Nie
pamiętam, żebym kiedykolwiek tak dobrze się bawiła. To wesele
było najlepsze! A cała zabawa zaczęła się po północy.
Myślałam, że wcześniej widziałam szalone tańce na parkiecie.
Ale to, co wyprawiali, gdy dzieci poszły już spać to była istna
dzicz! Dosłownie! Faceci ubrani tylko do połowy tańczyli na
parkiecie z przypiętymi uszami lwa i ogonem, prosili do tańca
pierwszą dziewczynę, którą tylko zobaczyli. A nie było ty zwykłe
tańce... Niestety też musiałam zatańczyć. Mimo, że się
broniłam, wykręcałam, byle tylko pozostać na swoim miejscu, Leo
udało się mnie wyciągnąć. Te jego kocie ruchy na parkiecie,
dłonie zmysłowo dotykające moje ciało... Widziałam jak inne
dziewczyny się na niego patrzyły, gdy z nagą klatą kręcił swoim
zgrabnym tyłeczkiem... Mam szczęście, że jest on cały mój.
Piłkarze
Barcelony nie są do końca normalni... Naprawdę. Pomijając już
tańce na stole, zjeżdżanie po barierce od schodów, ale to, co
zrobili w środku nocy, to było naprawdę nienormalne. Gdzieś około
trzeciej nad ranem, zauważyłyśmy z Loreną, że gdzieś wcięło
naszych facetów. Znalazłyśmy ich na plaży. W towarzystwie ośmiu
piłkarzy Barcelony, kompletnie nagich biegnących do morza...
Przyznam, było to dość dziwne, ale mi tam się podobało.
Szczególnie jak cali przemoczeni wyszli z wody... Leo był już
kompletnie pijany, zresztą tak samo jak wszyscy inni, nawet chłodna
woda mu nie pomogła. Zaczął nagi przytulać się do mnie, a potem,
gdy chciałam mu się wyrwać, bo dość niezręcznie się czułam,
on po prostu wziął mnie na ręce i pobiegł do wody. Na początku
myślałam, że zaraz go utopie! Zniszczył moją ukochaną sukienkę,
popsuł fryzurę i makijaż! Byłam taka wkurzona! Ale tylko przez
chwilę. Ja krzyczałam, a on mnie pocałował i się uspokoiłam.
Poszliśmy
się wysuszyć i ubrać do jednego z pokoi, oczywiście nie obeszło
się bez krótkiego pozostania w łóżku...
Ja
założyłam jedną z sukienek Loreny, Leo założył to co
wcześniej, jego ciuchy w odróżnieniu od moich nie były mokre.
Dalej,
przyznam, że nie bardzo pamiętam co się działo. Za dużo tego
alkoholu, za dużo. Jednak nie żałuje. Bawiłam się cudownie! Cris
i Lorena, to cudowna para.
{}{}{}*{}{}{}
Lot
do Niemiec potrwał krótko, po kilku godzinach byliśmy już na
lotnisku w Berlinie. Tam odebrał nas jakiś gościu i czarną
limuzyną zawiózł nas do hotelu.
W
Berlinie stoją już trzy hotele z marką mojego ojca i bardzo sobie
je cenią. Ten, jest największy, najbardziej ekskluzywny i
najładniejszy. A co z tym idzie, najdroższy.
Jako,
że potrafię mówić po niemiecku, sam poszedłem na spotkanie z
tutejszym właścicielem hotelu, a Shanti miała czas dla siebie.
Mieliśmy spotkać się o szesnastej w jednej z restauracji, zjeść
obiad.
Nie
lubię takich spotkań. Właściwie nic się na nich nie robi. Przez
dwie godziny siedziałem i chwaliłem prace tego gościa, że tak
świetnie prowadzi nasz hotel, że ja, a w szczególności mój
ojciec jest zadowolony, że to właśnie on jest naszym
przedstawicielem tutaj w Berlinie. Mówimy to wszystkim, zawsze.
Wspomniałem
już, że nie lubię takich spotkań? Coraz częściej zaczynam się
zastanawiać, czy chce tak pracować do końca życia. W sumie, to
nie mam na co narzekać, tylko te nudne i bezsensowne spotkania. A
mógłbym teraz spędzać czas z Shan...
{}{}{}*{}{}{}
Jako,
że nie musiałam spędzać południa na sprawach służbowych,
wybrałam się na zakupy. Taksówkarz zawiózł mnie do największej
galerii handlowej w mieście, Leo dał mi swoją kartę kredytową, a
ja oddałam się temu, co wprost uwielbiam! Chodziłam od sklepu do
sklepu i kupowałam to, co naprawdę mi się spodobało, a trochę
tego było. Kupiłam dwie pary nowych spodni jeansowych, trzy
koszulki, bluzę, zwykłą szarą z kapturem i buty na koturnie. Nie
chciałam kupować więcej, bo nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc
nosić torebki. Teraz przydałby mi się Leo. Nawet, gdy nie ma go
przy mnie przez kilka minut, ja już tęsknie. Kocham go tak mocno!
Chwilę
przed szesnastą siedziałam już przy stoliku w jednej z restauracji
i czekałam na Leo. Mieliśmy razem zjeść obiad. Chciałam z
zamówieniem poczekać na niego, jednak nie przyjeżdżał, a minuty
mijały... Zamówiłam kawę z mlekiem. Leo nie było. Zamówiłam
kolejną kawę, a jego nadal n ie było. Może spotkanie się
przedłużyło? Zapewne. Zadzwoniłam do niego raz, drugi, nie
odbierał. Nagrałam mu wiadomość i napisałam esemesa, informując,
że rozumiem i że zjem sama, że spotkamy się w hotelu. Nie
śpiesząc się zjadłam obiad i chwilę po siedemnastej wróciłam
do hotelu, który stał dosłownie ulicę dalej.
Minęłam
recepcję informując, że jestem z Leo i windą wjechałam na piąte
piętro. Mieliśmy z Leo mały pokoik, jesteśmy tutaj tylko na jedną
noc, rano lecimy do Indii.
Nie
długo zajęło mi zrozumienie, że Leo tutaj nie ma. Sypialnia stała
pusta, łazienka też, balkon stał zamknięty. Gdzie ten Leo? To
spotkanie trwa aż tak długo? A może coś mu się stało? Może
miał wypadek? Boże! A jak jemu coś się stało?! Jak leży teraz
połamany gdzieś w szpitalu?! Jak jest nie przytomny?! A co, jeżeli
nie żyje?! Zaczęłam panikować. W pośpiechu z torebki wyciągnęłam
telefon i zaczęłam wydzwaniać do Leo, bez skutku. Po kilku
sygnałach włączała się poczta. Odchodziłam od zmysłów
czekając na niego w hotelu. Dzwoniłam do tego mężczyzny, z którym
się spotkał. Powiedział mi, że rozstali się chwilę po
piętnastej, Leo powiedział, że jedzie spotkać się ze mną. To
dlaczego nie odbiera moich telefonów? Gdzie on jest?! Naprawdę się
boję.
Siedziałam
jak na szpilkach czekając na jakaś wiadomość od Leo. Dzwoniłam
co chwilę. Nie tylko do niego. Obdzwoniłam najbliższe szpitale
pytając, czy przywieźli kogoś jak on to szpitala, na szczęście
nie.
Miałam
już wyjść z hotelu i sama zacząć go szukać, gdy chwilę po
dwudziestej usłyszałam otwierające się drzwi.
Od
razu do nich pobiegłam. W drzwiach stanął Leo. Jak zwykle bardzo
przystojny i uśmiechnięty. Kamień spadł mi z serca, gdy
zobaczyłam, że nic mu nie jest. Ale równocześnie byłam na niego
wściekła.
-Gdzieś
ty był?! Wiesz jak ja się martwiłam?!
Naskoczyłam
na niego, gdy tylko zamknął drzwi.
-Przepraszam,
wiem, powinienem zadzwonić... Ale... nie miałem zasięgu, coś z
siecią się zepsuło.
Jak
gdyby nigdy nic pocałował mnie w usta, odłożył swoją czarną
torbę koło łóżka w sypialni i zaczął ściągać z siebie
garnitur.
-Gdzie
byłeś? Mieliśmy zjeść razem obiad.
Oparłam
się o ścianę i z rękami nałożonymi na piersiach spojrzałam na
niego.
-Wiem,
przepraszam. Jutro ci to wynagrodzę. Byłem u innego klienta.
Byliśmy umówieni na jutro rano, ale musieliśmy przełożyć
spotkanie. Poinformował mnie o tym w ostatnim momencie, chciałem do
ciebie zadzwonić, jednak nie miałem zasięgu, mówiłem ci już.
Gdy
skończył to mówić, stał przede mną w samych czerwonych
bokserach, resztę ciuchów rzucił na fotel stojący przy oknie.
-Idziesz
pod prysznic, ze mną?
Położył
dłonie na moich biodrach. Nie mogłam się dłużej na niego
gniewać, nie zrobił nic złego, próbował się ze mną
skontaktować, nie jego wina, że nie miał zasięgu. Każdemu może
się zdarzyć.
Na
wspólną kąpiel nie musiał mnie długo namawiać, po chwili
szliśmy już do łazienki.
{}{}{}*{}{}{}
Po
chwilowym przytulaniu w łóżku, wspólnym śniadaniu i spakowaniu
wszystkich ciuchów ruszyliśmy na lotnisko. Kierunek Indie. Jeżeli
wszystko pójdzie dobrze, zarobimy takie pieniądze, że prawnuki
moich wnuków nie będą musiały pracować. Tamtejsi miliarderzy na
niczym nie oszczędzają. Teraz też nie będą oszczędzać, już ja
się o to postaram.
Nie
jestem uczciwym człowiekiem. Już wiele razy okłamywałem ludzi,
robię to często, tak łatwiej jest osiągnąć to co się chce i
nigdy nie miałem z tym problemu. Zawsze kłamstwo przychodziło mi
naturalnie, jak gdybym mówił czystą prawdę. Jednak tym razem
było inaczej.
Może to przez to, że znowu okłamuje najważniejszą
osobę w moim życiu? Shanti jest dla mnie najważniejsza, a ja
jestem wobec niej taki nieuczciwy... Mam wyrzuty sumienia. Ona jest
dla mnie taka dobra, kocha mnie, akceptuje takim jakim jestem, a to
tylko dlatego, że ja ją okłamuje. Nie mogę jej powiedzieć
prawdy. Znienawidzi mnie. Zostawi. Porzuci. A ja się załamie. Nie
wyobrażam sobie życie bez niej. Bo ona jest moim życiem. Jest
najwspanialszą kobietą, jaką spotkałem w życiu. To z nią chce
za pięćdziesiąt lat siedzieć na werandzie naszego domu z widokiem
na morze patrzeć jak nasze wnuki się bawią... Naprawdę ją
kocham, a nie potrafię być wobec niej szczery... Nie mogę być
szczery. Nie chce jej stracić.
W
Indiach mamy zamiar spędzić dwa dni. Pierwszy dzień chcemy
poświęcić tylko dla siebie, pozwiedzać, zjeść coś miejscowego,
kupić pamiątki, a drugiego zabrać się za pracę i wieczorem wrócić do Hiszpanii.
Po
długim locie wylądowaliśmy na lotnisku. Był tutaj straszny tłum,
straszny gwar. Trudno było się tutaj nie zgubić.
Taksówką
przejechaliśmy do naszego hotelu, a że było południe, niemal od
razu poszliśmy na obiad. Tutaj mają o wiele lepsze jedzenie niż w
Niemczech. Takie ostre, wyraziste! Jak lubię najbardziej. Shanti
chyba też smakowało. Ona pochodzi z tych stron. Do Filipin już
niedaleko. Zostało tylko przepłynąć dwa morze, całą Tajlandię
i Wietnam. Naprawdę już niedaleko. Chciałbym kiedyś zabrać tam
Shanti. Wiele razy opowiadała mi, że chciałabym tam pojechać,
zobaczyć jak tam wygląda życie. Mówiła mi, że już nie pamięta
jak jej tam było. Kiedyś tam pojedziemy, na pewno.
Po
obiedzie i szybkim odświeżeniu się wybraliśmy się na zwiedzanie
stolicy Indii. New Delhi jest pięknym miastem. Tyle tutaj
luksusowych budowli, wszystko jest piękne, wielkie i kolorowe. Na
niczym tutaj się nie oszczędza. Jak już coś się buduje, to z
prawdziwym rozmachem.
Nie
zdążyliśmy obejrzeć małej cząstki tego pięknego miasta, a
wybiła już północ. Jeżeli chcieliśmy być wypoczęci na
jutrzejszym spotkaniu, musieliśmy wracać, a to nie było łatwe.
Gdybym wiedział, że tutaj będzie tak pięknie, zarezerwowałbym
więcej dni dla tego miejsca. Teraz już za późno. Mam plany zaraz
po powrocie i nie mogę ich przesunąć.
{}{}{}*{}{}{}
Zdziwiłam
się, gdy asystentka miliardera poinformowała nas telefonicznie, że
dzisiejsze spotkanie odbędzie się w nietypowych warunkach, bo na
statku.
O
trzynastej mieliśmy stawić się w porcie i jachtem wypłynąć w
rzekę.
Nie
pasowało mi połączenie jacht i rzeka. Bo przecież rzeki zwykle są
za małe na jachty, przynajmniej takie jakie ja znam. Jednak ta była
ogromna. Z trudem można było ujrzeć drugi brzeg stojąc na
pomoście.
Jacht
był prześliczny. Cały biały, z dodatkowym piętrem, na którego
dachu stało jacuzzi.
Na
pokład pomogło nam wejść dwóch mężczyzn ubranych w czarne
garnitury i okulary przeciwsłoneczne. Od razu poczęstowano nas
szampanem i małą tutejszą przekąską.
-Już
mi się tutaj podoba.
Powiedział
Leo i mocniej ścisnął moją rękę. Byłam tego samego zdania co
on, tutaj musi być cudowne, bo co może pójść nie tak?
Przez
kilka minut chodziliśmy po pokładzie jachtu i podziwialiśmy to
cudo.
-Jeżeli
ugadamy się z tym gościem i wszystko pójdzie po naszej myśli, to
zarobimy taką kasę, o jakiej nawet nie marzyliśmy.
Leo
był taki podekscytowany. Cały czas mi o tym mówił i nie zamierzał
przestać, jednak ja nie podzielałam aż tak bardzo jego entuzjazmu.
Oczywiście cieszyłam się z pozyskania nowego klienta, nowych
milionów, ale moją radość zasłaniało złe samopoczucie. Odkąd
weszłam na pokład tego cudownego jachtu, zaczęło mnie kręcić w
żołądku, zaczęłam mieć lekkie zawroty głowy. Na początku to
zignorowałam, myślałam, że to przez zmianę klimatu, jednak
teraz, gdy dłużej jestem na wodzie, czuje się jeszcze gorzej.
Czyżbym miała chorobę morską? Oby nie, bo jak ja wytrzymam tutaj
kilka godzin? Przecież nie mogę zawieść Leo...
-Shanti,
wszystko w porządku?
Usłyszałam
zatroskany głos Leo, gdy zatrzymałam się na chwilę przy leżakach
i złapałam się za biodra. Strasznie zakręciło mi się w głowie,
a statek dopiero co ruszył. Co będzie, gdy wypłyniemy na pełne
wody? Może lepiej było, gdybym od razu powiedziała Leo o mojej
chorobie? Może mogłabym wysiąść, a teraz?
-Tak,
po prostu coś mnie zakuło w brzuchu, już mi lepiej.
Wcale
nie. Z każdą minutą, z każdym kolejnym zakołysaniem statku
czułam się jeszcze gorzej. Przy naszym kliencie próbowałam to
ukryć.
Siedzieliśmy
we troje przy okrągłym stoliku na dachu jachtu i jedliśmy obiad.
Wyglądało naprawdę apetycznie, jednak ja nie mogłam przełknąć
ani kęsa. Raz się zmusiłam, żeby nie zrobić przykrości Panu
Sarain, ale prawie to wylądowało z powrotem na talerzu. Cały czas
popijałam tylko wino, przynajmniej ono mi nie szkodziło.
Przy
obiedzie Leo i pan Sarain doszli do porozumienia. Miliarderowi bardzo
się śpieszyło, bo już na jachcie podpisał umowę. Był naprawdę
szczęśliwy z możliwości współpracy z nami. Leo tak samo, cały
czas się uśmiechał, chwalił naszą firmę, ja ani trochę się
nie cieszyłam. Nie miałam na to sił. Z każdą chwilą czułam, że
dłużej nie wytrzymam, czułam, jak dzisiejsze śniadanie podchodzi
mi do gardła. Naprawdę, więcej nie wsiądę na statek, choćby
mnie tam zaciągali siłą, nie wsiądę!
{}{}{}*{}{}{}
Nie
wiem co się z nią dzieje. Mówiła mi, że tak się cieszy z
pozyskania tego klienta, a cały posiłek nie odezwała się niemal
ani słowem. Siedziała cicho, nic niemal nie jadła i jeszcze prawie
w ogóle się nie uśmiechała. To nie była ta Shanti, którą
chciałem widzieć. Była jakaś dziwna. Chyba naprawdę się źle
czuje.
Upewniłem
się przy tym, gdy podczas mojej rozmowy z panem Sarainem o
miejscowej kuchni wybiegła do łazienki wywracając za sobą
krzesło.
-Przepraszam
za nią, nie wiem co jej jest.
Poprawiłem
krzesło, które leżało na ziemi i spojrzałem na starszego
mężczyznę.
-Moje
jedzenie jej zaszkodziło?
-Nie,
nie! Na pewno nie! Ono jest wyborne. To pewnie przez zmianę czasu,
klimatu i to ciągłe zabieganie. Musi odpocząć.
Musiałem
jakoś go uspokoić, żeby czasem się nie rozmyślił z naszą
umową.
-Niech
pan do niej idzie, na dole jest sypialnia, może tam sobie odpocząć.
Zdziwiła
mnie jego propozycja, ale tam.
Poszedłem
za Shanti. Siedziała w korytarzu obok drzwi od toalety i trzymała
się za brzuch. Nie wyglądała dobrze. Cała zbladła, miała smutne
oczy i rozczochrane włosy.
-Shan,
co jest?
Usiadłem
obok niej i lekko ją przytuliłem do siebie.
-Mam
chorobę morską. Czuje się beznadziejnie. Wszystko mi wiruje przed
oczami, mam zawroty głowy, przepraszam, że Ci nie wspomniałam o
tym, ale sama nie wiedziałam.
-Spokojnie,
nic się nie stało. Rozumiem. Sarain pozwolił ci odpocząć w
jednej z jego sypialni, chodź zaprowadzę cię.
Nie
tak wyobrażałem sobie dzisiejsze popołudnie. Mieliśmy razem kąpać
się w jacuzzi i opalać na dachu jachtu, a nie siedzieć pod
pokładem. Ale niestety... Shanti chwilę po położeniu się na
łóżko zasnęła, musiała być naprawdę wyczerpana. Siedziałem
przy niej przez kilka minut, później wyszedłem do Saraina.
{}{}{}*{}{}{}
Naprawdę
więcej nie wsiądę na statek, w życiu! Tak się cieszyłam, gdy
widziałam jak jacht wpływał do portu. Po drzemce czułam się już
lepiej, jednak nadal nie tak dobrze jakbym chciała.
Sarain
załatwiony, miliony wpływają na konto firmy, możemy wracać do
Hiszpanii. Nie mieliśmy nawet czasu na spokojny spacer. Po
opuszczeniu jachtu pojechaliśmy do hotelu, spakowaliśmy się i już
musieliśmy jechać na lotnisko, by stamtąd udać się do Niemiec, a
stamtąd dopiero do Hiszpanii. W sumie trochę dziwi mnie to, że nie
latamy prywatnym samolotem. W końcu ojciec Leo ma wystarczająco
dużo pieniędzy, by sobie taki kupić. Mam nadzieję, że niedługo
o tym pomyśli, bo siedzenie trzy godziny na lotnisku w Niemczech w
oczekiwaniu na samolot nie było zbyt fajne.
Po
dwudziestej pierwszej nareszcie byliśmy w domu. Mogłam w spokoju
wziąć kąpiel, zjeść dobrą kolację i położyć się do
własnego łóżka. Tego właśnie mi brakowało.
Leżałam
wtulona w ciało Leo, gdy zadzwonił do niego telefon. Zwykle odbiera
go przy mnie. Jednak kilka razy w tygodniu zdarzają się takie, gdy
odbiera go w innym pokoju, a później wychodzi na godzinę, czy
dwie. Teraz był właśnie jeden z tych telefonów.
-Gdzie
wychodzisz?
Spytałam,
gdy wrócił z salonu, gdzie rozmawiał przez telefon i zaczął
zakładać na siebie spodnie i koszulkę.
-Muszę
coś załatwić.
-Teraz?
O dwudziestej trzeciej w niedziele? Gdzie idziesz? Z kim masz się
spotkać?
Wiedziałam,
że nie jest ze mną szczery.
-Jezu,
Shanti! Powiem ci jak wrócę, śpij i się nie przejmuj.
Pocałował
mnie w czoło i jak gdyby nigdy nic po prostu wyszedł zabierając ze
sobą czarną torbę.
Mam
niby spać? On chyba śmieszny jest! Nie zmrużyłam oka ani na
chwilę, czekałam, aż wróci. Bo gdzie on mógł pójść? Do
kochanki? Nie, na pewno nie, gdyby miał kogoś na boku, nie dawałby
mi takich powodów do podejrzeń. Może naprawdę to nic poważnego?
Muszę z nim bardzo poważnie porozmawiać jak wróci. Bo skoro
jesteśmy razem, chcemy budować szczęśliwy związek, nie możemy
mieć przed sobą tajemnic. Bo taki związek, oparty na kłamstwach
nie ma szans.
**************
Kurczę, długo mnie tutaj nie było, prawie cały miesiąc... Ale jakoś samo tak wyszło, że kompletnie nie miałam czasu pisać. Nie wiem też, kiedy pojawi się następny rozdział, ale obiecuję, że będę pracowała nad tym, by pojawił się on jak najszybciej. Ale wiecie, szkoła, trzeba się trochę pouczyć.
A w ogóle, jak Wam minęły wakacje? Bo mi baaardzo szybko, za szybko.
Dobra, to tyle, do następnego! :*
No pięknie, pięknie.
OdpowiedzUsuńTylko gdzie jest mój Marc, ja się pytam.
...chociaż z przykrością muszę przyznać, że już prawie zaczynam lubić Leo :D ale tak tylko troszeczkę
Szkoda mi Shanti :( Leo ciągle ją okłamuje
Czekam na następny :*
Zapraszam do mnie :*
http://francescfabregasblog.blogspot.com/
http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/p/blog-page.html
Zapraszam na prolog mojego nowego opowiadania :* ♥
Usuńhttp://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/
Zapraszam na nowy rozdział :* ♥
Usuńhttp://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/
Zapraszam na nowy rozdział :* http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/?m=1
UsuńAh cieszę się, że te wesele się udało :)
OdpowiedzUsuńCo on tam ciągle ukrywa ?!! Strasznie zżera mnie ciekawość :P
A wakacje zdecydowanie za szybko zlecialy :c
Buziaki :*
Zapraszam na nowy rozdział : http://goal-4-forever-football.blogspot.com/ :*
OdpowiedzUsuńSuper :*
OdpowiedzUsuńNo ciekawi mnie co on tam ukrywa :)
Pozdrawiam :*
http://aixi-que-sera-millor.blogspot.com/2014/10/4.html zapraszam na czwarty rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowe rozdziały :* ♥
OdpowiedzUsuńhttp://francescfabregasblog.blogspot.com/
http://the-unrealized-suicide-diary.blogspot.com/