Dzisiaj
pierwszy raz od ponad miesiąca spotkam Marca. Mimo, że nic do niego
nie czuje, nie ma w moim życiu miejsca dla niego, to jednak nie jest
mi do końca obojętny. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Jak na
złość. Nie pamiętam nic co chciałabym pamiętać, a jednak on
siedzi mi w głowie. Nawet jak teraz mam Leo, to Marc czasem
przebiegnie mi przez myśl. Wiem, że go zraniłam. Zastanawiam się
jak radzi sobie beze mnie. Lorena mówiła, że był załamany. Nie
kontaktował w ogóle. Przestał przychodzić na treningi, ponoć
trener chciał go odsunąć do rezerw. Cristian mi mówił, że nigdy
nie widział go w takim stanie. A przecież to on zna go najdłużej.
Prawie dwadzieścia lat. Ale tak było na początku. Teraz ponoć się
u niego ustabilizowało. Mam nadzieję, że jakoś ułożył sobie
życie i pogodził się z tym, że mnie już nigdy nie odzyska.
Teraz, gdy mam Leo całkiem inaczej na to patrze. Chyba nawet nie
jestem już zła na niego. Wydaje mi się, że mogłabym się nawet z
nim dogadać. Ale czy on chce? Obawiam się, że na weselu nie
zamienimy ani jednego słowa. Mam również nadzieję, że nie zrobi
nic głupiego. Z tego co wiem, nikt mu nie powiedział, że spotykam
się z Leo. Wydaje mi się, że to mógłby być bardzo duży cios
dla niego. Jeszcze nie tak dawno byłam jego narzeczoną, a teraz
spotykam się z innym... Ale to nie moja wina. Nie moją winą jest
to, że go nie pamiętam.
Dobra,
dość rozmyśleń o Marcu. Pora wziąć się za siebie i sprawić,
bym wyglądała pięknie. Oczywiście nie tak pięknie jak Lorena, bo
to ma być jej dzień, ale przynajmniej w połowie.
Gdy
się obudziłam kilka minut po ósmej, Leo nie było. Nic mi nie
wspominał, że będzie wychodził. Mało tego, miałam mu dobrać
krawat do garnituru i pomóc mu dobrze wyglądać. Chociaż jemu nie
jest za dużo potrzebne- bo mój Leo jest idealny.
Zostawił
mi tylko karteczkę na stoliku nocnym. Napisał mi na niej, że
przeprasza i będzie w domu około trzynastej. Pięknie, o trzynastej
to ja muszę być u Loreny i pomóc jej się przygotować.
No
cóż, życie biznesmena nie jest takie łatwe. Już przyzwyczaiłam
się, że często ma niezapowiedziane spotkania, taką ma pracę, ja
nic nie poradzę.
Muszę
przyznać, że nawet nie chciało mi się ubierać. A poza tym,
miałam zamiar zjeść śniadanie, a gdybym założyła już sukienkę
wyjściową mogłabym ja pobrudzić. Tak więc przez następne dwie
godziny chodziłam w ręczniku. Zjadłam w tym czasie śniadanie,
wypiłam kawę i obejrzałam wiadomości. Później, gdy była już
pora przyszykowania się do wyjścia, włączyłam radio i udałam
się do łazienki wcześniej z sypialni wzięłam swoją czarną,
koronkową bieliznę. Założyłam ją w łazience, a ręcznik
wrzuciłam do kosza z brudnymi ciuchami. Włosy zdążyły mi
całkowicie wyschnąć i lekko się zakręciły. Wymyśliłam sobie,
że właśnie dziś je zakręcę. Raz się żyje, a co! Chwyciłam za
lokówkę i zaczęłam robić sobie po kolei małe, zgrabne loczki.
Po kilkunastu minutach to one zakrywały moje całe plecy. Spryskałam
je jeszcze lakierem, by dłużej się trzymały i wpięłam w nie
kilka małych, spineczek w kolorze sukienki, by grzywka nie opadała
mi cały czas na oczy. Swoją drogą muszę pójść do fryzjera ją
obciąć, bo już naprawdę mnie denerwuje.
Po
zrobieniu fryzury wtarłam w swoje całe ciało malinowy balsam.
Miałam to zrobić wcześniej, po prysznicu, ale jakoś wyleciało mi
z głowy. Gdy balsam już niemal całkowicie wchłonął, zabrałam
się za robienie makijażu. Nie chciałam odstraszać make-upem.
Zrobiłam dwie równe, czarne kreski na górnych powiekach, lekko
wyjeżdżając za kąciki oczu, dolne podkreśliłam tylko przy
zewnętrznej części oka. Dalej natuszowałam rzęsy, pomalowałam
usta delikatnie czerwoną szminką i gotowe.
W
sypialni, na szafie, na białym wieszaku wisiała moja dzisiejsza
kreacja. Ta sukienka była naprawdę prześliczna! Cieszyłam się na
samą myśl, że ją włożę. Miała kolor morza, tego samego, które
widziałam dziś rano i tego, które widzę teraz zerkając przez
wielkie okno w sypialni. Zwinnym ruchem włożyłam na siebie to cudo
i delikatnie wyprostowałam ją rękami. Leżała idealnie. Nie mogę
się doczekać, jak Leo mnie w niej zobaczy. Ze srebrnej szkatułki,
którą kupił mi Leo wyciągnęłam delikatne, małe kolczyki i
naszyjnik do pary. Założyłam na siebie biżuterię i spryskałam
się jeszcze malinowymi perfumami.
Zegar
wskazywał godzinę dwunastą czterdzieści, gdy ja zakładałam moje
czarne buty na wysokim obcasie. Powinnam już być w drodze do
Loreny, ale wiem, że muszę zaczekać na Leo. Gdy wkładałam do
małej torebki chusteczki i szminkę dostałam esemesa od Loreny.
Shanti,
zapomniałaś? Ja czekam tutaj na Ciebie, w moim najważniejszym dniu
w życiu, a ciebie nie ma! Przyjeżdżaj szybko!
Nawet
nie chciałam jej tłumaczyć, dlaczego się spóźniał. Odpisałam
jej tylko, że za dwadzieścia minut będę. Gdy wkładałam komórkę
do torebki, usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe, a już
po chwili w drzwiach sypialni stanął jak zwykle uśmiechnięty Leo.
-Jeszcze
nie pojechałaś?
Spytał
na powitanie.
-Czekałam
na ciebie. Ubieraj się szybko, musimy jechać!
Niemal
na niego krzyknęłam i zaczęłam wyciągać mu garnitur, który ma
na siebie włożyć.
Gdy
szukałam odpowiedniego krawatu, który pasowałby do mojej sukienki,
poczułam dłonie Leo na moim brzuchu.
-Ślicznie
wyglądasz.
A
zaraz po tym poczułam jego usta na mojej szyi.
-Leo!
Nie
łatwo mi było mu odmówić. Najchętniej zostałabym teraz z nim, w
łóżku jednak wiem, że nie mogę.
-Ubieraj
się.
Odwróciłam
się do niego przodem i pocałowałam go w policzek i po chwili
oddaliłam się od niego na kilka metrów, zaczęłam przeglądać
się w lusterku.
-W
poniedziałek lecimy do Niemiec.
-Gdzie?
Odwróciłam
się w jego stronę. Wiązał sobie krawat.
-Do
Berlina. Do klienta. Pokazać się, tak jak ostatnio. A z Niemiec
lecimy do Indii. Jakiś miliarder chce by nasz hotel powstał w jego
mieście. Tylko ma takie wymagania, że powiedział, że przez
telefon nie będzie nic uzgadniał. Trzeba pojechać i dowiedzieć
się o co dokładnie mu chodzi.
-Mam
jechać z tobą?
Spytałam,
gdy pomagałam mu wiązać krawat.
-No
oczywiście. Bez ciebie nigdzie nie jadę.
Poczułam
jego usta na moim czole.
On
jest cudowny, jestem ogromną szczęściarą, że mam go przy sobie.
Gdy
byliśmy gotowi do wyjścia, zabraliśmy torby z prezentami dla Państwa Młodych i mojej chrześnicy i pojechaliśmy do domu państwa
Tello.
{}{}{}*{}{}{}
Nie
jestem człowiekiem ze stali, chociaż próbuje taki być. Muszę
przyznać, że im bliżej miejsca byliśmy, tym bardziej się
denerwowałem. Nawet uspokojenia Shanti nie działały. Zależy mi na
tej dziewczynie, a jakby nie było, to byli jej przyjaciele, głupio
byłoby się zbłaźnić na ich oczach. Widziałem jak Shanti cieszy
się na samą myśl o nich. Całą drogę buzia jej się dosłownie
nie zamykała, uśmiech nie schodził z jej twarzy, a jej czarne
oczka świeciły się jak iskierki. Jest prześliczna, a w dodatku
cała moja.
-To
tutaj.
-Shan,
ci twoi znajomi to jakieś gwiazdy są?
Fotoreporterzy
nie zwracali uwagi na to, czy my jesteśmy sławni, czy nie, cały
czas robili nam zdjęcia. Mieli jeszcze tyle tupetu, by powiedzieć
nam byśmy dla nich za pozowali, oczywiście się nie zgodziliśmy.
-A
nie powiedziałam ci? To jest piłkarz tej całej FC Barcelony.
Drzwi
od furtki otworzyły się, a my zostawiając fotoreporterów samych
weszliśmy na podwórko.
Kiedyś
miałem możliwość spotkać się z tymi całymi piłkarzami.
Budowaliśmy dla nich domek przygotowawczy przed meczem niedaleko
stadionu. Z tego co wiem, to sobie go chwalą. Spotykają się tam
przed każdym domowym meczem, odpoczywają, wyciszają się, lub
hałasują, co kto lubi, a później razem jadą na stadion. Właśnie
wtedy ich poznałem. Ale nie była to żadna atrakcja dla mnie. Ja
się nawet nożną nie interesuje. Wiem jak niektórzy z nich mają
na imię, w końcu mieszkam w Barcelonie, oni są tutaj czczeni nie
ma możliwości, by nie znać żadnego. Musiałbym chyba nie
wychodzić z domu i żyć bez prasy i telewizora.
Gdy
staliśmy pod drzwiami i już mieliśmy wchodzić, Shanti chwyciła
mnie za rękę.
-Troszkę
się denerwuje.
Dodała
jeszcze i otworzyła drzwi.
Ona
się denerwuje? Ona? To co ja mam powiedzieć?
U
progu przywitał nas jakiś starszy pan. Pewnie ojciec któregoś z
nowożeńców.
Shanti
od razu pobiegła na piętro do panny młodej, ja miałem zająć się
sobą, a że nikogo tutaj nie znałem, zacząłem oglądać dom.
Był
ładny. Może nie tak przemyślany i elegancki jak mój, ale ładny.
Jednak nie zamieniłbym się, nie chciałbym tu zamieszkać. Za duży
jest dla mnie, ja póki co rodziny nie planuje mieć.
Po
domu kręciło się już kilka osób. Byli na pewno rodzice obojga
państwa młodych, dwóch mężczyzn w garniturach i jakaś laska,
całkiem ładna.
Nie
wiedziałem co mam ze sobą zrobić, a że na blacie w kuchni
zobaczyłem drinki z parasolkami, postanowiłem się poczęstować.
Osobiście uważam, że mieszanie wódki z takimi kolorowymi
soczkami, lodem i wszystkimi tymi ozdobami to grzech, ale skoro
niczego innego nie mają, to niech będzie. Wino, a tak, winem mogli
by mnie poczęstować. Z drinkiem w ręku zacząłem kręcić się po
domu, zresztą nie tylko ja. Czworo starszych ludzi siedziało na
kanapie z małym dzieckiem, to chyba ta Carlota, o której tyle
opowiadała mi Shanti. Jakiś brunet z tą panną stali na tarasie,
jedyne co mi się nie spodobało, to to, że ten facet cały czas
mnie obserwował, aż trochę nie zręcznie się poczułem. Gdy już
chciałem do niego podejść, bo moja cierpliwość się skończyła,
zza moich pleców usłyszałem głos.
Za
mną stał wysoki brunet, ogolony prawie na łyso, tylko na górze
zostawił placek z czarnych włosów. Ubrany był w ciemny garnitur,
z kwiatkiem koloru bordowego przypiętym do marynarki.
-Tak.
Odpowiedziałem
mu, a on wyciągnął do mnie rękę w geście powitania, uścisnąłem
ją.
-Jestem
Cristian. Shanti dużo nam opowiadała o tobie. Cieszę się, że wam
się ułożyło. Póki co musimy poczekać jeszcze na moją żonę,
znaczy przyszłą żonę i jedziemy do restauracji. Rozgość się,
zresztą widzę, że już poczęstowałeś się napojem. W kuchni są
jeszcze drobne przekąski, częstuj się jeśli chcesz. Ja muszę
iść, muszę, właściwie nawet nie pamiętam co powinienem zrobić,
ale coś na pewno, Lorena zawsze coś wymyśli.
I
odszedł. Bardzo pozytywny człowiek. Cały czas gada, nie miałem
nawet możliwości mu przerwać. Naprawdę, bardzo fajny facet.
{}{}{}*{}{}{}
Przyszła
z kimś? Nigdy bym nie pomyślał, że niemal obcego chłopaka
przyprowadzi na ślub naszych przyjaciół. Ja, ja to co innego.
Przyszedłem z Marissą, bo to kuzynka Loreny. Ona nie miała z kim
przyjść, ja też nie miałem partnerki, to Lorena stwierdziła, że
przyjdziemy razem. Muszę przyznać, poczułem ukucie zazdrości, gdy
zobaczyłem ich razem wchodzących do domu Crisa. Ale bardziej niż
zazdrość czułem smutek. Smutek spowodowany tym, że teraz to Leo
jest dla niej najważniejszy, nie ja. Kiedyś to ja o nią dbałem,
kochałem, sprawiałem, by uśmiech nie schodził z jej twarzy, a
teraz? Teraz nie mam nic. Zostaje mi tylko patrzeć, jak jest im ze
sobą dobrze. Ale postaram się, by jak najmniej było widać to, jak
jest mi ciężko.
Było
chwilę po piętnastej, gdy na schodach na piętrze stanęła w
białej, pięknej sukni Lorena. Wyglądała zjawiskowo. Automatycznie
wszystkie oczy powędrowały na nią. Nie dziwie się. Pamiętam, jak
mówiła, że tego dnia chce wyglądać jak księżniczka i jej to
się udało. Była prześliczna, co tu dużo gadać. Ten Cris to
szczęściarz.
Jednak
moje oczy wpatrywały się w kogoś innego. Gdy Lorena zeszła po
schodach do Cristiana, który czekał na nią przy pierwszym schodku,
u góry pokazała się postać tak piękna, że aż zaschło mi w
gardle. Matko Boska, jak ona jest śliczna! Teraz podoba mi się
chyba jeszcze bardziej niż wcześniej, a to pewnie przez to, że
wiem, że jest dla mnie niedostępna.
-Wszystko
w porządku?
Pod
ramię złapała mnie Marissa. Wysoka, brązowooka blondynka.
-Tak,
w porządku.
Gdy
mój wzrok powędrował z powrotem na schody, Shanti stała już w
objęciach Leo.
-Chodźmy.
Złapałem
Marissę w pasie i wraz ze wszystkimi pojechaliśmy do kościoła.
Mały,
kameralny, drewniany kościółek mieścił się niedaleko plaży, na
wysokiej górce, tam już czekali na nas wszyscy goście. Ceremonia
ślubna zaczęła się o szesnastej. Na początku ksiądz udzielił
sakramentu ślubu. Ja stałem za Crisem, Shanti za Loreną. Same
zaślubiny trwały krótko, bo tylko niecałe dwadzieścia minut. Co
chwilę zza moich pleców było słychać szlochanie którejś z
ciotek, czy babek państwa młodych. Sama Lorena też uroniła nie
jedną łzę, w końcu to wydarzenie zapamięta na zawsze, życzę im
jak najlepiej z całego serca. Niech będą ze sobą aż do śmierci,
i niech zawsze żywią do siebie takie uczucie jak w dzisiejszym
dniu, albo nawet większe. Ja, cały czas ukradkiem zerkałem na
Shantillę, nie mogłem się powstrzymać, ona nadal na mnie działa.
Gdy
Cris i Lorena wymienili się już obrączkami, Shanti jako matka
chrzestna poszła po Carlotę, którą do tej pory pilnowała mama
Loreny. Przyniosła małą, całą owiniętą w biały kocyk, podała
ją Lorenie. Ksiądz pokropił jej główkę, nawet nie zapłakała,
cały czas uśmiech gościł na jej twarzy.
Gdy Carlota została już ochrzczona, we troje jako pierwsi wyszli z kościoła, a za nimi reszta gości. I zaczęło się to, czego najbardziej chyba nie lubię, czyli składanie życzeń i to obcałowywanie... Nigdy nie wiadomo co powiedzieć, bo co, takie zwykłe szczęścia i miłości... proste, chyba najlepsze, ale każdy tak mówi. Na szczęście, póki co nie musiałem składać życzeń, zrobię to na końcu. Carlotę przejęła jej babcia, Państwo Młodzi zostali dopadnięci przez gości, a ja z Shanti zbieraliśmy prezenty i zanosiliśmy je do samochodu. Cała ta zabawa potrwała grubo ponad czterdzieści minut. Po co fakt, to fakt, gości na weselu jest dużo. Coś około dwóch stów. Cris stwierdził, że kumple z drużyny muszą być obecni wszyscy, oni plus ich partnerki to ponad pięćdziesiąt, ich rodziny... Nie chce wiedzieć, ile oni na to wesele wydali, ale w sumie mają kasę, raz biorą ślub to niech wydają.
{}{}{}*{}{}{}
Wesele
odbyło się w bardzo eleganckiej restauracji na plaży, całkiem
niedaleko kościółka, dlatego przeszliśmy do niego pieszo. Cały
czas towarzyszyli nam paparazzi. W końcu ślub bierze jedna z gwiazd
Barcelony, a pozostali zawodnicy są jego gośćmi.
Na
szczęście nie mieli wstępu ani do restauracji, ani nigdzie w
obrębie siedmiuset metrów.
Sala
była ślicznie przystrojona, w kolory beżowe i bordowe. W wielkiej
sali stało kilkanaście okrągłych stolików ślicznie
zastawionych, z kwiatami na środku. Przy jednym stoliku zasiadało
dziesięć osób. Ja, jako świadkowa siedziałam po prawej stronie
Loreny, obok niej siedział jej mąż, dalej Marc, ta jego
dziewczyna, nawet nie wiem jak ma na imię, dalej mama i tata
Cristiana, obok rodzice Loreny i mój Leo obok mnie.
Widziałam,
jak Marc mnie obserwuje. Oczywiście, gdy tylko nasze spojrzenia się
spotkały, on automatycznie patrzył się w drugą stronę, chyba
myślał, że tego nie widzę.
Zjedliśmy
przystawkę, później danie główne i deser, oczywiście nie
obeszło się bez litrów wina, białego, czerwonego, słodkiego,
wytrawnego, co kto lubi.
Po
obfitym posiłku, Państwo Młodzi poszli na parkiet i zatańczyli
swój pierwszy taniec. Wyglądali razem cudownie, naprawdę. Nigdy
nie widziałam Loreny tak szczęśliwej i tak pięknej.
Chciałabym
tak kiedyś się czuć. Chciałabym mieć świadomość, że jest na
świecie mężczyzna, który jest w stanie oddać za mnie życie,
który by chciał je całe spędzić ze mną. Czując dłonie Leo na
moich biodrach, i jego głowę na mojej, miałam nadzieję, że to on
będzie tym jedynym. Że kiedyś to my będziemy na miejscu Loreny i
Cristiana. Bardzo bym tego chciała, kocham go.
Po
pierwszym tańcu, który był dość spokojny, na parkiecie zaczęło
się istne szaleństwo! Wszyscy skakali, krzyczeli, śpiewali. Nawet
babcia Crisa, która ma blisko sześćdziesiąt lat za namową
któregoś z piłkarzy Barcelony poszła na parkiet. Ja też nie
oszczędzałam stóp. Z Leo przetańczyliśmy kilka godzin,
oczywiście z przerwami na alkohol i jedzenie.
Było
kilka minut po dwudziestej, gdy Leo mi powiedział, że Cris mu
powiedział, że Lorena mówiła, że mam do niej przyjść.
-Chciałaś
coś ode mnie?
Spytałam,
gdy znalazłam ją siedzącą przy stoliku.
-Pójdziesz
ze mną pomóc mi z Carlotą? Nie chcę iść sama, a Cris to wiesz,
nie potrafi jej uspać.
-Oczywiście!
Tylko gdzie Car?
-W
tym problem, poszukaj jej, pewnie jest u którejś z ciotek, ja
pójdę po klucz od pokoju na górze i tam się spotkamy.
Lorena sobie poszła, a ja zaczęłam szukać mojej chrześnicy. Dziwne, że aż tyle wytrzymała. Ostatni raz spała przed piętnastą, a jakby nie było, tutaj jest głośno.
Rozglądałam
się po sali i dopiero po kilku minutach ją zauważyłam.
-O,
widzę, że Car się świetnie bawi!
Powiedziałam
z uśmiechem na twarzy, gdy zobaczyłam jak blondynka zajmuje się
dzieckiem.
-Mam
wprawę z małymi dziećmi. Mój Milan już duży jest i taki ciężki!
Naprawdę! Carlota w porównaniu z nim to piórko! A noszenie jej to
istna rozkosz! I jest taka śliczna, słodziutka! Bardzo chce mieć
córeczkę, chyba muszę pójść poszukać Gerarda.
Podała
mi dziecko i po ucałowaniu jej w policzek poszła do swojego
partnera. Bardzo ją polubiłam. Bardzo przyjazna, miła kobieta,
prawie tak cudowna jak moja Lorena.
Carlota
była już naprawdę wykończona, prawie zasnęła mi na rękach, gdy
wchodziłam po schodach.
-Połóż
ją tutaj, muszę ją przebrać w piżamę.
Na
górnym piętrze, państwo Tello wynajęli kilkanaście pokoi, gdyby
któryś z gości źle się poczuł, albo nie mógł wrócić do
domu.
Nie
były to nie wiadomo jak duże pokoje, w sam raz na jedną noc. W
pokoju Loreny, a raczej w pokoju nowożeńców stało wielkie łoże
w białej pościeli, łóżeczko dla Carloty, szampan włożony do
zimnej wody, i pełno kwiatów różanych.
Pomogłam
Lorenie ubrać Carlotę do snu, chwilę się z nią pobawiłam i mała
prawie sama zasnęła.
Kilkanaście
minut przed dziewiątą zostawiłam Lorenę z córką i zeszłam na
dół. Zanim mogłam zająć się sobą i Leo, musiałam znaleźć
mamę Loreny, która zdeklarowała się, że będzie pilnowała
Carloty. Jak sama stwierdziła nie ma już siły dłużej tańczyć,
jest zmęczona, więc spokojnie może pospać koło swojej wnuczki.
Gdy
mama Loreny została zawiadomiona, że może iść do wnuczki, ja
zaczęłam szukać Leo. Nigdzie nie mogłam go znaleźć, ktoś mi
powiedział, że widział jak wychodził na zewnątrz. Nie czekając
dłużej, poszłam tam. Wielki taras oświetlony kilkunastoma
lampkami wychodził prosto na otwarte morze.
-Szukasz
kogoś?
Odwróciłam
się i zobaczyłam Marca siedzącego na huśtawce na końcu tarasu.
-Cześć
Marc.
Odpowiedziałam
tylko.
-Ten twój facet poszedł przed chwilą na plażę, jeszcze go dogonisz.
Już
chciałam pójść do Leo, jednak coś mnie tknęło, żeby zostać i
porozmawiać z Marciem. Wyglądał na nieszczęśliwego. A może
tylko tak mi się wydawało?
-Co
u ciebie słychać?
Nie
wiem czemu, ale zechciałam nawiązać z nim rozmowę. Usiadłam obok
niego na huśtawce i spytałam. Może to przez to wino zmieszane z
kolorową wódką? Bez tego chyba nie odważyłabym się do niego
zagadać.
-Wszystko
dobrze. Widziałem, że u ciebie też.
Zamoczył
usta w alkoholu, który miał w szklance.
-Tak,
jestem z Leo już ponad miesiąc. Jestem naprawdę szczęśliwa.
Cieszę się, że tobie też się ułożyło. Widziałam cię z tą
ładną blondynką.
Spojrzałam
na niego z uśmiechem, on jednak nie podzielał mojego entuzjazmu.
Dopił tylko drinka do końca i zacisną usta.
-Dobrze,
pójdę już.
Wstałam
z huśtawki i spojrzałam na Marca.
-Cieszę
się, że ci się ułożyło. Życzę Ci jak najlepiej.
Jeszcze
raz się na niego uśmiechnęłam i po drewnianej podłodze poszłam
do Leo.
{}{}{}*{}{}{}
Ja
chyba nadal ją kocham. Naprawdę. Nie pamiętam kiedy tak bardzo
denerwowałem się rozmawiając z dziewczyną. Biorąc pod uwagę
jeszcze to, że przez ostatnie 4 lata byliśmy razem, a znam ja od
dobrych ośmiu lat. Nigdy się przy niej tak nie denerwowałem.
Czułem, jak zaschło mi w gardle, gdy tylko ją zobaczyłem, nie
mogłem wydusić z siebie żadnego słowa. A jeszcze, gdy powiedziała
mi, że jest szczęśliwa... Oczywiście, pragnę jej szczęścia,
ale obok mnie. Nie obok tego Leo, co ona w nim widzi? Naprawdę nie
wiem, przecież ja jestem przystojniejszy, mam więcej kasy, na pewno
jestem milszy od niego, bardziej o nią dbam, a ten gościu? Coś nie
wydaje mi się, żeby długo z nim była. On mi raczej wygląda na
typ faceta, który często zmienia laski. Ale skoro ona jest ślepa i
głupia i tego nie widzi, to trudno. Ja płakać nie będę, gdy on
ją zostawi. To jej życie, nic mi do niego. Skoro chce je spędzać
u tego kretyna, to dobrze, ja jej na drodze nie będę stawał. Niech
robi co chce, muszę o niej zapomnieć i to definitywnie. Ona mi już
nie jest potrzebna.
Chcąc
wypełnić mój plan, wypiłem kolejne szklanki wódki. Z każdym
łykiem czułem się coraz lepiej, coraz szczęśliwiej. Było
idealnie, gdy wylądowałem z Marissą w jednym z pokoi. Dzięki niej
i jej ustom, zupełnie zapomniałem o Shanti. Shanti? Kto to w ogóle
jest Shanti?
*******************
Wiem, wiem, miał być tydzień nawet krócej, a wyszły ponad dwa...
Moja wina, moja wina... :D
Ale postaram się teraz wrzucać coś częściej, ale wiecie, ładna pogoda i wgl, trzeba korzystać w wakacji :) Tak więc następny pojawi się na pewno w sierpniu, ale kiedy to nie wiem :)
A tak poza tym, to mam do Was pytanie, a mianowicie, co mam robić dalej.
Są dwie opcje.
Nie wiem, czy dokończyć to opowiadanie za jednym razem, ale wtedy będzie mniej dopracowane, wszystko będzie się działo szybciej i w ogóle, ale mogę również podzielić je na dwie części i w kontynuacji pisać wszystko dokładnie i wgl, ale kontynuacja pojawiłaby się później, trzeba byłoby na nią trochę poczekać. A wtedy, pomiędzy jedną częścią tego opowiadania, a drugą, pojawiłaby się kontynuacja opowiadania o Bibi i Neymarze, pamiętacie? Jak nie, to tutaj macie przypomnienie: http://panipodziekujemy.blogspot.com/.
Czyli jak? Bo ja sama nie wiem.
Całość Shanti, nieco gorszej jakości, potem Bibi.
Czy Shanti dopracowana, ale urwana w pewnym momencie, Bibi, a potem kontynuacja Shan?
Piszcie, jakbyście Wy wolały, bo ja serio nie wiem :)
Dobra, no to tyle, do następnego! :*
*******************
Wiem, wiem, miał być tydzień nawet krócej, a wyszły ponad dwa...
Moja wina, moja wina... :D
Ale postaram się teraz wrzucać coś częściej, ale wiecie, ładna pogoda i wgl, trzeba korzystać w wakacji :) Tak więc następny pojawi się na pewno w sierpniu, ale kiedy to nie wiem :)
A tak poza tym, to mam do Was pytanie, a mianowicie, co mam robić dalej.
Są dwie opcje.
Nie wiem, czy dokończyć to opowiadanie za jednym razem, ale wtedy będzie mniej dopracowane, wszystko będzie się działo szybciej i w ogóle, ale mogę również podzielić je na dwie części i w kontynuacji pisać wszystko dokładnie i wgl, ale kontynuacja pojawiłaby się później, trzeba byłoby na nią trochę poczekać. A wtedy, pomiędzy jedną częścią tego opowiadania, a drugą, pojawiłaby się kontynuacja opowiadania o Bibi i Neymarze, pamiętacie? Jak nie, to tutaj macie przypomnienie: http://panipodziekujemy.blogspot.com/.
Czyli jak? Bo ja sama nie wiem.
Całość Shanti, nieco gorszej jakości, potem Bibi.
Czy Shanti dopracowana, ale urwana w pewnym momencie, Bibi, a potem kontynuacja Shan?
Piszcie, jakbyście Wy wolały, bo ja serio nie wiem :)
Dobra, no to tyle, do następnego! :*