środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział dziewiąty

Mecz skończył się wynikiem 3-1 dla miejscowych. Królewscy oczywiście po meczu rzucili się z pretensjami do sędziego o podyktowanie dwóch karnych, pewnie też wyleją swoje żale na konferencji prasowej. Ale co to obchodzi Cules? Mimo, że tego drugiego karnego sędzia nie powinien podyktować, gdyż Pepe wtedy nie faulował Neymara. Czasem przydaje się umiejętność udawania, ale symułki Neya to czasem przesada. I właśnie tym razem sędzia się na to nabrał. Ten pierwszy karny był ewidentny. Ręka Ramosa w polu karnym była bardzo widoczna. Oba karne pewnie na bramki zamienił Leo Messi. Później swoje trzy grosze dorzucił CR7, który popisał się pięknym strzałem z rzutu wolnego w samo okienko.
Ostatnie pięć minut to była istna groza! Real cały czas atakował, dwa razy słupek, kilka razy Valdes wyciągał piłki, które były niemożliwe do obronienia. Wydawało się, że wyrównująca bramka wisi w powietrzu i zaraz padnie. Jednak stało się zupełnie inaczej. Ostatnie dwadzieścia sekund meczu. Rzut rożny na Realu. To po nim sędzia miał zakończyć mecz. Każdy piłkarz powinien teraz być w polu karnym i bronić wyniku. Byli wszyscy oprócz jednego- Alexisa Sancheza, który wszedł osiem minut wcześniej. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Pique, który bez wahania wykopał piłkę w górę pola. Jak to się stało, że akurat tam stał Sanchez? Tego chyba nikt nie wie. Dostał piłkę i niemożliwe było to, by tego nie wykorzystał. Nie krył go nikt, jakby wszyscy o nim zapomnieli. Całe Camp Nou zamarło, gdy Sanchez biegł w kierunku bramki. Za nim pobiegli tylko Messi i Neymar. Reszta została niemal w polu karnym i czekała na wielki hałas zrobiony przez cieszących się kibiców. Tak stało się już po chwili. Alexis szybkim zwodem przebiegł z prawej strony Casillasa i z impetem skierował piłkę do bramki, która odbiła się jeszcze od słupka. Camp Nou oszalało! Alexis stał się bohaterem. Jeszcze przed chwilą wszystko wskazywało na bramkę dla Realu, jednak to Chile wykorzystał najlepszą sytuację jaka mogła mu się przytrafić. Trzy punkty zostają w Barcelonie.
{}{}{}*{}{}{}
Po meczu zrobiło się straszne zamieszanie. Nawet na "Vipach". Nim się spostrzegła, została sama na trybunie. Znaczy nie tak dosłownie sama. Było wokół niej ze dwadzieścia osób, ale nie znała nikogo. Przynajmniej nikogo nie pamiętała. Nie miała pojęcia gdzie podziała się Lorena. Jeszcze przed chwilą skandowała imię "Cristian! Cristian!", a teraz zniknęła.
Pewnie do niego poszła. Nie wiedziała również gdzie jest Marc. Ogólnie rozmawiali ze sobą tylko w przerwie przez kilka minut. Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić weszła do środka. Stanęła koło baru i rozejrzała się dookoła. Kilka kobiet z dziećmi, jacyś mężczyźni w garniturach i żadnej znajomej twarzy. Miała już serdecznie dosyć tej amnezji.
-Podać coś?
Usłyszała miły głos zza swoich pleców. Barmanka stała przed nią z szejkerem w ręku i uśmiechała się od ucha do ucha.
-Nie, dziękuję.
Odpowiedziała. Barmanka wróciła do swoich obowiązków.
-Mogłaby mi Pani tylko powiedzieć jak dojść do szatni?
Chyba ją zdziwiło to pytanie, gdyż przez kilka sekund stała i nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku.
-Na dół schodami, a później w prawo. Tam Pani już trafi.
-Dziękuję.
Zrobiła tak jak kazała. Prostymi schodami zeszła do korytarza. Spojrzała w lewo. Ujrzała murawę, trybuny i kilkunastu ludzi, a tuż przed nią napis "szatnia" i strzałka w prawo. Poszła tak jak kazała. Może nie powinna kręcić się po stadionie, ale co miała zrobić? Kompletnie nie wiedziała gdzie iść, znała tylko Marca i Lorenę, którzy akurat teraz postanowili się ulotnić.
Stała już pod drzwiami szatni, jednak nikogo konkretnego nie znalazła. I co ma teraz zrobić?
-Przepraszam, pomóc coś?
Usłyszała męski głos dochodzący zza jej pleców. Na pięcie odwróciła się w kierunku swojego przedmówcy.
-Ja, ja... Szukam Marca Bartry.
Ręce dała z tyłu i splotła je w jedną całość.
-Bartrę? Jest na murawie. Ty jesteś Shantilla?
Brunet wskazał na nią palcem.
-Tak?
Niepewnie mu odpowiedziała.
-Marc Cię szuka. Zaprowadzić Cię na murawę, czy trafisz?
-Trafię. Dziękuję.
Uśmiechnęła się do mężczyzny i poszła w kierunku murawy.
Gdy tylko weszła po trzech schodkach ujrzała Marca, który rozglądał się po trybunach. Stał tyłem do niej i miał piłkę pod nogą.
-Kogo tak szukasz?
Spytała i zabrała mu piłkę spod nogi zaczęła ją kopać sobie od nogi do nogi.
-Jezu Shan! Wiesz jak ja się bałem?!
-Bałeś? Przecież nie ma o co.
Wyśmiała go. Chłopak tylko stał z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy i przyglądał się dziewczynie.
-Nie jestem jakąś kaleką, po prostu nic nie pamiętam. Nie musisz mnie pilnować na każdym kroku i tak się martwić o mnie. Dam sobie radę. Tak jak teraz, widzisz? Jakoś Cię znalazłam.
Przestała bawić się piłką. Teraz tylko stała i patrzyła na bruneta z założonymi rękami na piersi.
-Martwię się o Ciebie, bo Cię koch...
Ugryzł się w język, jego policzki nabrały różowego koloru, a on sam spuścił głowę w dół.
-Nieważne, podobał Ci się mecz?
Zaczął nowy temat, chciał jak najszybciej zapomnieć o tym co prawie przed chwilą powiedział.
-Tak, ale szkoda, że ty nie zagrałeś. Chętnie popatrzyłabym jak Cię faulują.
Wytknęła mu język.
-No wiesz?
Chcąc udać obrażonego zrobił smutną minkę i spojrzał na dziewczynę oczkami smutnego szczeniaczka.
-Nie działają na mnie takie smutasy.
Zaśmiała się i kopnęła piłkę w stronę chłopaka.
Marc tylko podbił piłkę na nodze kilka razy po czym kopnął ją daleko w boisko.
-Idziemy?
Stanął obok brunetki, która obserwowała lot piłki.
-Gdzie?
Zerknęła na niego i odgarnęła włosy z oczu.
-Na imprezę z okazji wygranego meczu.
Objął ją w pasie i zaczął kierować się w kierunku wyjścia ze stadionu. Jednak w takiej pozycji nie szli długo, Shanti wykorzystała najbliższą okazję, by wyrwać się z objęć Marca. Do samochodu doszli już oddaleni od siebie o dobry metr.
-A Lorena? Jak zacznie rodzić?
Shanti zrobiła wielkie oczy i spojrzała na Marca, który akurat przekręcił kluczyk w stacyjce.
-Lorena poszła ze swoim narzeczonym. Nic jej nie grozi. Zobaczycie się na miejscu.
-A gdzie my właściwie jedziemy?
-Co Ci to da, że powiem, że jedziemy do domu Alexisa? I tak go nie pamiętasz.
Wzruszył ramionami i wyjechał z parkingu.
-Czyli uważasz, że to moja wina? Nie moją winą jest to, że straciłam pamięć!
Krzyknęła na niego.
-Boże Shan... Akurat teraz chce Ci się kłócić...
Tylko przewrócił oczami.
-Nie chce się kłócić, ale po co tak głupio gadasz! Jeśli nie na rękę Ci jest zajmowanie się mną, to proszę, droga wolna!
Dalej krzyczała.
-Co ty bredzisz dziewczyno!? Na jaką nie na rękę? Słyszysz siebie czasem?
Zjechał na bok i zatrzymał samochód.
-Nie mam Ci za złe tego, że nic nie pamiętasz, ale zrozum to, że mi jest równie ciężko jak Tobie! Nie wiem nawet czy nie ciężej! Tobie teraz łatwo byłoby zacząć wszystko od nowa, bo nic nie pamiętasz, a ja? Ja spędziłem z Tobą ostatnie sześć lat, myślisz, że potrafiłbym tak teraz Cię zostawić? Wymazać to wszystko za pamięci? Okaż trochę zrozumienia. I nie mów więcej tego co przed chwilą powiedziałaś.
Spojrzał na nią. Dziewczyna tylko odwróciła głowę w drugą stronę i udawała obrażoną. Nie była obrażona. Zgadzała się z tym co powiedział Marc. Wiedziała, że jemu jest ciężko, ale ona tak dłużej nie da rady. Jeśli nic nie ulegnie zmianie, będzie musiała go zostawić...
{}{}{}*{}{}{}
Zatrzymali się pod brązowo białą willą. Dookoła inne, równie piękne domy jednen większy od drugiego.
-Wchodzisz? Czy chcesz wrócić do domu?
Spojrzał na nią, gdy zgasił samochód.
-Jeśli już tu jesteśmy, to chodźmy.
Wysiadła z samochodu i przed nim czekała na Marca.
Ten tylko wpuścił ją pierwszą w bramie i drzwiach, które były otwarte. Między nimi była jakaś napięta atmosfera, nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Wszystko zaczynało się psuć...
Wielki, beżowo karmelowy salon zajmował najwięcej miejsca w całym domu. To również w nim nagromadzili się inni goście.
-Marc! Shanti!
Krzyknął gospodarz wieczoru i podszedł do przybyłych. Klepnął kolegę w ramię, a gdy przyszła pora na przywitanie się z Shanti, nie wiedział co ma zrobić. Bo przecież ona go nie pamięta...
-Eee...
Zaczął się jąkać.
-Jestem Alexis?
Zapytał na powitanie.
Shanti się zaśmiała.
-Cześć Alexis, miło mi Cię poznać.
Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Zaraz po tym Shanti była oprowadzana po reszcie znajomych, poznawała ich po raz drugi. W domu Sancheza zgromadziło się łącznie siedem osób, a mianowicie- On, Marc z Shanti, Lorena z Cristianem, Martin Montoya i Sergi Roberto.
-Więc Shanti nic nie pamiętasz?
Zaczął temat Sergi.
-Nic. Kompletnie. Bardzo głupie uczucie, nie życze Ci jego.
Zacisnęła zęby i rozejrzała się po pomieszczeniu. Lorena z Cristianem wyszli na taras, gdyż ciężarna słabiej się poczuła. Pozostali panowie siedzieli przy stole i wydzierali się we wszystkie strony świata. Właściwie to nie gadali o niczym konkretnym, oni tylko krzyczeli i popijali kolejne piwa.
-Musi Ci być ciężko, prawda? Poznawać tak wszystko na nowo...
Ciagnął temat Sergi.
-Wiesz, dzięki Wam jest mi łatwiej. Mimo, że wybudziłam się dopiero kilka dni temu, to już bardzo dużo wydarzyło się w moim życiu. Tak jest lepiej, niż jak miałabym sama siedzieć w domu. I muszę Ci się przyznać, nie jest mi jakoś specjalnie ciężko. Podoba mi się nawet takie coś. Czasami jest śmiesznie. Jak na przykład przedtem Cristian gadał mi kilka minut o czymś o czym pierwszy raz słyszałam. Dopiero gdy zwróciłam mu uwagę przypomniał sobie, że ja nic nie pamiętam.
-Bo u nas jest śmiesznie! Zobaczysz, minie kilka tygodni, a pamięć sama wróci, my już się o to postaramy.
Sergio zaśmiał się i poprawił włosy.
-Mam taką nadzieję.
Wcale tak nie myślała, ale nie mogła tego powiedzieć. Nikomu. Może tak miało być? Może życie jej i Marca sprzed wypadku wcale nie było takie idealne? Może ta amnezja miała swój głębszy sens? Może to znak, że czas zacząć wszystko od nowa? Bez Marca? Coraz częściej przechodziło jej to na myśl.
Nudziła się. Myślała, że będzie ciekawiej, ale w sumie co ona sobie wyobrażała? Czego spodziewała się w towarzystwie piłkarzy? Następne dwie godziny spędziła na rozmowach z Loreną, panowie natomiast cały czas gadali o piłce nożnej, o wygranym meczu i całej tej otoczce związanej z futbolem.
-Wszystko w porządku?
Usłyszała pytanie ze strony Loreny. Przez poprzednie pięć minut patrzyła się w martwy punkt gdzieś w oddali. Zamyśliła się.
-Ja chyba tutaj nie pasuje...
Wydukała.
-Shan, znowu zaczynasz? Mówiłam Ci, daj temu wszystkiemu szanse, zobaczysz, ułoży się.
-Tylko daj szanse, będzie dobrze, pamięć Ci wróci... A co jeśli nie wróci? Nie chce tak żyć! Nie mam pojęcia co było wcześniej, czuje się jakbym była z całkiem innej bajki. Wy znacie mnie lepiej niż ja siebie samą. Nie wiem jaka byłam wcześniej, może teraz nie jestem tą samą Shanti jaką byłam sprzed wypadku? Może on mnie zmienił? I przez te wszystkie zmiany nie zaaklimatyzuję się tutaj? Nie będę potrafiła być z Marciem? Bo ja... ja nie chce z nim być.
Spuściła głowę w dół.
-Shanti...
Ciężko było jej patrzeć na przyjaciółkę w takim stanie. Nie mogła zrobić nic innego jak tylko mocno ją do siebie przytulić. Ona tego potrzebowała.
-Nie mów tak. Wiem, że jest Ci ciężko... Ale to dopiero trzy dni. Trzy dni, w których bardzo wiele się działo. Teraz tempo zwolni, będziesz powoli wracała do normalności. Daj sobie czas...
-Spróbuję...
Wtuliła się w jej ciało. Miała rację. Powinna dać sobie czas, ale... nie chciała?
{}{}{}*{}{}{}
Lorena z Cristianem opuścili dom Sancheza kilka minut po pierwszej. Reszta towarzystwa też powoli się rozchodziła.
-To co Sergi, zawieziesz nas? Chyba jako jedyny nic nie piłeś.
Zaczął Marc siedząc na kanapie. Obok niego siedziała Shanti, która co by tu urywać, nudziła się. Alexis z Martinem stali przy tarasie i oglądali gwiazdy. Tak bardzo romantycznie.
-Wolę nie ryzykować kolejnym wypadkiem. Już teraz chcecie jechać?
Spojrzał raz na niego, raz na brunetkę.
-Tak, już.
Powiedziała pierwsza Shanti i od razu wstała z kanapy. Marc chciał powiedzieć, że wypiją jeszcze jedno piwko, ale to teraz nie było mu dane.
W pośpiechu złapała swoją kurtkę i już chciała wychodzić z domu, jednak na jej drodze stanął Sanchez, który wrócił z romantycznej randki z Martinem.
-A wy gdzie się wybieracie?
Nie był za bardzo trzeźwy.
Stanął prosto przed Shanti w drzwiach, blokując jej przejście. Ale wybaczmy mu taki stan. Miał prawo, w końcu nie zawsze strzela się tak ważne bramki i to przeciwko Realowi.
-Do domu Alexisku, pora już spać, Tobie też radzę.
Pogłaskała go po policzku i przeszła pod jego ręką. Chwilę po tym stała już przed drzwiami na dworze. Dała tym Marcowi do zrozumienia, że nie chce tutaj dłużej być.
-Naprawdę idziecie?
Sanchez próbował jeszcze coś wskórać.
-Widzisz w jakim jest nastroju...
Wyszeptał tak, by Shanti tego nie usłyszała.
-Kiedy indziej to nadrobimy.
Klepnął przyjaciela w ramię i wraz z Sergi wyszli z domu żegnając się jeszcze z Montoyą.
-Coś tak wybiegła?
Shanti stała przy samochodzie oparta o przednie drzwi z założonymi rękami na piersiach.
-Nie moje klimaty.
Chwyciła za klamkę.
-Kiedyś dużo byś oddała, by spędzić tak czas.
Usiadł na miejscu pasażera obok kierującego Roberto, który tylko wszystkiemu się przysłuchiwał. Już wiedział, że będzie świadkiem kłótni. Ta dwójka wyjątkowo często się kłóciła, jednak zawsze dochodziła do porozumienia. Jednak teraz Shan tego nie pamięta. Czy możliwe jest to, by wszystko się rozpadło? Definitywnie?
-Kiedyś, właśnie KIEDYŚ! W ogóle...
Niemal krzyknęła.
-I co się drzesz?
Przerwał jej Marc. Nie miał ochoty na kłótnie, tym bardziej w obecności kolegi z drużyny. Nie chciał, by potem wszyscy w klubie mówili, że jego wielka miłość wcale nie jest taka wspaniała. Że dziewczyna, która była jego całym światem, teraz ma go w dupie.
Shanti chyba zrozumiała, że nie wypada kłócić się przy osobie trzeciej, zamknęła twarz i dalszą część drogi do domu spędziła w ciszy wlepiając czarne oczy w szybę i wymyślając wszystkie przykre zdania, które powie w stronę Marca, jak tylko dojadą do ich mieszkania.
{}{}{}*{}{}{}
Z samochodu wyszła bez pożegnania. Gdy tylko Sergi się zatrzymał, wyskoczyła z samochodu trzaskając drzwiami i weszła do mieszkania.
-Sorry Sergi za nią, głupio wyszło...
Zaczął się tłumaczyć.
-Nie jestem dobry w dawaniu rad, ale wydaje mi się, że takie coś dalej nie ma sensu...
Marc aż otworzył usta ze zdziwienia.
-Ona się zmieniła, jeżeli sobie nic nie przypomni, to Marc uwierz mi nie zdobędziesz jej miłości. Ona tego nie chce. Może pora się przyzwyczaić?
-Przyzwyczaić? Słyszysz siebie? Poza tym nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. Cześć.
Zdenerwowany wyszedł z samochodu. Wcześniej nawet nie pomyślał o takim czymś. O możliwości życia bez Shanti. Może naprawdę będzie musiał się przyzwyczaić?
Gdy tylko przeszedł przez czerwone drzwi wejściowe zaczął szukać Shanti. Zbiegając z trzech schodkach potknął się o manekin, który stał przy schodach.
-Cholera jasna!
Krzyknął, gdy rzecz upadła na kafelki. Już po chwili go postawił i wrócił do szukania Shanti. Zajrzał do salonu, łazienki i pokoju gościnnego, które były na parterze, nigdzie nie znalazł Shanti.
Po białych schodach wbiegł na piętro. Zaraz z nich znalazł się w drugim salonie, większym. Tam tylko leżała Nina i pamiętnik z albumem Shanti. Z salonu był widok na kuchnie, Shanti nie ma. Ostatnia szansa, jest w sypialni. W sumie jest to przecież najbardziej logiczne, czemu o tym na początku nie pomyślał?
Stanął pod drzwiami ich wspólnej sypialni. Nie chciał jej bardziej wkurzać, widział w jakim jest stanie. Chciał tylko porozmawiać, wyjaśnić, wszystko uspokoić dlatego postanowił zapukać przed wejściem, jednak nie usłyszał żadnego wołania z pokoju. Chcąc nie chcąc wszedł do środka. Siedziała na parapecie z podkulonymi nogami i wyglądała przez okno.
-Mogę wejść?
Zauważył, że wytarła swoje policzki, po których spływały słone łzy. Niepewnie usiadł na łóżku tak, że dobrze widział każdy gest brunetki.
Przez kilka chwil siedzieli w takich pozycjach nie odzywając się ani słowem.
-Bardzo się dziś nudziłaś?
Zaczął Marc. Ewidentnie nie miał ochoty na kłótnie, jednak Shanti tylko o tym marzyła...
-Nie wiem, ty mi powiedz, ty mnie lepiej znasz.
Spojrzała na niego zimnym spojrzeniem.
-Shan, ja nie chcę się kłócić, wykaż też odrobinę dobrego serca.
Wstał z łóżka i podszedł do dziewczyny, która miała całe zaszklone oczy od płaczu.
-Zauważyłeś, że dziś niemal w ogóle normalnie nie rozmawialiśmy? Tylko się kłócimy. Nie wydaje Ci się, że tak nie powinno być? Coś nie gra między nami. Nie męczy Cię to?
Zeskoczyła z parapetu i stanęła naprzeciwko niego.
-Dla Ciebie to nowa sytuacja, dla mnie też, rozumiem, że jest Ci trudno, mi również, to przez to te kłótnie. Kilka dni, ułoży się, zobaczysz.
Delikatnie chwycił jej dłoń. Chciał ją uspokoić, jednak ten gest wywołał jeszcze większe zdenerwowanie ze strony brunetki, która od razu zabrała swoją dłoń.
-Co ty wyprawiasz?
Krzyknęła.
-Przepraszam...
-Jesteś kolejny, który mówi mi kilka dni i kilka dni. Kilka dni i co? Co jeśli nadal sobie nie przypomnę? Marc ja się tutaj źle czuje. Nie chce Cię okłamywać. Nie czuję do Ciebie nic. No może poza złością, strasznie mnie wkurzasz!
Z każdym jej słowem czuł się coraz gorzej. Czuł, jakby kolejne noże przebijały jego serce. Cholernie cierpiał słysząc te słowa.
-Nie kocham Cię Marc. Ale to nie moja wina. Twoja również nie. Może tak miało być? Ja tego nie wiem, ale może nam się nie układało? Może ten wypadek miał nam otworzyć oczy?
Nie potrafił wydusić z siebie słowa, to było dla niego zbyt trudne, a jej to gadanie przychodziło z taką łatwością...
-Nie chce tak żyć.
Zakończyła i już chciała wchodzić do łazienki, gdy Marc w końcu się odezwał.
-Nie układało nam się? SHANTI! Nie widzę świata kurwa poza Tobą, jesteś dla mnie najważniejsza tak było i tak jest, a ty mi teraz mówisz, że nam się nie układało? Planowaliśmy ślub! Zamieszkaliśmy razem, a ty mówisz, że wypadek miał nam otworzyć oczy? Jeśli nie wiesz jak było, to na co się odzywasz? Wiesz jak trudno jest mi tego słuchać?
Krzyczał na nią.
-Tobie jest trudno słuchać? Ja nic nie pamiętam! Nie znam nikogo, nie znam siebie, a ty mówisz, że Tobie jest trudno mnie słuchać? Proszę bardzo! Ułatwię Ci to! Jutro się stąd wyprowadzam i więcej nie będziesz musiał mnie słuchać, już Ci to trudności nie sprawi!
-Zostawisz mnie?!
-Tak! Mam tego dość! Czuje, jakbym musiała z Tobą być, wszyscy mi powtarzają, że się ułoży, że jesteś taki idealny, że na pewno się w Tobie zakocham, albo najlepiej odzyskam pamięć. Póki co się na to nie zanosi, a co do pokochania Ciebie to już na pewno! Nie potrafię się do Ciebie przekonać, bo cały czas mnie do tego zniechęcasz!
-Ja?! Kiedy ja Cię do siebie zniechęciłem? Przez ostatnie niemal trzy miesiące nie odstępowałem Cię na krok, dbałem do Ciebie, bo Cię kocham. Twoja amnezja to był wielki cios dla mnie. Ale przyrzekłem sobie, że Cię nie zostawię, bo ja nadal Cię kocham Shan, tego nie da się tak zapomnieć.
-Może powinieneś? Tak będzie lepiej...
Zerknęła w jego oczy. Były tak smutne... Zaszklone. Niecodzienna sytuacja, że to kobieta doprowadza mężczyznę do łez.
Zostawiając go z tym wszystkim samego wyszła z sypialni i poszła do łazienki.
{}{}{}*{}{}{}
Nie potrafił o niczym myśleć tylko o słowach bezdusznej Shanti. Nie znał jej z tej strony, zawsze mówiła to co myśli, nie owijała w bawełnę, ale teraz przesadziła. Nie sądził, że usłyszy takie słowa i to od kobiety, która jest dla niego całym światem.
Szybko przebrał się w piżamę i położył w sypialni na łóżku. Próbował zasnąć, jednak nie potrafił. Chciało mu się płakać. Czuł się tak beznadziejnie, jak wtedy gdy czekał pod salą Shanti w szpitalu.
Dziewczyna z kolei miała się dobrze. Wzięła prysznic, przebrała się w piżamę i poszła do salonu. Ułożyła się wygodnie na kanapie przytulając do siebie Ninę i zasnęła. Nie miała nawet wyrzutów sumienia, sądziła, że robi dobrze. Bo przecież nie kocha Marca i nie będzie się do niczego zmuszała.

^^^^^*^^^^^^

Witam Was bardzo serdecznie :* Jak po świętach?
A co do rozdziału, to moim skromnym zdaniem jest świetny :D
Może i kłótnia na kłótni i w ogóle, ale mi się podoba, mam nadzieję, że Wam też :*
I sorry, że tak długo nic nie dodawałam, ale wpadłam w trans w oglądaniu serialu i jakoś nie miałam siły oderwać się od niego, by tutaj wkleić rozdział :)
Następny nie mam pojęcia kiedy się pojawi, mam początek, ale wątpię żebym znalazła czas by go dokończyć, wiecie- serial wzywa! :D
To tyle, żegnam Was i liczę na komentarze :*

6 komentarzy:

  1. To się porobilo...
    Shan ta amnezja tak bardzo zmieniła...
    Kłótnia na kłótni...jedno nie może zrozumieć drugiego, ale w sumie co innego można powiedzieć osobie, która uległa takiemu wypadkowi...oni na prawdę się starają...
    Szkoda mi teraz Marca...
    Ale ogólnie rozdział jest jak zawsze świetny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nowy rozdział : http://goal-4-forever-football.blogspot.com/ <3

      Usuń
  2. bardzo mi się podoba ten rozdział, a szczególnie początek, bo jest tak ładnie to wszystko opisane. dalej nie jest źle, ale jakoś mi tak smutno, przez to jak Shanti traktuje Marca. ja rozumiem, że jest jej trudno, ale jak dla mnie momentami przesadza, jakby w ogóle nie chciała spróbować. a Marc tak ją kocha. no żeby się tylko później nie okazało, że jak ona sobie wszystko przypomni to z kolei Bartra się wyleczy z tej miłości. oj Shan miałaby za swoje, w końcu tak go odpycha. serial serialem ale Ty tu o nas i o opowiadaniu nie zapominaj ;p z niecierpliwością czekam na kolejny i zapraszam do siebie na (wcale nie taki nowy rozdział) para-siempre-fcb.blogspot.com pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. aż chce się przytulic biednego Marca, ona naprawdę zachowuje się jakby coś brała, no ale tak po takim wypadku pewnie coś pierze, musi iść do lekarza po inne leki. Dobra kończę tę rozkmine. Po prostu ona nie ma serca dla niego, smutno mi przez to xd Z niecierpliwością czekam nn.
    Nowy u mnie:
    http://la-gante-esta-loca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdecznie zapraszam na prolog, który pojawił się na http://pamietnik-umierajacej.blogspot.com/ pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Marc :(
    Powiedziała mu prawdę, bo co miała zrobić? Okłamywać go cały czas? Już lepiej powiedzieć to wszystko, nawet kosztem drugiej osoby.
    Czekam na nn! Pozdrawiam i zapraszam na 9 rozdział
    http://remember-my--name.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń