Moje
obawy nie sprawdziły się. Jesteśmy już trzy dni w Barcelonie i
między nami układa się cudownie! Leo zaproponował mi, byśmy
razem zamieszkali. Nawet przez chwile się nie zastanawiałam,
cieszyłam się chwilą.
-Leo,
masz jakieś plany na przyszły weekend?
Spytałam,
gdy jedliśmy wspólny lunch na tarasie za domem. Siedzieliśmy przy
drewnianym stoliku przykrytym turkusowym obrusem. Była idealna
pogoda na przebywanie na zewnątrz. Słońce miło przygrzewało
twarz, wiatr delikatnie rozwiewał włosy. A krajobraz był cudowny!
Kilkanaście metrów pod nami była piaszczysta plaża, a zaraz za
nią błękitne wody morza. Wystarczyło zejść po drewnianych
schodach, a już pod nogami czuło się ciepło piasku.
-Nie.
A co?
Jedliśmy danie, które jak uważa Leo jest najlepsze na świecie, a mianowicie peallę z krewetkami, kurczakiem i sosem słodko-kwaśnym.
Jedliśmy danie, które jak uważa Leo jest najlepsze na świecie, a mianowicie peallę z krewetkami, kurczakiem i sosem słodko-kwaśnym.
Długo
zastanawiałam się, czy zdać mu to pytanie. Bo gdy pójdzie ze mną,
pozna Lorenę, Crisa za co najważniejsze Marca. A jak ktoś mu coś
wygada? Rzuci mnie i tyle będzie z naszej pięknej miłości. Wydaje
mi się, że powinnam mu powiedzieć prawdę, tak chyba będzie
lepiej...
-Ślub
tutaj? Myślałem, że nie miałaś tu znajomych, że przeprowadziłaś
się z Filipin i wiesz...
-Nie
do końca ci wszystko powiedziałam.. Nie chciałam wracać do tego
co było, bardzo to przeżyłam...
Spojrzałam
na niego ze smutną miną. Chciałam jak najbardziej go rozczulić,
chciałam wydać się pokrzywdzoną dziewczynką, by nawet nie
przyszło mu do głowy na mnie się gniewać.
Gdy
przez kilka sekund nic nie mówił, tylko przyglądał mi się,
postanowiłam mu wszystko odpowiedzieć. Bo przecież związek nie
może być budowany na kłamstwie. Jestem gotowa na to, że gdy dowie
się, że go okłamywałam, nie będzie chciał mnie znać. Bo kto to
myślał, żeby na początku znajomości kłamać?
-Tak
naprawdę żaden właściciel mieszkania mnie nie oszukał. Naprawdę
mieszkałam na Filipinach, ale to było dwadzieścia cztery lata
temu. Od tamtego czasu mieszkam tutaj, w Hiszpanii. Miałam
narzeczonego. Nazywa się Marc.
Z
każdym moim słowem widziałam wielkie zdziwienie i zarazem
zaciekawienie na twarzy Leo.
-Planowaliśmy
ślub, przynajmniej tak mi mówiono. W grudniu, zaraz przed świętami
miałam wypadek samochodowy. Wybudziłam się po miesiącu, ale nie
pamiętam nic co działo się przed wypadkiem. Kompletnie. Marc i
nasi przyjaciele próbowali mi pomóc, jednak ja ich odrzucałam. Z
Marciem od początku się nie dogadywałam. Wszystko runęło, gdy
zabrał mnie na wycieczkę i tam chciał mnie pocałować. Nie
wybaczyłam mu tego do teraz. Później mieszkałam z Loreną i
Crisiem, to właśnie ich wesele jest za tydzień. Mieszkałam u nich
kilka miesięcy, aż wszystko zepsułam... Zawsze wszystko psuje.
Wyprowadziłam się od nich i błąkałam się po ulicach Barcelony,
później poznałam Ciebie i dalej to już wiesz...Okłamałam cię,
zrozumiem, jeżeli się na mnie wściekniesz. Powinnam była
powiedzieć ci prawdę, ale bałam się. Bałam się wracać do tego
co się wydarzyło. Chciała o tym zapomnieć, jednak nie potrafię.
Zrozumiem, jeżeli teraz każesz mi wyjść, nie powinna byłam...
Schyliłam
głowę w dół i spojrzałam na swoje palce. Chciała wydać się
jak najbardziej pokrzywdzona, Leo chyba się nabrał, ponieważ stał
od stołu i mocno mnie przytulił. Jak to łatwo okręcić sobie
faceta wokół palca .Ale za bardzo go kocham, by go stracić.
Pocałował
mnie w czubek głowy.
-Masz
suknie na wesele?
Jak
ja go kocham! Jest najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać! I
dlaczego ja bałam się mu to powiedzieć? Przyjął to bardzo
spokojnie, był wyrozumiały.
Zanim
zjedliśmy śniadanie rozmawialiśmy jeszcze o moim wypadku.
Opowiedziałam mu wszystko co chciał. Otworzyłam się przed nim jak
przed nikim innym.
Po
zjedzeniu śniadania włożyliśmy naczynia do zmywarki i jeszcze
przez kilka minut obściskiwaliśmy się na kanapie w salonie.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Leo musiał pojechać
do swojego ojca. Ja mogłam zostać w domu, lecz postanowiłam to
wykorzystać.
Przebrałam
się w jasne jeansy i niebieską koszulę w kratę. Do tego założyłam
buty na koturnie, a przez ramie przewiesiłam sobie torebkę, do
której włożyłam komórkę, portfel i kilka innych
najpotrzebniejszych rzeczy. Zadowolona wyszłam z mieszkania.
{}{}{}*{}{}{}
Dziecko
robi straszny bałagan, nawet jak jeszcze nie umie chodzić. Carlota
leżała na kanapie i wyrzucała na podłogę wszystko, co obok niej
leżało. Łącznie z pilotem od telewizora, chusteczkami, które
przed tym podarła na małe kawałeczki i mleko, które wylało się
z butelki.
Ślub
zbliżał się wielkimi krokami. Cristian jeździł po mieście i
załatwiał ostatnie sprawy. Już prawie wszystko. Została tylko
suknia. Ale to poczekam na Shanti. Miała w ciągu kilku dni wrócić
do Hiszpanii i mi pomóc. Muszę z nią porozmawiać, bardzo jestem
ciekawa jak to się stało, że znalazła się w Paryżu...
-Carlota,
kochanie moje...
Próbowałam
uspać Carlotę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie chciałam
podchodzić z nią do drzwi, mogłoby ją jeszcze przewiać, albo
coś. Jej ani trochę nie chciało się spać. Odłożyłam ją do
łóżeczka, które stało w salonie, drugie mamy jeszcze na piętrze
w pokoiku małej.
Sprawdziłam,
czy Carlota nie zrobi sobie niczym krzywdy i szybkim krokiem
podeszłam do drzwi przed tym poprawiając fryzurę w lusterku
wiszącym w korytarzu.
-Matko
Boska! Shanti!
Krzyknęłam,
gdy tylko ją ujrzałam. Stała przede mną uśmiechnięta, aż cała
promieniała. Dawno jej takiej nie widziałam. Rzuciłam się jej na
szyję i mocno do siebie przytuliłam.
-Nawet
nie wiesz jak za tobą tęskniłam!
Wyszeptałam
jej do ucha i pocałowałam ją w policzek. Tak bardzo mi jej
brakowało, nie wiem jak to wytrzymałam. Wcześniej nie
rozstawałyśmy się na dłużej niż dwa dni. Teraz ponad dwa
tygodnie minęły...
-Przepraszam
Lorena, ja, ja, ja naprawdę nie chciałam... Palnęłam głupstwo,
za które jest mi teraz bardzo wstyd.
Mówiła
to z takim smutkiem w głosie. Musiała naprawdę cierpieć. Ja jej
już dawno wybaczyłam. Nie potrafię nie na nią gniewać.
Po
kolejnym przytuleniu jej wpuściłam ją do środka. Wszystko
wydawało się wrócić do normy.
-Jak
ona urosła!
Shanti
gdy tylko weszła do salonu podeszła do Carloty. Zdziwiłam się, że
mała nie płakała. W końcu małe dzieci szybko zapominają, a ona
trzymając się Shanti za ramiona lizała jej policzek, co wywołało
śmiech u Shanti, u mnie także.
-Jest
prześliczna.
Dodała
i rozejrzała się po mieszkaniu. Ja w tym czasie nastawiłam wodę
na kawę,a na stół położyłam talerzyk z ciasteczkami.
-Gdzie
Cris?
Usiadła
obok mnie na kanapie.
-Pojechał
do księdza zawieść metryczkę urodzenia Carloty.
-Ślub
już za tydzień...
Tak
cudownie razem wyglądały. Shanti trzymała Carlotę w ramionach i
wpatrywała się w jej ciemne oczka. Jak dla mnie spokojnie
poradziłaby sobie w roli mamy. W końcu nią będzie, mamą
chrzestną Carloty.
-Masz
czas dziś na zakupy? Pora kupić suknie ślubną i suknie dla
ciebie.
-Naprawdę
czekałaś na mnie z tym?!
Spytała
ze zdziwieniem.
-No
oczywiście! Pamiętasz, obiecałyśmy sobie, że weżniemy ślub
razem. A skoro się nie udało, to chociaż pomożesz wybrać mi
suknie.
Odpowiedziałam
z uśmiechem, na twarzy Shan go widać nie było.
-Tak,
pamiętam...
-Oj
Shan...
Widziałam,
że nadal jest jej trudno. Już prawie pół roku jak straciła
pamięć, a nadal nie doszła do siebie.
-Ale
spokojnie, wszystko się ułożyło i jest może i lepiej.
Nagle
rozpromieniała, a ja byłam bardzo ciekawa co jest tego powodem. Co,
a może raczej kto. Zalałam kubki z kawą i postawiłam je na ławie.
-Poznałaś
kogoś?
Kiwnęła
tylko głową.
-Ma
na imię Leo. Poznałam go gdy od was się wyprowadziłam. Pomógł
mi we wszystkim. Dał mi pracę, miejsce do spania. Jest naprawdę
kochany. I jaki przystojny! Mówię Ci!
No,
no, szybka jest.
-Pokaż
zdjęcie!
Shanti
wyciągnęła z torebki komórkę i pokazała mi zdjęcie tego
cudownego Leo. Muszę przyznać, przystojny, jednak z moim Crisem
nikt nie może się równać.
-Jesteście
razem?
Shanti
kiwnęła głową.
-Rozumiem,
że poznam go na ślubie?
Znowu
kiwnęła.
Miałam
mieszane uczucia. W moich wyobrażeniach, Shanti była z Marcem, nie
z Leo, którego w ogóle nie znam. Swoją stroną, dlaczego on jej
tak pomaga? No, ale skoro ją kocha, ciekawe jak długo ta miłość
potrawa. Kurde, nie powinnam tak mówić. Shan to moja przyjaciółka,
powinnam życzyć jej jak najlepiej, no ale nie potrafię. Wiem jak
Marc cierpi, nadal jej nie wybaczyłam, że go zostawiła. Ale z
drugiej strony rozumiem ją... Aj, nie chce o tym więcej myśleć,
jest szczęśliwa, to dobrze! To jej życie, ja już się wtrącać
nie będę.
-Bardzo
się cieszę, że jesteś szczęśliwa!
Przytuliłam
ją mocno.
Przez
następne dwie godziny siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim
co ostatnio wydarzyło się w naszym życiu. Moje „przygody” to
nic w porównaniu z Shanti. Ja teraz tylko biegałam od biura do
biura załatwiając wszystko do ślubu i do chrzcin, a gdy byłam już
w domu, musiałam zając się Carlotą...
Shanti
za to. Zazdroszczę jej trochę. Teraz, gdy ma Leo przy boku będzie
jeździła po całym świecie, będzie zwiedzała... A mi co zostało?
Kura domowa pełną gębą. Ale cieszę się z mojego życia. Carloty
i Crisa nie wymieniłabym na nic innego.
-Jak
ty to zrobiłaś?
Nie
ukrywałam swoje zdziwienia, gdy ujrzałam, jak Carlota bez żadnego
kocyka, mleka, czy bujania śpi w ramionach Shanti.
-Ja,
nie wiem. Po prostu zasnęła.
Uśmiechnęłyśmy
się do siebie, a później odłożyłam Car do łóżeczka. Shanti
powiedziała, że jej do domu się nie śpieszy. Że i tak
siedziałaby sama, bo Leo musiał jechać coś załatwić.
Postanowiłyśmy poczekać na Crisa aż wróci, a później pojechać
na zakupy.
Nie
musiałyśmy czekać długo. Cristian wrócił chwilę po szesnastej
do domu. On również bardzo się zdziwił widząc Shanti siedzącą
u nas na kanapie.
-I
ja mam z nią sam zostać?
-No
przecież śpi.
Cris
nigdy nie lubił sam zostawać z Car. Zawsze bał się tak samo, jak
zostawał z nią pierwszy raz.
-A
jak się obudzi?
Wyciągnęłam
z portfela Crisa kartę kredytową i włożyłam ją sobie do
portfela. Dobrze jest mieć wspólną kartę z narzeczonym.
-To
się z nią pobawisz. Wrócę niedługo.
Pocałowałam
go w policzek i przed wyjściem wzięłam jeszcze kluczyki od
samochodu. Pora kupić suknie ślubną!
{}{}{}*{}{}{}
Przyjechałyśmy
do największego sklepu z sukniami ślubnymi w całej Barcelonie.
Wszędzie było biało i tak pięknie. Spędziłyśmy tu ponad dwie
godziny. Tak ciężko było wybrać odpowiednią suknie. Taką, by
podobała się mi, a w szczególności Lorenie. W końcu wybrałyśmy.
Najpiękniejszą suknię z całego sklepu!
Górę
miała dopasowaną, z delikatnego, białego materiału z dość dużym
dekoltem, na którym przypięte były małe diamenciki. Bez
ramiączek, dlatego też kupiłyśmy jeszcze bolerko. Dół miała
szeroki, świecący od brokatu. Była po prostu przecudowna. I cena
też nie mała... Kupiłyśmy jeszcze pasujące do niej buty i to aż
trzy pary, welon i całą biżuterię. Dopiero po czterech godzinach
pojechałyśmy do sklepu, gdzie ja mogłam sobie kupić suknie. Ja
takiego problemu z wyborem nie miałam. Przymierzyłam kilka sukienek
i już wiedziałam co założę.
Wybrałam sukienkę, która od
początku mnie urzekła. Błękitna, z mnóstwem cekinów na górnej
części. Bez ramiączek, za to w pięknym, miękkim dołem. Ta
sukienka idealnie komponowała się z garniturem, który widziałam
ostatnio u Leo w szafie.
Kupiłam
jeszcze do niej buty i mogłyśmy opuścić sklep. Dawno tak dobrze
razem się nie bawiłyśmy. Było naprawdę cudownie. Chwilę przed
dwudziestą pierwszą wróciłyśmy do domu Loreny. Już przy wejściu
było słychać śpiew Crisa. Chyba próbuje uspać małą..
Po
cichu weszłyśmy na piętro. Faktycznie. Cris siedział na łóżku
z owiniętą w kocyk Carlotą i śpiewał jej coś o kangurze i jego
przyjacielu żabie. Swoją stroną, to była bardzo ładna piosenka.
-Proszę
Lor, weź ją! Ja już nie daje rady!
Wstał
z łóżka i gdy tylko zobaczył nas od razu oddał małą. Nie ma
ręki do dzieci, oj nie ma,
Lorena
od razu wzięła się za usypianie córki. Ja z Crisiem zeszliśmy na
piętro.
-Co
was tak długo nie było?
-Wiesz,
dziewczyny, zakupy... To nie mogło potrwać godzinę.
Zbierałam
się już do wyjścia, gdy Cris złapał mnie za rękę.
-Fajnie,
że wróciłaś.
Pocałował
mnie w policzek i otworzył mi drzwi.
Spokojnie
spacerkiem doszłam do mieszkania mojego i Leo. Jak to pięknie
brzmi, moje i Leo...
Gdy
weszłam do mieszkania, usłyszałam jakieś głosy. W środku było
na pewno więcej niż dwie osoby, tych dwóch głosów nie znałam.
Gdzie jest Leo? Były to męskie, niskie głosy dochodzące z naszej
sypialni. Muszę przyznać, przestraszyłam się. Było późno, w
mieszkaniu niemal nigdzie nie świeciło się światło, a ja słyszę
nieznane głosy dochodzące z głębi domu. Nie wiedziałam, czy
powinnam wyjść stąd jak najszybciej i zadzwonić na policję, czy
pójść i sprawdzić kto tam jest. Bo przecież Leo też tam może
siedzieć, tylko po prostu nic nie mówi. Na wszelki wypadek wzięłam
nóż z kuchni i powoli zaczęłam iść w kierunku drzwi od
sypialni. Były uchylone. W środku przy łóżku stało dwóch
mężczyzn, ubranych całych na czarno, byli więksi od Leo. Może
nie wyżsi, ale szersi. Leo też był wyciągał coś z torby leżącej
na łóżku. Uspokoiłam się i odłożyłam nóż do szuflady
komody, która stała przy drzwiach.
Po
cichu, ale już pewniej weszłam do środka. Automatycznie wzrok
wszystkich panów powędrował na mnie.
-Shanti!
Kochanie!
Leo
odłożył torbę i podszedł do mnie mocno mnie przytulając.
-Panowie,
to jest Shanti, o której wam tyle mówiłem.
Spojrzałam
na tych facetów. Wyglądali normalnie. Zupełnie inaczej niż Leo,
ale normalnie. Aż dziwne, że on się z nimi zadaje.
-Tak,
mówiłeś.
Powiedział
jeden z nich i wziął torbę w rękę.
-My
już pójdziemy.
Podali
na pożegnanie rękę Leo i po prostu wyszli.
-Kto
to był?
Spytałam,
gdy tylko usłyszałam trzask drzwi.
-Znajomi.
Objął
mnie dwiema rękami w pasie.
-Znajomi?
-No
przecież mówiłem.
Zaczął
całować mnie po szyi.
-Nie
martw się już.
Ściągnął
ze mnie koszulkę i faktycznie, przestałam się już martwić.
###########
Wypad nad jezioro uważam za udany, teraz czas na blogowanie :D
Rozdział taki... właściwie o niczym, ale chyba nie jest najgorszy.
Następny powinien pojawić się jakoś za tydzień. Może trochę wcześniej.
Dobra, właściwie to tyle, cześć! :*
Cieszę się, że już się spotkała z Lor, uff :)
OdpowiedzUsuńona wyznała Leo całą prawdę o sobie, a on ? jakoś nie do końca szczery..
Co to za faceci i co on tam ukrywa przed nią ?!
No i bierze go ze sobą na wesele. Mam nadzieję, że Marc to jakoś spokojnie przeżyje i nie rozpęta z tego powodu jakiejś wojny :)
Buziaki :*
No pięknie, pięknie. Jak ona może tak ranić uczucia mojego Marca? :/
OdpowiedzUsuńJa chcę znowu Bartrę!
Nie no, ja naprawdę lubię Leo. Ja NAPRAWDĘ nic do niego nie mam. Ale jak można zrezygnować z takiego piłkarzyny dla jakiegoś Leo?
Czekam na następny :*
Zapraszam do siebie na nowy rozdział ♥
http://francescfabregasblog.blogspot.com/
Dobrze, że pogodziła się z Loreną :)
OdpowiedzUsuńNo podejrzani ci faceci, ciekawe co ten Leo przed nią ukrywa :)
Nie mogę się doczekać wesela i konfrontacji z Marciem :)
Pozdrawiam :*
Zapraszam na rozdział 5 http://nowyourejustaghost.blogspot.com/ :)
UsuńOch jak słodko *.* Pojednanie z Loreną, zakupy, ale powrót do domu już mniej słodki.. cóż to byli za kolesie? I co Leo przed nią ukrywa? Hahaha, to brzmiało jak zapowiedź kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
Ciekawy blog :) Jeżeli możesz to informuj o nowym rozdziale http://ask.fm/DV7Guaje
OdpowiedzUsuńI w wolnym czasie zapraszam do mnie :) http://historiapilkarki.blogspot.com/
http://el-amor-de-verano.blogspot.com/2014/07/rozdzia-2.html zapraszam na drugi rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://el-amor-de-verano.blogspot.com/2014/07/rozdzia-3.html zapraszam na trzeci rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://shakira-gerard-pique.blogspot.com/2014/07/rozdzia-4-nic-mnie-z-nim-nie-aczy.html#comment-form zapraszam na 4 rozdział :)
OdpowiedzUsuń