poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział trzeci

Siedział i czekał jak na skazanie.
-No niech Pan mówi! Ona żyje?!
Nie wytrzymał i zaczął krzyczeć na lekarza.
-Ale proszę się nie unosić. Ja wiem, że jest Panu ciężko, ale krzykiem Pan jej nic nie pomoże.
-Czy Pan siebie słyszy? Ja nawet nie wiem czy ona żyje! Nie wiem nawet co się stało, a Pan mówi, że mam być spokojny?!
Lekarz nic mu nie odpowiedział. Wstał od biurka i podszedł do szklanej szafki. Wyciągnął kilka tabletek i nalał wody do szklanki. Dobrze wiedział, że bez nich chłopak może zachowywać się jeszcze gorzej. Tabletki na uspokojenie były teraz najlepszym rozwiązaniem.
-Proszę to połknąć.
Zrobił jak kazał. Tabletki na uspokojenie naprawdę działają. Już po kilku chwilach znów zaczął normalnie funkcjonować.
-Co jej jest?
Spytał już całkiem poważnie.
-Panna Shantilla miała wypadek samochodowy. Nie z jej winy. Z tego co wiem, to jakiś pijany kierowca w nią wjechał. Pech chciał, że jechał bardzo rozpędzony i uderzył w bok, gdzie ona siedziała. Szczęście w nieszczęściu. Dobrze, że miała tak mało sprawny samochód. Gdyby pasy zadziałały normalnie, nie rozmawialibyśmy tutaj, tylko w kostnicy. Pasy przez siłę uderzenia puściły, a pańska narzeczona poleciała w niezniszczony bok samochodu uderzając głową w karoserię.
-I jakie to szczęście?!
-Boku od strony kierowcy nie ma. Nie byłoby też Pańskiej narzeczonej.
-Ale co jej jest? Żyje?!
-Tak.
Powiedział spokojnie.
-Zrobiliśmy jej operację. Miała krwotok wewnętrzny i wstrząs mózgu. Zatamowaliśmy krwotok. Gdy trafiła na nasz stół nie dawałem jej więcej jak pięć procent szans na przeżycie. Jej stan był krytyczny.
-A teraz?
Łzy w oczach Marca były coraz bardziej widoczne.
-Decydująca będzie dzisiejsza noc. Na tę chwilę moim zdaniem nie ma więcej jak piętnaście procent szans.
Nie chciał więcej tego słuchać. Wstał od biurka i powoli chwycił za klamkę.
-A jest przytomna? Mogę do niej wejść?
Stał tyłem do lekarza.
-Jest przytomna. Oddycha samodzielnie. Dobrze, pozwolę Panu, ale na nie dłużej jak dziesięć minut. Sala 115.
Nacisnął na klamkę i wyszedł.
{}{}{}*{}{}{}
Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Myślał, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi, u boku Shantilli.
Stanął przed białymi drzwiami. 115.
Znów czuł, że ma łzy w oczach. Wszedł do środka. Leżała podpięta do jakiś maszyn. Spała.
-Shanti...
Wyszeptał i usiadł obok niej na krześle.
-Shanti, kotku... Jak się cieszę, że żyjesz... Nie wiem co bym zrobił, gdyby Ciebie zabrakło..
Delikatnie chwycił jej dłoń. Zauważył, że nie ma na nim pierścionka zaręczynowego, teraz to nie było dla niego ważne. Teraz najważniejsza była ona.
-Marc...
Wyszeptała przez zamknięte oczy.
-Shantilla! Słyszysz mnie?
Delikatnie otworzyła oczy. Wszystko ją bolało. Nie mogła się ruszyć. Czuła, jakby wbijano jej szpilki w każdy kawałek jej ciała. Strasznie cierpiała.
-Dobrze, że...
Nie miała nawet siły, by dokończyć zdanie. Zamknęła oczy i delikatnie ścisnęła dłoń narzeczonego.
-Nic nie mów, będę przy Tobie. Będę zawsze... Zobaczysz. Za kilka dni wyjdziesz stąd, zaczniemy planować ślub, wszystko wróci do normy.
Mówił przez łzy w oczach.
-Nie Marc, nic już nie będzie takie samo...
Nagle jej puls zaczął słabnąć. Maszyna, do której była podpięta zaczęła piszczeć, linia życia zrobiła się cała prosta. Pulsu brak.
-Proszę stąd wyjść!
Do sali wbiegł lekarz i dwie pielęgniarki. Jedna z nich wyprosiła za drzwi przerażonego chłopaka. Zaczęli akcję reanimującą.
-Trzy! Dwa! Jeden!
I kolejny elektrowstrząs.
To wszystko było ponad jego siły. Nie wytrzymał tego psychicznie. Usiadł w kącie, schował twarz w ręce i zaczął płakać. Tak po prostu płakał. Nic więcej nie był w stanie zrobić. Myślał tylko o tym, jak bardzo kocha tę dziewczynę, że nie poradzi sobie bez niej. Nie chciał, żeby umarła. On był od niej zależny, to dzięki niej żył. Gdy jej zabraknie, on też zniknie...
{}{}{}*{}{}{}
Obudził się. Nie miał pojęcia ile czasu spędził w tym kącie. Na korytarzu było pusto i dość ciemno. Powoli podniósł się z podłogi. Przez te dwadzieścia sekund ani chwilę nie pomyślał o Shanti. Ale gdy tylko zrozumiał gdzie jest, od razu przypomniała mu się akcja ratunkowa.
O czym myślał naciskając klamkę od sali? Proszę, niech ona tam będzie! Kamień z serca spadł mu, gdy zobaczył leżącą dziewczynę na łóżku. Musiało stać się coś poważnego. Do twarzy miała podpięte rurki doprowadzające tlen do ciała, na nosie miała plastikową maskę tlenową. Obok jej łóżka pojawiło się kilka innych maszyn. Nie miał pojęcia do czego one służą. Widział tylko linię pokazującą jej puls, która wyglądała na najbardziej normalną.
-Shantilla...
Usiadł obok niej i chwycił jej dłoń.
-Kotku, słyszysz mnie?
Przetarł zły, które znów napłynęły mu do oczu.
Złapał jej dłoń. Nic. Leżała bezwładnie, jakby w ogóle w niej nie miała czucia.
Spojrzał na zegarek. Trzecia w nocy. Nie wiedząc co ma ze sobą zrobić zasnął na krześle wpatrując się w swoją największą miłość.
{}{}{}*{}{}{}
Obudziły go jakieś szmery. Otworzył oczy. Obok łóżka Shanti stała pielęgniarka i coś poprawiała z rurkami, które miała przy nadgarstkach.
-O, widzę, że Pan się obudził.
Przetarł zaspane oczy i wyprostował się na krześle.
-Pan de Fetti prosi do gabinetu.
-A...
-Ja się nią zajmę.
Nie pozwoliła mu dokończyć. Spojrzał na brunetkę. Wyglądała tak ślicznie, jak zawsze.
Leniwie wszedł po schodach do gabinetu lekarza.
-O, Pan Bartra, proszę usiąść.
Wszedł do środka i zajął miejsce.
-Z Panną Cardenas nie jest dobrze. Miała zanik pracy serca. Na szczęście udało nam się je przywrócić, lecz doszło do następnych komplikacji. Musieliśmy podjąć decyzję.
-Jaką decyzję?!
Spytał przerażony.
-Panna Cardenas jest teraz w śpiączce farmakologicznej. To było jedyne rozwiązanie, inaczej by nie przeżyła.
-Kiedy się obudzi?
-Nie da się odpowiedzieć na to pytanie. Wszystko zależy od pracy organizmu, czy zacznie sam znów w pełni pracować. To może potrwać tylko kilka dni, a może nawet kilka lat. Wszystko zależy, czy Pani Cardenas będzie walczyła.
-Nie ma innego rozwiązania?
-Jest. Przejrzałem jej akta, jest Pan jedyną jej bliską osobą, więc może Pan wydać rozkaz odpięcia aparatury, a wtedy po kilku minutach Pani Cardenas nas opuści. A tego Pan chyba nie chce.
Nic mu nie odpowiedział. Wstał z krzesła i wrócił do sali brunetki. Nie dopuszczał do siebie myśli, że może zabić Shantillę. Nie chciał jej odłączyć od aparatury. Gdy ją zobaczył, całą bladą i nieprzytomną wiedział, że nigdy nie pozwoli jej odłączyć. Nawet jeśli nikt nie dawałby już nadziei na jej przeżycie, nawet gdyby mijały lata, od nie pozwoli jej odłączyć. On zawsze będzie miał nadzieje, że ona to przezwycięży, że przezwyciężą to razem.
-Nie bój się, będę z Tobą. Przetrwamy to razem.
Pocałował jej dłoń. Był bezsilny. Nie mógł nic zrobić, w żaden sposób nie mógł jej pomóc. Z tej bezsilności czuł, że zaraz znów napadnie go atak płaczu i paniki.Znów był bardzo bliski. Zdążył się jednak powstrzymać. Postanowił być twardy. Dla niej.
{}{}{}*{}{}{}
Trener zrozumiał, że nie może przyjść na trening. Na szczęście zbliżała się przerwa zimowa.
Całe następne dwa tygodnie spędził przy łóżku dziewczyny opowiadając jej wszystko co teraz dzieje się na świecie. Opowiadał jej o odwiedzinach ich znajomych. Była tutaj niemal cała drużyna, wszyscy bliscy koledzy Marca i Shantilli. To były jedyne chwile, kiedy Marc mógł z kimś normalnie porozmawiać, normalnie, czyli on pyta, druga osoba odpowiada.
-Jak się trzymasz?
Do sali wszedł Cristian trzymając papierową reklamówkę.
-Nie wiem...
Spojrzał na nadal śpiącą brunetkę.
-Słuchaj, może wyjdziesz stąd? Dwa tygodnie siedzisz przy niej bez przerwy, oszalejesz w końcu...
Usiadł obok przyjaciela i położył reklamówkę na podłogę.
-Nie mogę jej samej zostawić. Obiecałem jej, że przy niej będę...
-Marc! Bredzisz już. Choć, przewietrzysz się, jej nic nie będzie. Ma tutaj opiekę.
-Nie mogę...
-Za dwa dni wznawiamy treningi... Wiesz, że jak nie przyjdziesz, trener wyciągnie wnioski? Możesz stracić miejsce w pierwszej jedenastce
-Wiem. Ale nie zostawię jej. Ona jest dla mnie ważniejsza niż piłka. Dla niej, mogę nawet z niej zrezygnować.
Ani razu nie spojrzał na Hiszpana. Cały czas siedział i wpatrywał się w nieruchomą brunetkę.
-Nic Ci nie przetłumaczę?
-Nie.
Odetchnął głęboko. Marc jest bardzo uparty. Gdy tylko sobie coś postanowi, tak musi być. Poza tym sam też miał dziewczynę. Wiedział, jak bardzo można stracić dla kogoś głowę. Sam nie mógł sobie wyobrazić, jak zachowałby się na miejscu Marca. Mimo tego, że wiedział, że to może się dla niego źle skończyć, postanowił go wspierać. Chciał, żeby chociaż w nim czuł wsparcie. Bo przecież byli przyjaciółmi.
-Masz tutaj jakieś jedzenie i ciuchy. Lorena przygotowała.
Położył reklamówkę na nocnej szafce.
-Jak ona się trzyma?
Pierwszy raz spojrzał na Tello.
-Dobrze, ale już jej coraz ciężej. Ale to jeszcze tylko kilka tygodni.
-Niedługo będziecie pełną rodziną...
Wyszeptał.
Cristian oświadczył się Lorenie. Postanowili, że gdy tylko dziecko się urodzi, wezmą ślub. Bartra miał jednak rację, wszystkie dziewczyny marzą o ślubie.
Rozmawiali jeszcze przez kilkanaście minut. Cris musiał już wracać do Loreny, która została sama w mieszkaniu.
{}{}{}*{}{}{}
Mijały dni, a nic nie zapowiadało tego, że Shantilla się obudzi. Nadal leżała podpięta i nic więcej. Po prostu spała. Śniła...
-Panie Bartra.
Do sali wszedł lekarz.
-Tutaj jest kilka rzeczy Pańskiej narzeczonej. Między innymi pierścionek i rzeczy, które były w samochodzie. Oddaje je w pańskie ręce.
Wziął to ręki mały karton przyozdobiony w kolorowe naklejki i różne słowa. Wiedział co tam jest w środku. Dobrze wiedział o prowadzeniu pamiętnika przez brunetkę i albumu. Jednak do tego pierwszego nigdy nie zajrzał. Shanti nie wyrażała na to zgody. To było dla niej bardzo osobiste. Nawet Marc, z którym była bardzo blisko nie miał prawa tego przeczytać. Dlatego też, gdy tylko chwycił go w rękę, od razu odłożył na bok. Wiedział, że Shanti nie chciałaby, żeby przeczytał jej myśli. Następne co wyciągnął, był pierścionek. Schował go do kieszeni od spodni. Nie chciał, by tutaj się zgubił. Liczył na to, że za dwa, ewentualnie pięć dni znów będzie mógł być na palcu tej właściwiej osoby. Album. Pierwsza strona jak w nim była to napis Głupota się jednak przyciąga Shanti&Marc i kilka naklejek. Oczywiście w prawym górnym rogu znajdował się tradycyjny uśmiech Marca.
Jakie było pierwsze zdjęcie tej dwójki? Było zrobione w lesie. Marc leżał na ziemi, cały brudny od błota, w które wpadł pchając samochód, który akurat w takim momencie postanowił się zepsuć. Shanti wykorzystując ten upadek wtedy jeszcze tylko swojego kolegi wyciągnęła szybko telefon i zrobiła sobie zdjęcie z leżącym Marcem w tle. To zdjęcie idealnie wyjaśnia, dlaczego taki a nie inny napis pojawił się na pierwszej stronie. Oni nie byli do końca normalni. A gdy spotykali się razem, to słowo w ogóle nie istniało. I tak jest do teraz. Nie chciał, by to się skończyło...
Następne niemal tysiąc zdjęć to każdy dzień z ich wspólnego życia starannie opisany przez Shanti lub Marca. Dodawali do albumu też swoje przemyślenia o tej drugiej osobie, odczucia co do spędzonego dnia. Kiedyś to będzie wspaniała pamiątka.

---------------------

Witam ^^
Smutny rozdział, nie sądzicie? :C
Ale już niedługo powinno być bardziej pozytywnie.
Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, bo zapomniałam mu przesłać linka, to tutaj macie mój nowy blog:
http://niemiecki-koszmar.blogspot.com/ THIAAGO <3 :D
Dobra, wystarczy na dziś, dobranoc, żegnam, cześć !

21 komentarzy:

  1. Na noc doprowadziłaś mnie do łez :cc
    Jak on cierpi...sama nie wiem jak ubrać w słowa to co teraz czuje...
    Oni bardzo do siebie pasują...
    Są perfekcyjni ;)
    Dobra, dobra więcej nie napisze, już bolą mnie oczy :D
    Późno dość :P
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś mi winna paczkę chusteczek higienicznych i koszulkę, którą przez Ciebie oblałam sobie herbatą ;/
    No nie wiem co mam Ci napisać...
    Tak bardzo smutne.
    Obraziłam się. Nic więcej nie napisze ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Śpiączka? ;/
    Oby szybko się wybudziła...
    Biedny Marc, boje się, że może sobie nie poradzić...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Marc ma takiego przyjaciela jak Cristian. Widać, że troszczy się o niego. Moim zdaniem powinien się go posłuchać i trochę odpocząć. Bo faktycznie zgupieje...
    Obu jakoś się ułożyło ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację, smutny.
    Bo zawsze wszystko co w szpitalach jest smutne, wiem coś o tym.
    Mimo to bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Smutno, nie zaprzeczę... Ale mi się podoba, fajnie jest.
    Znów się na Tobie nie zawiodłam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nadrobiłam poprzednie rozdziały i przyznaję, że blog jak i cała historia bardzo mi się podobają. Od początku polubiłam główną bohaterkę, no i teraz Marc... biedny, mam nadzieje, że jakoś sobie poradzi. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny rozdział :*
    Zresztą jak zawsze.
    Smutny, ale cudny!

    OdpowiedzUsuń
  9. Oni nie mogą żyć bez siebie ;/
    Jak Marc sobie poradzi?
    Bardzo jestem ciekawa...

    OdpowiedzUsuń
  10. To tak bardzo niesprawiedliwe ;/
    Czemu im tak komplikujesz życie? :(
    A mogli by być szczęśliwi...

    OdpowiedzUsuń
  11. Muszę Ci powiedzieć, że mała łezka w oku mi się zakręciła, ale taka tyci tyci malutka :*
    Wyciskacz łez z tego rozdziału ;/
    Piękny, mimo że smutny <.3

    OdpowiedzUsuń
  12. Powiem tak: potrafisz zdołować człowieka i zepsuć mu humor na resztę wieczoru...
    Smutno mi się zrobiło, jednak i tak Cię kocham! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajne to opowiadanie jest!
    Niech się już szybko budzi, bo jestem ciekawa co będzie się u nich działo.
    Bo wydaje mi się, że nie będzie za kolorowo... Bo ty to piszesz :>

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak bardzo żal mi Marca...
    Musi przez to wszystko sam przechodzić..
    Dobra, jest Cris, ale to nie to samo... Oby się do końca nie załamał ;/

    OdpowiedzUsuń
  15. Mój Marc <3 biedny :( on ma być szczęśliwy !
    ten blog jest najlepszy na świecie <33 uwielbiam ^^
    http://barcaalways4ever.blogspot.com/ - nowy rozdział na moim blogi :) zapraszam !

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak to przeznaczanie piszemy blogi o tej samej tematyce, ale każdy ma w sobie coś innego, uwielbiam takie blogi i tak historie wiec na pewno będę tutaj wpadać. Ten rozdział strasznie smutny, mam nadzieje ze powoli wszystko będzie się układać.
    Nowy u mnie, zapraszam:
    http://yo-estoy-bien.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Zapraszam na nowy rozdział :D http://first-loove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. hej, hej :*
    zapraszam do ankiety : http://nunca-me-acuerdo-de-olvidarte.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Zapraszam na nowy rozdział http://barcaalways4ever.blogspot.com/
    skomentujesz ? <3

    OdpowiedzUsuń