sobota, 10 maja 2014

Rozdział jedenasty

 Dwa miesiące później

Już początek dnia wskazywał na to, że dziś wydarzy się coś ważnego. Coś, co na zawsze odmieni czyjeś życie.
Ranek w domu państwa Tello nastał wcześniej niż wszystkim się wydawało. Już o godzinie szóstej rano słychać było kroki w całym domu. Kto ma takie problemy ze spaniem, by w środku nocy chodzić po domu?
-Ej! Cicho tam! Ja próbuję spać!
Krzyknęła brunetka podnosząc głowę z poduszki.
-Sorki...
Drzwi od jej pokoju się uchyliły i pojawiła się w nich niewysoka brunetka z wielkim brzuchem.
-Lori? Czemu ty nie śpisz?
Wymamrotała.
-Muszę dokończyć podsumowanie miesiąca do pracy, a poza tym cały czas chce mi się sikać i tak chodzę, ale obiecuję, postaram się chodzić rzadziej, albo chociaż ciszej, śpij sobie.
Posłała jej całusa i przymykając jasne drzwi wyszła z pokoju. Uśmiechnęła się do siebie i poszła do salonu. Usiadła na dużej, szarej kanapie. Podłożyła sobie miękką poduszkę pod plecy i wzięła laptopa na kolana. Ledwo dosięgała rękami do klawiatury, tak wielki brzuch miała. Został jej tydzień do terminowego porodu, teraz robi wszystko dziesięć razy wolniej, a szef jeszcze w tym momencie zasypał ją służbowymi obowiązkami. Ale ona kocha swoją pracę, nawet w czasie ciąży z niej nie zrezygnowała. Przez ostatni trymestr za zgodą szefa pracowała w domu. Teraz musi zrobić rozliczenie za ostatni miesiąc firmy. Jest już 27, zostały cztery dni marca, a ona nawet nie jest w drugim tygodniu. A miała taki ambitny plan na dzisiejszy dzień. Chciała zabrać Shantillę na spacer po plaży, jeden z ostatnich bez dziecka, ale chyba jednak będzie musiała zostać przed komputerem.
{}{}{}*{}{}{}
Już tak ma, że jeżeli ktoś ją obudzi nad ranem nawet jeżeli jest to dopiero szósta, to i tak nie może już zasnąć. Przez ponad pół godziny kręciła się na łóżku i próbowała zasnąć, bez skutku.
Przetarła brązowe oczy i wstała z łóżka. Zegarek wskazywał 6:46. Ponoć kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. Tak, ciekawe co dziś jej da, kolejny kop w dupę? Zapewne...
Otworzyła okno i powoli zaczęła iść w kierunku łazienki. Przemyła oczy i twarz, po czym umyła zęby. Po związaniu ciemnych włosów w luźny kok zeszła do salonu. Do Loreny.
-Czemu nie śpisz?
Przywitała ją pytaniem.
-Bo ktoś mnie obudził.
Lekko się do niej uśmiechnęła i przeszła do małej kuchni. Z lodówki stojącej między jedna szafką, a drzwiami od spiżarni wyciągnęła butelkę soku i napiła się prosto z niego.
-Shanti! Ile razy mam Ci mówić, żebyś nie piła prosto z butelki?!
Spytała lekko zdenerwowana patrząc na przyjaciółkę spod komputera.
-Dobra, następnym razem naleje do szklanki.
Odłożył butelkę i usiadła na kanapie obok brunetki.
-Jeszcze tego podsumowania nie zrobiłaś?
Oparła się o poduszkę.
-Nie... Ale dziś powinnam skończyć. A chciałam pójść z Tobą na spacer...
Zrobiła smutną minkę.
-Żaden problem. Pójdziemy. Szef zrozumie, w końcu zaraz rodzisz. I tak idziesz mu na rękę pracując w tak zaawansowanej ciąży. Powinien być Ci wdzięczny.
-Tak uważasz?
-Tak, tak właśnie uważam.
Uśmiechnęła się i rękę sięgnęła po koc, który leżał pod ławą. Przykryła siebie i Lorenę, po czym położyła się na kanapie.
-Cristian o której ma trening?
Zaczęła Shan.
-Dziś na dziesiątą. A co?
-A bo chciałam z nim pobiegać.
Przerwała na chwilę.
-Idę go obudzić, bo się nie wyrobimy.
Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Nie rzadko ma okazję budzić Cristiana, a on tak bardzo się wtedy denerwuje, uwielbia to!
-Będzie się darł. Pamiętasz jak go ostatnio obudziłaś? Jak rzucił w Ciebie korkiem? Jak miałaś siniaka na czole? Dopiero Ci zszedł...
Mówiła kręcąc głową ciężarna.
-Teraz mam tarczę.
Szybko chwyciła za poduszkę leżącą obok niej i wstała zadowolona z łóżka.
-To idę.
Zaśmiała się i wbiegła po schodach do swojego pokoju. Okręcając się w kółko szukała czegoś, co nada się do pobudki Tello. Stojąc na włochatym szaro czerwonym dywanie otworzyła szafkę najróżniejszymi rzeczami. Tam wrzucała wszystko, co nie miało wyjściowego wyglądu, by leżeć na komodzie, albo innej szafce.
Prawą ręką sięgnęła po niebieską, małą trąbkę, którą kiedyś kupiła w zestawie z płatkami śniadaniowymi. Chyba ich producent chciał uprzykrzyć życie rodzicom dzieci, które to kupują...
Z trąbką w lewej ręce i poduszką w prawej delikatnie uchyliła jasne drzwi od sypialni Loreny i Cristiana, która mieściła się na końcu korytarza. Zaraz obok wielkiego okna i fotela na biegunach.
Uchylając drzwi zobaczyła śpiącego Tello na wielkim, beżowo białym łożu. Za nim wielkie drzwi balkonowe z których widok był na całą panoramę Barcelony.
Weszła do środka i przymknęła drzwi. Przeszła dookoła łóżka, by znaleźć się po tej pustej stronie. Usiadła na nim na kolanach i mając w przygotowaniu poduszkę z całych sił dmuchnęła w trąbkę.
Dźwięk był przerażająco głośny, aż sama Shanti się przestraszyła. A jak zareagował na to Tello? Oczy zrobiły mu się na pół twarzy, otworzył usta, z których wydobył się cichy dźwięk niezadowolenia. Jako, że przed sekundą jeszcze spał, nie był przyszykowany na takie hałasy i to z samego rana, zakrył oba uszy rękami i usiadł ze skrzywioną miną na łóżku patrząc ze wściekłością w oczach na uśmiechniętą brunetkę.
-Zabiję Cię Cardenas Panay! Zabiję!
Krzyczał na nią dalej mając zasłonięte uszy.
-Taki piękny dzień jest mój Cristianku, szkoda go na spanie, powinieneś mi dziękować.
Zadowolona z siebie wstała z łóżka i podeszła do drzwi balkonowych.
-Zabiję!
Powtórzył i rzucił w jej plecy poduszką.
-I po co na przemoc? Lepiej idź się wykąp i ubierz, zaraz idziemy biegać.
Uśmiechnęła się w jego stroną stojąc z rękami założonymi na bokach.
-Biegać? Chyba coś Cię boli... Ja będę spał.
Położył się znów na łóżku.
-Nie ma spania! B-I-E-G-A-M-Y!
Przeliterowała i ściągnęła z niego beżową kołdrę, która wylądowała na jasnych panelach zaraz obok komody z ubraniami Loreny.
-Idź sobie.
Wymamrotał mając poduszkę na twarzy.
-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! O nie!
Śmiejąc się wpadła na pewien pomysł. Mocno chwyciła chłopaka za nogi i zanim ten zdążył się wyrwać, szybkim ruchem pociągnęła go w dół łóżka. Po chwili Hiszpan siedział na podłodze opierając plecy i głowę o łóżko.
-Dawaj Cristian! Masz dziesięć minut, będę czekać przy wyjściu.
Powiedziała stanowczo i zaczęła kierować się do wyjścia.
-Nienawidzę Cię.
Powiedział oburzony.
-Tak, tak, ja też Cię kocham.
Zironizowała i zadowolona z siebie poszła do swojego pokoju.
Była pewna, że wyciągnąć tego leniucha z łóżka będzie o wiele trudniej, jednak przyszło jej to bardzo łatwo.
Pora przygotować się do biegania. Wzięła szybki, orzeźwiający prysznic. Umyła zęby i nie nakładając na siebie makijażu wyszła z toalety.
Z ciemnej szafy stojącej w rogu pokoju wyciągnęła krótkie szaro granatowe spodenki i szarą koszulkę z jakimś napisem. Założyła je na siebie, a piżamę, którą nosiła do tej pory rzuciła na łóżko.
Koło komody, która stała przy jasnych drzwiach leżały buty. Chwyciła te, w których biega jej się najwygodniej i włożyła je sobie na nogi.
Podeszłą do lusterka, które wisiała nad komodą i patrząc się w swoje odbicie zrobiła sobie kucyka na czubku głowy. W odbiciu w lusterku zobaczyła swoje łóżko. Zawsze tak wygląda gdy się budzi. Poduszki na podłodze, albo całkiem z drugiej strony łóżka, kołdra zwinięta w wielki kokon leżąca gdzieś z boku łóżka, prześcieradło niemal całe ściągnięte... Jak można tak się wiercić w nocy?
Niechętnie podeszła do łóżka i zaścieliła je.
Po tym otworzyła drzwi od swojego balkonu i wyszła na niego. Przyjemny wiatr objął jej całe drobne ciało. Wygląda na to, że pogoda dziś będzie idealna!
Wyszła z pokoju i zbiegła do salonu na parterze.
-Co tak długo? Ile można czekać?
Obok Loreny, która nadal siedziała przed komputerem był już gotowy do biegania Cristian.
-No bo, no bo...
Jąkała się.
-Cicho bądź i chodź!
Zaśmiała się i podeszła do drzwi.
-Kupcie coś na śniadanie.
Dorzuciła Lorena, gdy wychodzili już z domu.
Po otwarciu drzwi ukazał im się mały ogródek, do którego droga prowadziła po trzech schodkach wyłożonymi kafelkami. Dalej dróżka wyłożona kamyczkami prowadziła prosto do bramki.  Otworzyli żelazną bramę i skręcili w prawo.
Przeszli około dwudziestu metrów i znaleźli się na pustej polanie. Tutaj zazwyczaj sąsiedzi gromadzą się, by wszyscy razem świętować jakieś duże święto.
-Najpierw rozciąganie.
Powiedziała Shanti i zaczęła się rozciągać. Tello powtarzał wszystko to, co robiła uśmiechnięta brunetka. Mimo, że jeszcze dwadzieścia minut temu ani trochę nie chciało mu się wychodzić z ciepłego łóżka, a tym bardziej biegać, to teraz bardzo był zadowolony, że Shanti udało się wyciągnąć go z łóżka.
Uwielbiał z nią biegać. To był jedyny moment, gdzie mógł oderwać się od rzeczywistości, nie myśleć o problemach, o zbliżającym się tacierzyństwie, wyluzować się kompletnie i nabrać sił na dalsze godzina dnia.
Po dziesięciu minutach rozgrzewki byli gotowi do przebiegnięcia kilku kilometrów.
-To ile dziś? Wczoraj było sześć.
Mówiła biegnąc w miejscu Shan.
-Osiem?
Spytał.
-Dobra!
Tello nastawił licznik, który pokazuje jak szybko i ile przebiegł. Zapiął go sobie na ramieniu i zaczął biec przed siebie, Shanti szybko go dogoniła.
Biegli najpierw wzdłuż ulicy przy której mieszkają. Później skręcili do przydrożnego parku, biegli wzdłuż małego stawu. Gdy wybiegli z niego znaleźli się niemal na głównej drodze, aby nie biec przez zatłoczoną ulicę, skręcili gdzieś w boczną uliczkę i tam biegli cały czas przed siebie. Nim się spostrzegli, przebiegli już pięć kilometrów. Nawet nie czuli zmęczenia, jakby coś dodawało im sił.
-Marc pytał o Ciebie.
Przerwał ciszę, która na chwilę nastała.
-I dobrze.
Odpowiedziała z uśmiechem.
-Chciałby z Tobą porozmawiać. Wie, że źle zrobił....
-Ja też wiem, że źle zrobił, ale w odróżnieniu do niego, nie chce z nim rozmawiać. Możesz mu to powiedzieć. Nie potrzebuje go, niech lepiej o mnie zapomni.
Uśmiech na jej twarzy zniknął. Opuściła głowę w dół i już do samego domu biegła nie patrząc na swojego towarzysza. Cristian czasami zerkał na Shan, ale nie znalazł dobrych słów, by coś jej powiedzieć.
{}{}{}*{}{}{}
Wpuścił ją pierwszą w drzwiach domu i zamknął ciemne drzwi na klucz.
-Wróciliśmy!
Krzyknął wchodząc do salonu.
-Jestem w łazience!
Usłyszał odpowiedź narzeczonej dobiegającą z łazienki na pierwszym piętrze. Postanowił skorzystać z okazji i poszedł do niej.
-Mogę?
Uchylił lekko drzwi. Leżała w wannie z włosami związanymi na czubku głowy. Piana sięgała jej aż do brody, cała była nią zakryta. Leżała i rozkoszowała się to cudowną chwilą.
-Co tak długo?
Spytała zerkając na niego.
-Długo? Niecała godzina.
Zamknął za sobą drzwi i zaczął pozbywać się kolejnych części ubrań.
-Co ty robisz?
Spytała zdziwiona, gdy Cris stał przy lusterku w samych bokserkach.
-Kąpać się będę.
Odpowiedział z uśmiechem i ściągnął z siebie majtki przeglądając się jeszcze w lusterku.
-Tak, tak, śliczny jesteś.
Zaśmiała się patrząc na Hiszpana.
-Ma się to boskie ciało.
Przejechał sobie palcem po klatce piersiowej i wszedł do wanny siadając za swoją narzeczoną tak, że siedziała w jego nogach.
-Już niedługo nie będziemy mieli czasu na takie kąpiele...
Wyszeptała opierając się o wyrzeźbione ciało piłkarza.
-Oj tam. Położy się Carlotę spać i będziemy mieć czas dla siebie. Albo Shanti będzie u nas jeszcze mieszkała, to się nią zajmie.
Położył swoje ręce na brzuchu brunetki i delikatnie zaczął go masować.
-Właśnie... Shanti... Ciekawa jestem czy długo zamierza tu mieszkać. Nie żeby mi przeszkadzała, czy coś, ale no bez przesady. Miała pomieszkać tydzień, maks dwa, a już ponad miesiąc tutaj siedzi.
-Przynajmniej nam gotuje i dotrzymuje Ci towarzystwa. Tak byś siedziała sama w domu gdy ja bym był na treningu.
-Masz racje, jak zwykle.
Odwróciła lekko głowę w tył i pocałowała w usta swojego narzeczonego. Tak bardzo go kochała. Nie wyobrażała sobie życia bez niego. Wie, że on jest tym jedynym, idealnym.
{}{}{}*{}{}{}
Po wzięciu szybkiego prysznica przebrała się w szaro-granatową sukienkę w paski sięgającą do połowy uda, na nią nałożyła kamizelkę z szarego jeansu. Na nogi nałożyła granatowe buty na obcasie.
Kręcąc się od jednej szafki do drugiej szukała paska, by przewiązać go sobie w talii, niestety żaden nie pasował do dzisiejszej koncepcji ubioru. Zrezygnowała więc z paska i poszła do łazienki by zrobić sobie makijaż. Włosy na tę chwilę związała w kucyka. Pomalowała się delikatnie, bo nie należała do osób, które używają makijażu do odstraszania innych. Dziś użyła tylko tusz do rzęs i kredkę do oczu oraz błyszczyk. Po wykonaniu delikatnego makijażu rozwiązała włosy i pozwoliła im ułożyć się w swój naturalny sposób.
Przed wyjściem z pokoju spryskała się jeszcze perfumami i nałożyła kolczyki. Do kieszeni, którą miała z boku sukienki włożyła czarną komórkę i wyszła z pokoju. Na końcu długiego korytarza były ciemne schody, które prowadziły prosto do salonu, z którego dalej droga była prosto do kuchni.
Zabrała się za przygotowywania śniadania. Nasypała sobie musli i miseczki i zalała je zimnym mlekiem. Usiadła przy blacie kuchennym na barowym krześle i zaczęła łyżką mieszać w misce. Zegarek nad lodówką wskazywał godzinę dziewiątą. Zaraz trzeba wychodzić. Dziś była umówiona na rozmowę kwalifikacyjną. Trzeba się usamodzielnić, zarobić jakieś własne pieniądze.
Gdy skończyła jeść płatki, zrobiła sobie słabą kawę, a raczej kakao, gdyż więcej było w niej mleka niż wody i wyciągnęła z szafki jedno zbożowe ciastko. Z takim deserkiem usiadła na tarasie na huśtawce. Wygodnie rozłożyła się na niej i delektowała się smakiem kawy i promieniami słonecznymi.
-O, tutaj jesteś.
Wyrwał ją męski głos z chwili zadumy. Otworzyła swoje ciemne oczy i spojrzała w jego stronę. Stał ubrany w krótkie jeansowe spodnie i granatową koszulkę z jakimś żółtym napisem. Przez ramie miał przewieszoną czarną torbę treningową, a w ręku trzymał kluczyki od auta.
-Co chcesz?
Spytała zasłaniając swoje oczy od słońca, które akurat teraz zechciało ją razić.
-Zawieźć Cię na to spotkanie? I tak jadę w tym samym kierunku.
Zaproponował.
-Nie. Bo za długo bym tam czekała. Wyjadę sobie za jakieś półgodziny. Ale dzięki za chęci.
Posłała do niego ciepły uśmiech i zeszła z huśtawki.
-Chyba Lorena coś od Ciebie chciała, jest w pokoju małej.
Mówił, gdy stał już przy drzwiach.
-Zaraz do niej pójdę, udanego treningu!
Pomachała do niego i z uśmiechem na twarzy weszła schodami na piętro.
Na piętrze wszystkie pomieszczenia wiodły wzdłuż korytarza, u którego końca było wielkie okno. Pierwsze drzwi to pokój gościnny, dalej jest pokój Shanti, który wcześniej również był pokojem gościnnym. Zaraz za nim jest mała łazienka- do niej można również wejść przez pokój Shan.
Po drugiej stronie pierwsze są drzwi od łazienki. Największa z całego domu. Dalej jest sypialnia właścicieli domu, a na samym końcu mieści się pokój ich jeszcze nienarodzonej córeczki- Carloty.
To właśnie do niego poszła Shan. Drzwi były otwarte.
Niezbyt duży, ale bardzo przytulny i ciepły. Idealny, by już za kilka tygodni zamieszkało tutaj dziecko. Ściany są w jasnym odcieniu szarości, mogłoby się wydawać, że szary to nie jest odpowiedni pokój dla niemowlaka. Ale w połączeniu z morelowym kolorem zasłon, poduszek czy obrazów na ścianach pokój ten wygląda bardzo żywo i wesoło. W pokoju jest również dużo bieli. Wszystkie meble są w tym kolorze, łóżeczko i fotel przy nim stojący również. To właśnie na nim siedziała Lorena i wkładała jakieś rzeczy do torby.
-Co robisz?
Weszła do środka i spojrzała na przyjaciółkę.
-Pakuję małą do szpitala. Wydaje mi się, że już pora.
Włożyła do torby kilka małych czapeczek.
-Pomóc Ci coś?
Wzięła do ręki pluszaka, który leżał na komodzie.
-Nie, już prawie skończyłam. Możesz tylko podać mi tamten koc?
Wskazała palcem na morelowy kocyk, który wisiał na łóżeczku. Shanti podała do przyjaciółce i spojrzała na jej brzuch.
-Nie wyobrażam sobie tego, że już niedługo ona tutaj będzie.
Uśmiechnęła się widząc poruszający się brzuch ciężarnej.
-Mam tak samo.
Zgodziła się z nią.
-Ciekawa jestem jakbyś zareagowała, gdybym teraz zaczęła rodzić.
Pogłaskała się po brzuchu.
-Eee, spokojnie, jeszcze ponad dwa tygodnie.
-Ale pomyśl. Gdyby teraz odeszły mi wody i bym zaczęła krzyczeć "Shan! Ja rodzę!".
Spojrzała na nią.
-Poszłabym po Tello.
-Ale go nie ma.
-No to nie wiem... Chyba by trzeba było zawieźć Cię do szpitala. Albo wiem! Sama bym poród odebrała!
Zaśmiała się.
-Słyszysz Carlota?
Dotknęła swój brzuch.
-Nie warz mi się stamtąd wychodzić gdy nie ma przy nas taty. Bo Twoja ciocia nie nadaje się do odbierania porodu.
Zaśmiała się i powoli podniosła się z fotela.
-Ej! Ej! Lekarz ze mnie wspaniały, dałabym sobie radę.
Udawała obrażoną.
-Nie wątpię, ale i tak nie chce rodzić tylko z Tobą. Chcę przeżyć!
Zaśmiała się jeszcze głośniej i nogą popchnęła torbę koło białej komody.
Nagle poczuła nieprzyjemny ból, bardzo mocne ukłucie. Lekko się zgięła i złapała za brzuch wydając z siebie cichy jęk.
-Lorena? Co Ci jest?
Zaniepokoiła się Shan i podbiegła do niej łapiąc ją za ramiona.
-Nie, tylko skurcz. Już lepiej.
Uśmiechnęła się delikatnie i wyprostowała kręgosłup.
-Może lepiej się połóż? Zaprowadzę Cię do sypialni.
Delikatnie trzymając ją za ramiona zaczęła prowadzić ją do sypialni. Miała złe przeczucie widząc kolejne grymasy na twarzy brunetki.
-Shan, ja chyba rodzę.
Powiedziała przerażona, gdy już prawie doszły do sypialni i wskazała na swoje przemoczone spodnie.
-O kurwa!
Zrobiła nienormalnie wielkie oczy i otworzyła usta. Przez kilka sekund stała nieruchomo, nadal nie mogła uwierzyć w to co teraz usłyszała.
-Wkręcasz mnie!
Wyleciała nagle z uśmiechem na twarzy.
-Głupia jesteś? Nie rób sobie żartów tylko wieź mnie do szpitala!
Krzyczała na nią trzymając się za brzuch. Twarz Loreny automatycznie zrobiła się cała czerwona, coraz częściej krzyczała, dopiero teraz Shantilla zrozumiała, że dziecko jednak chce przyjść na świat w jej obecności.
Pomogła przyszłej mamie zejść po schodach. Wzięła kluczyki od samochodu i posadziła ją na miejscu pasażera. Miała już ruszać, gdy zatrzymała ją Lorena.
-A torba Carloty? Idź po nią!
Mówiła przez krzyk.
-Okej! Okej!
Posłusznie pobiegła na piętro. Te buty na obcasie nie nadają się do akcji porodowej, o mało nie zabiła się na schodach. Po wzięciu torby z pokoiku małej podeszła jeszcze do pokoju Loreny i wzięła jej torbę, którą przyszykowała sobie kilka dni temu. Z dwiema torbami w rękach i na ponad dziesięciu centymetrowych obcasach wybiegła z domu i niczym huragan wpakowała się do samochodu.
Lorena siedziała i trzymając się za brzuch wydawała z siebie coraz gorsze jęki.
-JEDŹ!
Wrzasnęła, gdy oniemiała Shantilla nie wiedziała co ma robić. Odpaliła czerwone BMW i pojechała prosto do szpitala.
-Tylko nie przyj! Wytrzymaj! Cholerne korki!
Krzyczała niemal głośniej niż ciężarna stojąc w korku.
-Zadzwoń do Cristiana!
Fakt, przecież tatuś musi być przy porodzie, przez to wszystko kompletnie o nim zapomniała.
Shanti w pośpiechu zaczęła szukać swojej komórki. Przez to zdenerwowanie, gdy już miała ją w ręce i chciała wykręcić numer do chłopaka, komórka tak o! po prostu wyleciała jej z rąk i wpadła pod fotel.
-Cholera jasna!
Wrzasnęła.
-Gdzie masz telefon?
Spojrzała na równie przerażoną przyjaciółkę.
-W spodniach, chyba.
Włożyła rękę do kieszeni i podała komórkę brunetce. Tylko oby ten telefon nie upadł, bo będą mieć kompletnie przechlapane.
Korek się ruszył akurat wtedy, gdy szukała kontaktu do Tello.
-Wdech, wydech.
Przypominała, gdy słyszała pierwsze sygnały połączenia.
-Zamknij się!
Wrzasnęła na nią Lorena, cóż, lepiej już nic nie mówić.
-Tello?!
Krzyknęła do telefonu, gdy tylko ktoś go odebrał.
-Shan? Czemu zdzwonisz z komórki Loreny? W ogóle, co to za krzyki? Gdzie ty jesteś?
Pytał zdziwiony.
-Przestań zadawać te głupie pytania! Dziecko rodzi! Znaczy nie dziecko! Znaczy dziecko się rodzi! Lorena rodzi!
Krzyczała skręcając w lewo na parking szpitalny.
-Co?! Jak!? Teraz?!
-Przyjeżdżaj do szpitala!
Włożyła komórkę do kieszeni i wybiegła z samochodu zabierając najpierw torby, a później pomagając Lorenie wysiąść z samochodu.
-Już jesteśmy, spokojnie, zaraz urodzisz.
Mówiła do niej, gdy wchodziły po schodach do szpitala.
-To tak cholernie boli!
Zwijała się z bólu Hiszpanka.
Gdy tylko zobaczono je w szpitalnym holu pielęgniarka szybko pobiegła po wózek dla ciężarnej i wraz z lekarzem zabrała ją na salę porodową.
Usiadła na plastikowym krześle przed drzwiami i czekała na jakąkolwiek wiadomość. Bała się. Bała się równie mocno jak Lorena. Ale była również zadowolona z siebie. Udało jej się dowieźć Lorenę całą do szpitala, teraz już może być tylko lepiej.
-GDZIE ONA JEST?!
Wparował do szpitala Tello. On z całej trójki bał się najbardziej. Był chyba bardziej czerwony niż rodząca Lorena.
-W środku, może pan wejść.
Powiedziała pielęgniarka podając biały fartuch przyszłemu tacie.
Tello tak był wszystkim przerażony, że nawet nie zauważył siedzącej obok wejścia Shan. Uśmiechnęła się pod nosem widząc Tello w takim stanie, w sumie to widziała go tak pierwszy raz. Będzie mu wypominała to przerażenie do końca życia. Ale póki co trzeba zachować spokój, bo właśnie Carlota przychodzi na świat.
{}{}{}*{}{}{}
Czekała w szpitalnych murach ponad półtorej godziny nim ktokolwiek jej coś powiedział. Co chwilę tylko słyszała jakieś krzyki i płacz nowo narodzonych dzieci.
Gdy miała zamiar przejść się po korytarzu i poczytać jakieś gazetki, zobaczyła ducha! Tak! Prawdziwego ducha! Wyszedł z sali porodowej. Kompletnie blady, ubrany na biało i z przerażoną miną i wytrzeszczonymi oczami.
-Mam córkę...
Powiedział duch i zawiesił swoje ciemne oczy na ciele brunetki.
Ta tylko rzuciła mu się na szyje i mocno do siebie przytuliła.
-Gratuluję! Tak bardzo się cieszę!
Krzyczała mu do ucha.
-Mogę do niej wejść?
Spytała go, jednak usłyszała odpowiedź ze strony lekarza, nie od niego.
-Niestety nie. Pacjentka zaraz zostanie przewieziona do osobnej sali, dziecko zabraliśmy na badania, później pani się z nią przywita.
Powiedział uśmiechnięty lekarz i poszedł w swoją stronę.
Zaraz za nim na łóżku wyjechała z sali porodowej wymęczona Lorena.
Nie powiedziała nic, uśmiechnęła się tylko widząc swoją przyjaciółkę i delikatnie przymrużyła oczy. Była bardzo wyczerpana, należy jej się kilka godzin snu.
-Mam córkę...
Zaczął znów duch.
-Tak! Tak, masz córkę! Cieszyć się trzeba, a nie być jak nieżywy!
Uderzyła go lekko w ramie.
-Mam córkę...
Znów powtórzył.
Shanti już nawet nie chciało się nic odpowiadać, stała i czekała czy powie coś nowego niż to zdanie.
-Mam córkę! Mam córkę! Mam córkę!
Ożywiony zaczął krzyczeć i skakać po korytarzu. Ze szczęścia aż podniósł Shanti do góry i zaczął przytulać do siebie. Był tak bardzo szczęśliwy, czuł się spełniony.
{}{}{}*{}{}{}
-Mogę wejść?
Uchyliła drzwi szpitalne numer 29 i powoli weszła do środka.
-Ojeju!!!
Powiedziała po cichu widząc największy cud na świecie. Cristian stał i trzymał w swoich silnych ramionach to małe zawiniątko. Było tak małe, tak drobne, tak niewinne.
-Poznaj naszą córeczkę.
Wyszeptała Lorena leżąc na łóżku szpitalnym.
-Carlota, to Twoja ciocia Shanti. Powiedz cześć cioci.
Powiedział Tello patrząc się na śpiącą córkę.
Nigdy nie widziała niczego tak bardzo pięknego i niewinnego. Zakochała się w niej od pierwszego wejrzenia. Pokochała jakby było jej.
-Czy ja?
Spytała niepewnie zerkając raz na mamę, raz na tatę tego cudu. Lorena delikatnie pokiwała głową w górę i dół, a Tello podał córkę Shanti.
To co czuła w tej chwili było nie do opisania. Trzymała w swoich ramionach nowego członka swojej rodziny, dziewczynkę, która od pierwszej chwili zawładnęła jej sercem. Czy małe dzieci nie są cudowne?
-Patrz! Uśmiechnęła się do mnie!
Powiedziała podekscytowana, gdy mała wydała jeden z pierwszych swoich grymasów.
-Ona jest idealna!
Zachwycała się nią, gdy Tello usiadł obok narzeczonej i mocno ją do siebie przytulił.
-Chyba Wam jej nie oddam.
Dodała z uśmiechem zerkając na świeżą parę rodziców.
-Zapomnij! Ona jest nasza!
Pogroził jej palcem Tello.


^^^^^*^^^^^

Tak słoodko *_*
Mam nadzieję, że Wam również podoba się ten rozdział, starałam się :)
W ogóle zdałam sobie sprawę, że minął dziś równy rok odkąd bawię się w to całe blogowanie :)
Równy rok temu dodałam mój pierwszy post, jak to szyybko minęło o.O
Dobra, wystarczy tych rozmyślań, czekam na Wasze komentarze :*

9 komentarzy:

  1. Jeju sama słodycz *-*
    Żartowały, żartowały i prawdziwy poród hahaha, genialne :D
    Współczuję Tello takiej pobudki, ja bym zabiła na miejscu xD
    A co do Shan to chyba powinna porozmawiać z Marcem, tak by wypadało po tym wszystkim...
    Ah i na końcu radość Cristiana- bezcenne *_*
    Czekam na kolejny !
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojojojoj ♥ Jak słodko <3
    "On z całej trójki bał się najbardziej. Był chyba bardziej czerwony niż rodząca Lorena" - Hah, to ci się udało xD
    W sumie jak cały rozdział.
    Cristian z dzieckiem... sldfjelfjefefhuefeubfeffuejfe ♥.♥
    Idealnie :)
    Czekam na następny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzidziuś! <3 <3
    Panika Crisa bezbłędna, to on był bohaterem tego rozdziału :)
    Czekam nn, co będzie z Marciem, niby się układało a tu szok... zwrot akcji.
    Nowy u mnie:
    http://la-gante-esta-loca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak tu słodko było!
    Żarty żartami, ale reakcja Shanti, kiedy Lorena zaczęła rodzić była świetna. Crisa tym bardziej. Typowy facet normalnie. :D
    Czekam na nn! Pozdrawiam :*
    Zapraszam an nowy rozdział http://remember-my--name.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  5. http://la-forca-del-records.blogspot.com/2014/05/dwa-spotkanie.html zapraszam serdecznie na drugi rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na rozdział 7 na
    queriendote-en-mis-brazos.blogspot.com
    I liczę, że skomentujesz :*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahaha ... panika Cristiana mnie rozwaliła XD
    No , ale ciekawa jestem , co się wydarzyło między Marciem a Shan , że ona jest na niego taka zła :c
    Mam nadzieję , że to się wyjaśni w następnym rozdziale ^^
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. super rozdział :)
    nie za bardzo rozumiem, co się wydarzyło między Marciem i Shanti, ale może się to jeszcze jakoś wyjaśni :)
    fajna akcja z porodem, uśmiałam się :)
    czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń