poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział dziewiętnasty

Moje obawy nie sprawdziły się. Jesteśmy już trzy dni w Barcelonie i między nami układa się cudownie! Leo zaproponował mi, byśmy razem zamieszkali. Nawet przez chwile się nie zastanawiałam, cieszyłam się chwilą.
-Leo, masz jakieś plany na przyszły weekend?
Spytałam, gdy jedliśmy wspólny lunch na tarasie za domem. Siedzieliśmy przy drewnianym stoliku przykrytym turkusowym obrusem. Była idealna pogoda na przebywanie na zewnątrz. Słońce miło przygrzewało twarz, wiatr delikatnie rozwiewał włosy. A krajobraz był cudowny! Kilkanaście metrów pod nami była piaszczysta plaża, a zaraz za nią błękitne wody morza. Wystarczyło zejść po drewnianych schodach, a już pod nogami czuło się ciepło piasku.
-Nie. A co? 
Jedliśmy danie, które jak uważa Leo jest najlepsze na świecie, a mianowicie peallę z krewetkami, kurczakiem i sosem słodko-kwaśnym.
-Mam zaproszenie na ślub i myślałam, że zechciałbyś ze mną pójść.
Długo zastanawiałam się, czy zdać mu to pytanie. Bo gdy pójdzie ze mną, pozna Lorenę, Crisa za co najważniejsze Marca. A jak ktoś mu coś wygada? Rzuci mnie i tyle będzie z naszej pięknej miłości. Wydaje mi się, że powinnam mu powiedzieć prawdę, tak chyba będzie lepiej...
-Ślub tutaj? Myślałem, że nie miałaś tu znajomych, że przeprowadziłaś się z Filipin i wiesz...
-Nie do końca ci wszystko powiedziałam.. Nie chciałam wracać do tego co było, bardzo to przeżyłam...
Spojrzałam na niego ze smutną miną. Chciałam jak najbardziej go rozczulić, chciałam wydać się pokrzywdzoną dziewczynką, by nawet nie przyszło mu do głowy na mnie się gniewać.
Gdy przez kilka sekund nic nie mówił, tylko przyglądał mi się, postanowiłam mu wszystko odpowiedzieć. Bo przecież związek nie może być budowany na kłamstwie. Jestem gotowa na to, że gdy dowie się, że go okłamywałam, nie będzie chciał mnie znać. Bo kto to myślał, żeby na początku znajomości kłamać?
-Tak naprawdę żaden właściciel mieszkania mnie nie oszukał. Naprawdę mieszkałam na Filipinach, ale to było dwadzieścia cztery lata temu. Od tamtego czasu mieszkam tutaj, w Hiszpanii. Miałam narzeczonego. Nazywa się Marc.
Z każdym moim słowem widziałam wielkie zdziwienie i zarazem zaciekawienie na twarzy Leo.
-Planowaliśmy ślub, przynajmniej tak mi mówiono. W grudniu, zaraz przed świętami miałam wypadek samochodowy. Wybudziłam się po miesiącu, ale nie pamiętam nic co działo się przed wypadkiem. Kompletnie. Marc i nasi przyjaciele próbowali mi pomóc, jednak ja ich odrzucałam. Z Marciem od początku się nie dogadywałam. Wszystko runęło, gdy zabrał mnie na wycieczkę i tam chciał mnie pocałować. Nie wybaczyłam mu tego do teraz. Później mieszkałam z Loreną i Crisiem, to właśnie ich wesele jest za tydzień. Mieszkałam u nich kilka miesięcy, aż wszystko zepsułam... Zawsze wszystko psuje. Wyprowadziłam się od nich i błąkałam się po ulicach Barcelony, później poznałam Ciebie i dalej to już wiesz...Okłamałam cię, zrozumiem, jeżeli się na mnie wściekniesz. Powinnam była powiedzieć ci prawdę, ale bałam się. Bałam się wracać do tego co się wydarzyło. Chciała o tym zapomnieć, jednak nie potrafię. Zrozumiem, jeżeli teraz każesz mi wyjść, nie powinna byłam...
Schyliłam głowę w dół i spojrzałam na swoje palce. Chciała wydać się jak najbardziej pokrzywdzona, Leo chyba się nabrał, ponieważ stał od stołu i mocno mnie przytulił. Jak to łatwo okręcić sobie faceta wokół palca .Ale za bardzo go kocham, by go stracić.
-Z dnia na dzień zadziwiasz mnie coraz bardziej.
Pocałował mnie w czubek głowy.
-Masz suknie na wesele?
Jak ja go kocham! Jest najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać! I dlaczego ja bałam się mu to powiedzieć? Przyjął to bardzo spokojnie, był wyrozumiały.
Zanim zjedliśmy śniadanie rozmawialiśmy jeszcze o moim wypadku. Opowiedziałam mu wszystko co chciał. Otworzyłam się przed nim jak przed nikim innym.
Po zjedzeniu śniadania włożyliśmy naczynia do zmywarki i jeszcze przez kilka minut obściskiwaliśmy się na kanapie w salonie. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Leo musiał pojechać do swojego ojca. Ja mogłam zostać w domu, lecz postanowiłam to wykorzystać.
Przebrałam się w jasne jeansy i niebieską koszulę w kratę. Do tego założyłam buty na koturnie, a przez ramie przewiesiłam sobie torebkę, do której włożyłam komórkę, portfel i kilka innych najpotrzebniejszych rzeczy. Zadowolona wyszłam z mieszkania.
{}{}{}*{}{}{}
Dziecko robi straszny bałagan, nawet jak jeszcze nie umie chodzić. Carlota leżała na kanapie i wyrzucała na podłogę wszystko, co obok niej leżało. Łącznie z pilotem od telewizora, chusteczkami, które przed tym podarła na małe kawałeczki i mleko, które wylało się z butelki.
Ślub zbliżał się wielkimi krokami. Cristian jeździł po mieście i załatwiał ostatnie sprawy. Już prawie wszystko. Została tylko suknia. Ale to poczekam na Shanti. Miała w ciągu kilku dni wrócić do Hiszpanii i mi pomóc. Muszę z nią porozmawiać, bardzo jestem ciekawa jak to się stało, że znalazła się w Paryżu...
-Carlota, kochanie moje...
Byłam tak zmordowana. Mała budzi się w nocy minimum pięć razy, ma kolki, płacze jak tylko przez kilka minut siedzi sama. A do tego w sposób w jaki zasypia... Zawsze, gdy płacze wniebogłosy owijam ją w brzoskwiniowy kocyk, daje jej pieluszkę pod główkę i wkładam butelkę w różowe usteczka. Gdyby tego było mało, muszę bujać się do przodu i do tyłu śpiewając przy tym. Inaczej księżna Carlota nie zaśnie. Gdy proszę Crisa, by to on ją pobujał, mówi, że sama ją tego nauczyłam. Może ma racje, ale tylko dlatego, że on jej jeszcze nigdy nie usypiał! Zawsze gdy próbował, oddawał mi ją po dwóch minutach mówią, że mi to lepiej wychodzi. On nie ma do niej cierpliwości. Mógłby tylko się z nią bawić. Zmiana pieluch, tego też nie lubi. Ale bez niego już kompletnie bym sobie nie poradziła. Spiera mnie jak może, mimo że często się sprzeczamy. Bardzo go kocham. Musimy przetrwać ten rok, później będzie już tylko z góry, a te dzisiejsze problemy tylko nas umocnią.
Próbowałam uspać Carlotę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie chciałam podchodzić z nią do drzwi, mogłoby ją jeszcze przewiać, albo coś. Jej ani trochę nie chciało się spać. Odłożyłam ją do łóżeczka, które stało w salonie, drugie mamy jeszcze na piętrze w pokoiku małej.
Sprawdziłam, czy Carlota nie zrobi sobie niczym krzywdy i szybkim krokiem podeszłam do drzwi przed tym poprawiając fryzurę w lusterku wiszącym w korytarzu.
-Matko Boska! Shanti!
Krzyknęłam, gdy tylko ją ujrzałam. Stała przede mną uśmiechnięta, aż cała promieniała. Dawno jej takiej nie widziałam. Rzuciłam się jej na szyję i mocno do siebie przytuliłam.
-Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam!
Wyszeptałam jej do ucha i pocałowałam ją w policzek. Tak bardzo mi jej brakowało, nie wiem jak to wytrzymałam. Wcześniej nie rozstawałyśmy się na dłużej niż dwa dni. Teraz ponad dwa tygodnie minęły...
-Przepraszam Lorena, ja, ja, ja naprawdę nie chciałam... Palnęłam głupstwo, za które jest mi teraz bardzo wstyd.
Mówiła to z takim smutkiem w głosie. Musiała naprawdę cierpieć. Ja jej już dawno wybaczyłam. Nie potrafię nie na nią gniewać.
Po kolejnym przytuleniu jej wpuściłam ją do środka. Wszystko wydawało się wrócić do normy.
-Jak ona urosła!
Shanti gdy tylko weszła do salonu podeszła do Carloty. Zdziwiłam się, że mała nie płakała. W końcu małe dzieci szybko zapominają, a ona trzymając się Shanti za ramiona lizała jej policzek, co wywołało śmiech u Shanti, u mnie także.
-Jest prześliczna.
Dodała i rozejrzała się po mieszkaniu. Ja w tym czasie nastawiłam wodę na kawę,a na stół położyłam talerzyk z ciasteczkami.
-Gdzie Cris?
Usiadła obok mnie na kanapie.
-Pojechał do księdza zawieść metryczkę urodzenia Carloty.
-Ślub już za tydzień...
Tak cudownie razem wyglądały. Shanti trzymała Carlotę w ramionach i wpatrywała się w jej ciemne oczka. Jak dla mnie spokojnie poradziłaby sobie w roli mamy. W końcu nią będzie, mamą chrzestną Carloty.
-Masz czas dziś na zakupy? Pora kupić suknie ślubną i suknie dla ciebie.
-Naprawdę czekałaś na mnie z tym?!
Spytała ze zdziwieniem.
-No oczywiście! Pamiętasz, obiecałyśmy sobie, że weżniemy ślub razem. A skoro się nie udało, to chociaż pomożesz wybrać mi suknie.
Odpowiedziałam z uśmiechem, na twarzy Shan go widać nie było.
-Tak, pamiętam...
-Oj Shan...
Widziałam, że nadal jest jej trudno. Już prawie pół roku jak straciła pamięć, a nadal nie doszła do siebie.
-Ale spokojnie, wszystko się ułożyło i jest może i lepiej.
Nagle rozpromieniała, a ja byłam bardzo ciekawa co jest tego powodem. Co, a może raczej kto. Zalałam kubki z kawą i postawiłam je na ławie.
-Poznałaś kogoś?
Kiwnęła tylko głową.
-Ma na imię Leo. Poznałam go gdy od was się wyprowadziłam. Pomógł mi we wszystkim. Dał mi pracę, miejsce do spania. Jest naprawdę kochany. I jaki przystojny! Mówię Ci!
No, no, szybka jest.
-Pokaż zdjęcie!
Shanti wyciągnęła z torebki komórkę i pokazała mi zdjęcie tego cudownego Leo. Muszę przyznać, przystojny, jednak z moim Crisem nikt nie może się równać.
-Jesteście razem?
Shanti kiwnęła głową.
-Rozumiem, że poznam go na ślubie?
Znowu kiwnęła.
Miałam mieszane uczucia. W moich wyobrażeniach, Shanti była z Marcem, nie z Leo, którego w ogóle nie znam. Swoją stroną, dlaczego on jej tak pomaga? No, ale skoro ją kocha, ciekawe jak długo ta miłość potrawa. Kurde, nie powinnam tak mówić. Shan to moja przyjaciółka, powinnam życzyć jej jak najlepiej, no ale nie potrafię. Wiem jak Marc cierpi, nadal jej nie wybaczyłam, że go zostawiła. Ale z drugiej strony rozumiem ją... Aj, nie chce o tym więcej myśleć, jest szczęśliwa, to dobrze! To jej życie, ja już się wtrącać nie będę.
-Bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa!
Przytuliłam ją mocno.
Przez następne dwie godziny siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim co ostatnio wydarzyło się w naszym życiu. Moje „przygody” to nic w porównaniu z Shanti. Ja teraz tylko biegałam od biura do biura załatwiając wszystko do ślubu i do chrzcin, a gdy byłam już w domu, musiałam zając się Carlotą...
Shanti za to. Zazdroszczę jej trochę. Teraz, gdy ma Leo przy boku będzie jeździła po całym świecie, będzie zwiedzała... A mi co zostało? Kura domowa pełną gębą. Ale cieszę się z mojego życia. Carloty i Crisa nie wymieniłabym na nic innego.
 -Jak ty to zrobiłaś?
Nie ukrywałam swoje zdziwienia, gdy ujrzałam, jak Carlota bez żadnego kocyka, mleka, czy bujania śpi w ramionach Shanti.
-Ja, nie wiem. Po prostu zasnęła.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie, a później odłożyłam Car do łóżeczka. Shanti powiedziała, że jej do domu się nie śpieszy. Że i tak siedziałaby sama, bo Leo musiał jechać coś załatwić. Postanowiłyśmy poczekać na Crisa aż wróci, a później pojechać na zakupy.
Nie musiałyśmy czekać długo. Cristian wrócił chwilę po szesnastej do domu. On również bardzo się zdziwił widząc Shanti siedzącą u nas na kanapie.
-I ja mam z nią sam zostać?
Po półgodzinie siedzenia z Crisiem wstałyśmy z kanapy i chciałyśmy jechać na zakupy.
-No przecież śpi.
Cris nigdy nie lubił sam zostawać z Car. Zawsze bał się tak samo, jak zostawał z nią pierwszy raz.
-A jak się obudzi?
Wyciągnęłam z portfela Crisa kartę kredytową i włożyłam ją sobie do portfela. Dobrze jest mieć wspólną kartę z narzeczonym.
-To się z nią pobawisz. Wrócę niedługo.
Pocałowałam go w policzek i przed wyjściem wzięłam jeszcze kluczyki od samochodu. Pora kupić suknie ślubną!
{}{}{}*{}{}{}
Przyjechałyśmy do największego sklepu z sukniami ślubnymi w całej Barcelonie. Wszędzie było biało i tak pięknie. Spędziłyśmy tu ponad dwie godziny. Tak ciężko było wybrać odpowiednią suknie. Taką, by podobała się mi, a w szczególności Lorenie. W końcu wybrałyśmy. Najpiękniejszą suknię z całego sklepu!
Górę miała dopasowaną, z delikatnego, białego materiału z dość dużym dekoltem, na którym przypięte były małe diamenciki. Bez ramiączek, dlatego też kupiłyśmy jeszcze bolerko. Dół miała szeroki, świecący od brokatu. Była po prostu przecudowna. I cena też nie mała... Kupiłyśmy jeszcze pasujące do niej buty i to aż trzy pary, welon i całą biżuterię. Dopiero po czterech godzinach pojechałyśmy do sklepu, gdzie ja mogłam sobie kupić suknie. Ja takiego problemu z wyborem nie miałam. Przymierzyłam kilka sukienek i już wiedziałam co założę. 
Wybrałam sukienkę, która od początku mnie urzekła. Błękitna, z mnóstwem cekinów na górnej części. Bez ramiączek, za to w pięknym, miękkim dołem. Ta sukienka idealnie komponowała się z garniturem, który widziałam ostatnio u Leo w szafie.
Kupiłam jeszcze do niej buty i mogłyśmy opuścić sklep. Dawno tak dobrze razem się nie bawiłyśmy. Było naprawdę cudownie. Chwilę przed dwudziestą pierwszą wróciłyśmy do domu Loreny. Już przy wejściu było słychać śpiew Crisa. Chyba próbuje uspać małą..
Po cichu weszłyśmy na piętro. Faktycznie. Cris siedział na łóżku z owiniętą w kocyk Carlotą i śpiewał jej coś o kangurze i jego przyjacielu żabie. Swoją stroną, to była bardzo ładna piosenka.
-Proszę Lor, weź ją! Ja już nie daje rady!
Wstał z łóżka i gdy tylko zobaczył nas od razu oddał małą. Nie ma ręki do dzieci, oj nie ma,
Lorena od razu wzięła się za usypianie córki. Ja z Crisiem zeszliśmy na piętro.
-Co was tak długo nie było?
-Wiesz, dziewczyny, zakupy... To nie mogło potrwać godzinę.
Zbierałam się już do wyjścia, gdy Cris złapał mnie za rękę.
-Fajnie, że wróciłaś.
Pocałował mnie w policzek i otworzył mi drzwi.
Spokojnie spacerkiem doszłam do mieszkania mojego i Leo. Jak to pięknie brzmi, moje i Leo...
Gdy weszłam do mieszkania, usłyszałam jakieś głosy. W środku było na pewno więcej niż dwie osoby, tych dwóch głosów nie znałam. Gdzie jest Leo? Były to męskie, niskie głosy dochodzące z naszej sypialni. Muszę przyznać, przestraszyłam się. Było późno, w mieszkaniu niemal nigdzie nie świeciło się światło, a ja słyszę nieznane głosy dochodzące z głębi domu. Nie wiedziałam, czy powinnam wyjść stąd jak najszybciej i zadzwonić na policję, czy pójść i sprawdzić kto tam jest. Bo przecież Leo też tam może siedzieć, tylko po prostu nic nie mówi. Na wszelki wypadek wzięłam nóż z kuchni i powoli zaczęłam iść w kierunku drzwi od sypialni. Były uchylone. W środku przy łóżku stało dwóch mężczyzn, ubranych całych na czarno, byli więksi od Leo. Może nie wyżsi, ale szersi. Leo też był wyciągał coś z torby leżącej na łóżku. Uspokoiłam się i odłożyłam nóż do szuflady komody, która stała przy drzwiach.
Po cichu, ale już pewniej weszłam do środka. Automatycznie wzrok wszystkich panów powędrował na mnie.
-Shanti! Kochanie!
Leo odłożył torbę i podszedł do mnie mocno mnie przytulając.
-Panowie, to jest Shanti, o której wam tyle mówiłem.
Spojrzałam na tych facetów. Wyglądali normalnie. Zupełnie inaczej niż Leo, ale normalnie. Aż dziwne, że on się z nimi zadaje.
-Tak, mówiłeś.
Powiedział jeden z nich i wziął torbę w rękę.
-My już pójdziemy.
Podali na pożegnanie rękę Leo i po prostu wyszli.
-Kto to był?
Spytałam, gdy tylko usłyszałam trzask drzwi.
-Znajomi.
Objął mnie dwiema rękami w pasie.
-Znajomi?
Spytałam znów podejrzliwie. Nie pasowało mi to. Dlaczego Leo miałby zadawać się z takimi typami? Nie wyglądali jakoś źle, czy coś, ale nie są raczej typem biznesmenów. Na pewno nie.
-No przecież mówiłem.
Zaczął całować mnie po szyi.
-Nie martw się już.
Ściągnął ze mnie koszulkę i faktycznie, przestałam się już martwić.






###########

Wypad nad jezioro uważam za udany, teraz czas na blogowanie :D
Rozdział taki... właściwie o niczym, ale chyba nie jest najgorszy. 
Następny powinien pojawić się jakoś za tydzień. Może trochę wcześniej.
Dobra, właściwie to tyle, cześć! :*

9 komentarzy:

  1. Cieszę się, że już się spotkała z Lor, uff :)
    ona wyznała Leo całą prawdę o sobie, a on ? jakoś nie do końca szczery..
    Co to za faceci i co on tam ukrywa przed nią ?!
    No i bierze go ze sobą na wesele. Mam nadzieję, że Marc to jakoś spokojnie przeżyje i nie rozpęta z tego powodu jakiejś wojny :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No pięknie, pięknie. Jak ona może tak ranić uczucia mojego Marca? :/
    Ja chcę znowu Bartrę!
    Nie no, ja naprawdę lubię Leo. Ja NAPRAWDĘ nic do niego nie mam. Ale jak można zrezygnować z takiego piłkarzyny dla jakiegoś Leo?
    Czekam na następny :*
    Zapraszam do siebie na nowy rozdział ♥
    http://francescfabregasblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że pogodziła się z Loreną :)
    No podejrzani ci faceci, ciekawe co ten Leo przed nią ukrywa :)
    Nie mogę się doczekać wesela i konfrontacji z Marciem :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na rozdział 5 http://nowyourejustaghost.blogspot.com/ :)

      Usuń
  4. Och jak słodko *.* Pojednanie z Loreną, zakupy, ale powrót do domu już mniej słodki.. cóż to byli za kolesie? I co Leo przed nią ukrywa? Hahaha, to brzmiało jak zapowiedź kolejnego rozdziału :D
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy blog :) Jeżeli możesz to informuj o nowym rozdziale http://ask.fm/DV7Guaje
    I w wolnym czasie zapraszam do mnie :) http://historiapilkarki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. http://el-amor-de-verano.blogspot.com/2014/07/rozdzia-2.html zapraszam na drugi rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. http://el-amor-de-verano.blogspot.com/2014/07/rozdzia-3.html zapraszam na trzeci rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. http://shakira-gerard-pique.blogspot.com/2014/07/rozdzia-4-nic-mnie-z-nim-nie-aczy.html#comment-form zapraszam na 4 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń