie, chyba trochę za bardzo. Za dużo gada, przez nią mam
same kłopoty. Prawie się na samolot spóźniłem, wtedy by mnie
chyba ojciec zabił.
-Wysyła
mnie, bo mi ufa, a po drugie za niedługo przejmę po nim wszystko.
-Zawsze
chcesz być synem pana Maidyego? Nie chcesz być panem Maydi?
Jak
ona w ogóle śmie! Obraża swojego pracodawce! Co za niewychowane
dziewuszysko! Aż mi ciśnienie skoczyło...
-Weź
już w końcu przestań gadać. Posłuchaj sobie muzyki, jak ja.
Włożyłem
białą słuchawkę w ucho chcąc chociaż przez chwile przestać
słuchać pytań Shan.
-Nie
mam słuchawek...
To
było ostatnie co usłyszałem, gdyż po włożeniu drugiej słuchawki
i puszczeniu muzyki na fula, kompletnie się wyłączyłem. Myślałem,
że Shan wpadnie na to, by przez te dwie godziny się przespać,
poczytać gazetę, czy chociaż pooglądać paznokcie, ale ona nie
byłaby sobą, gdyby siedziała cicho nie przeszkadzając nikomu.
Leciała
właśnie moja ulubiona piosenka, gdy poczułem, jak słuchawka
wypada mi z ucha. A raczej nie wypada, tylko ktoś ją wyciąga. Tym
ktosiem była Shanti. Jak gdyby nigdy nic wyciągnęła słuchawkę z
mojego ucha i włożyła ją sobie.
-Fajna.
Odrzekła
po chwili.
Zabranie
słuchawki z czyjegoś ucha chyba nie jest normalne. Ale widocznie
dla Shanti, to jest norma. Dziwna dziewczyna. Już chciałem jej
powiedzieć, że takie coś jest nie stosowne, jednak nie zdążyłem.
Poczułem jej głowę na swoim ramieniu. W jednym momencie runął
mój cały plan i narodził się nowy. Że ja na to nie wpadłem!
Tylko to jest trochę bardziej ryzykowne, no ale przecież dam radę,
muszę.
Oparłem
głowę o jej i poprawiłem słuchawkę w uchu.
Wcześniej
chciałem tylko zdobyć zaufanie Shan, nie chciałem jej w
jakikolwiek sposób wykorzystać. Chciałem jej pomóc, chciałem, by
mnie polubiła, żeby nie poszła na policję. Teraz zrozumiałem, że
rozkochanie jej w sobie będzie lepsze. Lepsze dla mnie. Zdobędę to
wszystko co przy pierwszym planie a dodatkowo się zabawię, czemu by
nie skorzystać. Wydaje mi się, że pójdzie mi bardzo łatwo. Nie
sądziłem nawet, że ona będzie taka otwarta w stosunku do mnie, a
tu opiera się o moje ramie.
-Leo?
Przerwała
ciszę.
-Tak?
-Dlaczego
mi właściwie pomagasz?
Tego
się nie spodziewałem. Kompletnie. A już w szczególności nie
teraz.
-Nie
mogę pozwolić, by taka piękna kobieta nie miała grosza przy
duszy, by błąkała się sama po mieście.
Tak,
komplementy są jak najbardziej na miejscu.
Shanti
nic mi nie odpowiedziała, poczułem tylko, jak delikatnie przytula
się do mojego ramienia. W sumie, to było nawet przyjemnie, dawno
nie byłem tak blisko z dziewczyną. Oczywiście nie licząc seksu,
ten to był, ale z przypadkowymi dziewczynami, nie liczy się. Chodzi
mi o takie zwykłe przytulanie, rozmowy dłuższe niż tylko- należy
się 200 euro.
{}{}{}*{}{}{}
W
Madrycie wylądowaliśmy kilka minut po pierwszej. Przez ostatnie
półgodziny lotu musiałam się przespać, bo budził mnie głos Leo
i jego podnoszące się i opadające ramię, na którym miałam
głowę.
Odebraliśmy
swoje torby i taksówką pojechaliśmy do hotelu, by przyszykować
się na spotkanie z klientem.
Tym
razem nie zatrzymaliśmy się w hotelu jego ojca, w Madrycie go
jeszcze nie ma, właśnie powstaje, to po to tutaj przyjechaliśmy.
Leo
wynajął mały apartament, dwa pokoje, łazienka, salon i mini
kuchnia. Więcej nie jest potrzebne, spędzimy tutaj tylko kilka
godzin.
-I
jak lot? Szybko minęło, nie?
Zaczął
rozmowę Leo gdy weszliśmy do apartamentu.
-Było
w porządku.
Odłożyłam
torby z ciuchami do jednego z pokoi na łóżko i wróciłam do Leo,
który siedział na kanapie i oglądał coś w swojej torbie. Jednak,
gdy tylko mnie zobaczył od razu ją zamknął i odłożył.
-To
co teraz robimy?
Usiadłam
obok niego zakładając nogę na nogę.
-O
czternastej spotkanie na budowie hotelu. Znaczy to już nie jest
budowa. Hotel jest na wykończeniu. Musimy tam pójść, pokazać
się, zrobić sobie kilka zdjęć i podpisać kilka papierów. Tyle.
Później wsiadamy w samolot i do Paryża.
Wstał
z kanapy i podszedł do małej, białej lodówki.
-Chcesz
pepsi?
Wyciągnął
z niej dwie puszki z napojem. Pokręciłam mu tylko przecząco głową.
-A
może...
Zaczęłam.
-Pokazałbyś
mi Madryt? Nigdy tu nie byłam, chciałabym zobaczyć, czy jest tu
ładniej niż w Barcelonie.
Nie
byłam pewna, czy powinnam coś takiego proponować. W końcu Leo to
mój pracodawca. A moja praca nie polega na zwiedzaniu świata.
Jednak odpowiedź Leo bardzo mnie zdziwiła.
-W
sumie czemu nie. Możemy do hotelu przejść na pieszo, od razu
pozwiedzamy.
Dopił
picie do końca i pustą puszkę położył na blacie.
-Świetnie!
Pójdę się przebrać!
Powiedziałam
zadowolona i z torbami zamknęłam się w łazience.
Założyłam
na siebie błękitną sukienkę, którą kupiłam dziś rano, białe
baletki i biały żakiet. Poprawiłam jeszcze makijaż i związałam
włosy w wysokiego kucyka. Po kilku minutach wróciłam do salonu.
Leo znowu zaglądał to tej torby i znowu gdy mnie zauważył szybko
ją schował. Coraz bardziej zaczyna mnie zastanawiać, co on w niej
trzyma.
-Ślicznie
wyglądasz.
Czy
ja się nie przesłyszałam? On mi powiedział, że ślicznie
wyglądam! Nie wierzę! Aż chyba się zaczerwieniłam...
Wystrojeni
w eleganckie ciuchy wyszliśmy z hotelu i zaczęliśmy iść
chodnikiem wzdłuż głównej ulicy w Madrycie.
Leo
co chwilę mówił mi o tym mieście. Pokazywał gdzie co jest,
czasami nawet opowiadał jego historię, mówił bardzo dużo, bardzo
dużo też wiedział, jednak muszę się przyznać- nic nie zostało
mi w pamięci. Nie wsłuchiwałam się w jego słowa, a w jego niski,
czarujący głos. Cały czas przyglądałam się jego twarzy, jego
ciału, które ruszało się z każdym jego ruchem, jego czarnym,
lekko kręconym włosom falującym na wietrze. Nie mogłam się ani
trochę skupić.
-Ej,
słuchasz ty mnie w ogóle?
Dopiero
to pytanie zbudziło mnie ze snu o Leo.
-Przepraszam,
zamyśliłam się.
Odrzekłam.
-Właśnie
widzę, chcesz coś zjeść?
Spytał
ponowny raz z uśmiechem na twarzy.
Poszliśmy
do małej restauracji, w której zamówiliśmy po tortilli i po jej
zjedzeniu poszliśmy dalej zwiedzać Madryt, a raczej znów zauroczyć
się Leo.
Chodziliśmy
blisko dwie godziny zanim doszliśmy pod hotel.
-Jesteśmy.
Zatrzymaliśmy
się przed hotelem.
-Wow.
Naprawdę, wielki.
Spojrzałam
do góry. Hotel miał chyba ze dwadzieścia pięter wysokości! Był
przepiękny.
-A
tam, na lewo jest stadion miejscowej drużyny. Ogólnie ten hotel
będzie dla piłkarzy, którzy przyjadą grać z Realem. Zbudowany
został tu, by nie musieli długo jeździć. Bo przecież to są
takie gwiazdeczki, one nie mogą się przemęczać.
Mówił
z sarkazmem z głosie, a mi aż uśmiech sam pojawił się na twarzy.
Weszliśmy do środka hotelu.Jednego trochę nie rozumiem. Jestem z Leo, cholernie się z tego powodu cieszę, ale dlaczego, gdy powiedział coś o piłce nożnej, to pomyślałam o Marcu? Dlaczego tak głęboko usadowił się w mojej głowie, że nie mogę o nim zapomnieć? Może robię sobie za duże nadzieję, ale bardzo chce, by to Leo był teraz przy mnie. Nawet nie jako ktoś więcej, a po prostu jako dobry kolega, kompan do rozmów. Teraz właśnie kogoś takiego potrzebuje.
Hotel był
już niemal skończony, jedyne czego tutaj brakowało, to gości i
pracowników. Nadal chodzili tutaj tylko robotnicy, którzy
zawieszali ostatnie obrazy lub wkręcali żarówki.
-Dobra,
Shan. Poczekasz tutaj na mnie? Ja wejdę szybko do dyrektora hotelu,
coś tam podpisze i jedziemy dalej.
-To
na co Ci ja tutaj? Nie mogłam zostać w hotelu?
Tylko
się namęczyłam tym chodzeniem, a teraz dowiaduję się, że na
marne. Chociaż nie, nie ma marne. Gdyby nie ten spacer, nie
spędziłabym tyle czasu z Leo. Ale to i tak nie zmienia faktu, że
trochę się wkurzyłam. Przyprowadził mnie, a teraz nie wiadomo ile
będę na niego czekała... Tak, jestem zła.
-Taka
ślicznotka nie mogła zostać w domu. Muszę się Tobą pochwalić.
Dwa
komplementy w tak krótkim odstępie czasowym, do tego ten
zniewalający uśmiech, który miał przy wymawianiu ich i jeszcze
jego dłoń, która obtarła się o moje ramię. Matko Boska! Już mu
wybaczyłam, że mnie tutaj ciągnął.
Gdy
ja stałam oniemiała, on zniknął w windzie i poszedł podpisać te
jakieś papiery. Gdy doszłam do siebie, usiadłam na kanapie w holu
i próbowałam jakoś pozbyć się zarumienionych policzków. Czułam,
jak płonęły. Ja cała płonęłam! Nie wiem, czy on to robi
umyślnie, ale chyba mnie podrywa. Ja mu się chyba podobam! Bardzo
bym chciała, żeby tak było. A może to tylko moje głupie
urojenia? Może mi się to tylko wydaje? Nie mam pojęcia, wiem
jedno. Chce go już zobaczyć!
{}{}{}*{}{}{}
Tak
jak myślałem. W gabinecie dyrektora, musiałem tylko powiedzieć,
że jestem bardzo zadowolony, że to właśnie ten gościu, a nie
inny będzie reprezentował nasz hotel w Madrycie, musiałem
podpisać parę dokumentów, zrobić pamiątkowe zdjęcie i znowu
powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony. Tyle razy widziałem jak
ojciec to robi...
Po
półgodzinie byłem już wolny. Zjechałem windą do Shanti. Coraz
bardziej podobała mi się ta zabawa. Ona była taka naiwna,
widziałem, jak na mnie się patrzyła. Dokładnie tak samo jak
wszystkie inne, chociaż było w niej coś takiego, coś co
sprawiało, że wcale nie chciałem się z nią tak bawić. Kurde,
dlaczego ona ona musiała widzieć jak zabijam tych gości? Dlaczego
akurat ona?
Zszedłem
do holu i co? Shan nie było. W sumie to mogłem się tego
spodziewać, to dziewczę długo nie wysiedzi samo. Tylko teraz gdzie
ona jest...
Spytałem
się kilku roboli, czy nie widzieli gdzie ona poszła. Trzech nie
wiedziało, czwarty powiedział, że wyszła. Pomocni Ci
madrytczycy...
Wyszedłem
na zewnątrz. Shan od razu rzuciła mi się w oczy. Siedziała na
wielkiej fontannie przed hotelem i moczyła w wodzie rękę.
-Aż
tak nudno było?
Usiadłem
obok niej, nic nie odpowiedziała tylko lekko się uśmiechnęła.
-Sorry,
że tak długo, ale sama wiesz..
Spojrzałem
na nią, była taka radosna, uśmiechnięta. Aż śliczna. Muszę
przyznać, jest bardzo ładna. Bardzo to nawet mało powiedziane.
-Rozumiem.
Taką masz pracę. A właściwie, to my mamy taką pracę.To gdzie teraz?
-Hotel
po resztę rzeczy i Paryż.
-To
chodźmy!
Powiedziała
radośnie i wstała z fontanny. Powoli zaczęliśmy wracać do
hotelu. Aż zdziwiłem się, że tak dobrze nam się rozmawiało.
Rozmowa kleiła się tak dobrze jak nigdy. Może to dlatego, że
zmieniłem do niej nastawienie? Przyznam, wcześniej nie chciałem
jej za blisko do siebie dopuścić. Mieliśmy się dogadać i tyle. A
teraz... teraz to jest zupełnie inaczej.
-Ty
palisz?!
Spytała
się mnie, gdy wyciągnąłem z kieszeni papierosa i włożyłem go
do ust.
-A
co? Przeszkadza Ci to?
Zapaliłem
go i pociągnąłem pierwszy raz.
-Nie,
no ale myślałam, że prowadzisz zdrowy tryb życia i wiesz... A tu
papierosy.
-Może
i są niezdrowe, ale lubię.
Zaciągnąłem się i spojrzałem na brunetkę, która cały czas dotrzymywała mi
kroku.
-Chcesz?
Podałem
jej papierosa.
-Zapomnij,
to śmierdzi.
Śmieszne
dziewczę, naprawdę.
Do
hotelu doszliśmy w jakieś piętnaście minut. Pora lecieć do
Paryża, tam spędzimy więcej czasu nic tutaj. Przebraliśmy się w
luźniejsze ciuchy, by było wygodnie w samolocie. Dziś już żadnego
spotkania nie ma, czysty relaks.
-Wzięłaś
wszystko? Bo nie będziemy tutaj wracać.
Stałem
z torbą w ręku przy drzwiach i czekałem na Shanti, która jak
zwykle robiła wszystko bardzo, ale to bardzo wolno. Ja zdążyłem
zmienić garnitur na krótkie spodenki i koszulkę, wykąpać się
przed tym i zjeść kanapkę, a ona cały ten czas spędziła w
łazience. Ah te baby...
Gdy
wreszcie do mnie przyszła mogliśmy w spokoju udać się na
lotnisko. Taksówką dojechaliśmy tam chwilę po siedemnastej. Za
niecałe dwie godziny będziemy w sercu Francji. Tam mam zamiar
bardziej zbliżyć się do Shan... Będzie ciekawie, oj będzie.
############
Witam raz jeszcze :)
Mi się wydaje, że taka forma pisania jest lepsza, mam nadzieję, że Wam równie przyjemnie się czytało, jak mi pisało :)
Dobra, właściwie to tyle, do następnego!
No dobra. Wszystko pięknie. Leo, Madryt, hotel, Paryż. Ale coś przeczuwam że powrót Marca nie jest przypadkiem :D
OdpowiedzUsuńA co do Leo to... jakoś coraz bardziej go nie lubię :/
Zapraszam do siebie na 6 rozdział :*
Usuńhttp://francescfabregasblog.blogspot.com/
Marca powrót wydaje się podejrzany :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta i zapraszam do siebie
zapraszam na 2 rozdział http://shakira-gerard-pique.blogspot.com/2014/06/rozdzia-2.html#comment-form oraz na 16 http://czy-to-jest-prawda-barca-cesc.blogspot.com/2014/06/rozdzia-16-nie-chce-o-nim-myslec.html#comment-form licze ze oba skomentujesz :)
Nie wiem dlaczego, ale nie przepadam za Leo...
OdpowiedzUsuńPowrót Marca ? 3x Tak
Ciekawe czy Shan się ogarnie i zgodzi się być świadkiem :)
Buziaki:*
coś czuję, że Marc powróci na dłużej :)
OdpowiedzUsuńmam taką nadzieję :*
mnie Leo też trochę denerwuje...
mam nadzieję, że Shan nie da się mu omotać, ogarnie się i pogodzi z Loreną i Crisem, zostanie ich świadkową i chrzestną Carloty, no i wróci do Marca <3
pozdrawiam :*
http://la-forca-del-records.blogspot.com/2014/06/piec-swiadomosc.html zapraszam na piąty rozdział :)
OdpowiedzUsuń