piątek, 28 marca 2014

Rozdział szósty

Tak jak lekarz prosił, nie zasypywał ją tonami informacji. Powiedział jej tylko to, co uważał za najbardziej potrzebne. Nie wspomniał nawet o tym, że są zaręczeni. Czemu? Nie miał okazji, ale ta już niedługo potem się nadarzyła...
Obudziła się. Przez tę śpiączkę, była bardzo ospała. Mogło się wydawać, że skoro spała ponad miesiąc, to  teraz będzie pełna energii, a było całkiem inaczej. Spała dużo. Średnio co godzinę na minimum dwie-trzy godziny.
Rozejrzała się po sali. Nic specjalnego w niej nie było. Białe ściany, dwa krzesła, dwie pary drzwi i w sumie nic więcej. I był również on. Stał przy parapecie i wyglądając przez okno jadł czerwone jabłko.
-Marc?
Od razu jego wzrok powędrował na Shan. Ucieszył się, że chociaż teraz go pamięta. Wydawało mu się, że udało mu się nawiązać z nią nić porozumienia. Że zaczyna mi ufać, nie mylił się.
-Tak?
Podszedł do jej łóżka i usiadł na krześle stojącym obok.
-Kiedy będę mogła stąd wyjść? Wiesz, czuję się dobrze, nie wydaje mi się, żebym musiała tutaj leżeć. Pewnie w domu ktoś na mnie czeka. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Miał jej tak po prostu powiedzieć, że nie ma nikogo poza nim? Że nie ma rodziców, nie ma nikogo? Jakby na to zareagowała? Wolał poczekać ze wszystkimi przykrymi informacjami aż do końca dojdzie do siebie.
-Porozmawiam z lekarzem, zobaczymy co da się zrobić.
Wstał i pocałował dziewczynę w czoło. To nie obeszło się małym zdziwieniem z jej strony.
-A to co było?
Spojrzała w jego stronę.
-Wiesz, z przyzwyczajenia.
Posłał w jej stronę uśmiech i wyszedł z sali z zamiarem dostania wypisu swojej narzeczonej.
Została sama. Chciała spróbować czy uda jej się stanąć na własnych nogach. Nie chciała dłużej być przykutym do tego łóżka. Mimo, że nie minęły 24 godziny od jej przebudzenia, czuła się na siłach, by to zrobić.
Ściągnęła koc ze swoich nóg, które już po chwili bezwładnie wisiały około dwóch centymetrów nad podłogą.
Wiedziała, że może zasłabnąć i że nikogo z nią nie ma, nikt jej nie podniesie z podłogi. Ale jej wiara we własne możliwości była o wiele większa. Delikatnie zsunęła się z łóżka i dotknęła stopami białych kafelek. Cały czas trzymając się rurek przy łóżku robiła pierwsze kroki. Szło jej naprawdę dobrze. Była z siebie dumna. Puściła rurki i bezwładnie spuściła ręce wzdłuż swojego ciała, które nadal było ubrane w duży, zielony, szpitalny worek.
Zrobiła kilka kroków, cieszyła się, że tak dobrze jej idzie. Po kilku chwilach stała przy oknie i przyglądała się księżycowi, który już od dawna widniał na bezchmurnym niebie.
Czuła się wspaniale! Była z siebie dumna, dumna, że dała radę. Wiedziała, że teraz już wszystko jej się uda.
Podeszła do ciuchów, które naszykowała sobie wcześniej do założenia. Teraz tylko trzeba znaleźć łazienkę.
Swoją stroną, była bardzo ciekawa, jak wygląda. Nie pamiętała nawet tego. Wiedziała tylko, że ma ciemne, proste, długie włosy. Skąd? Bo były tak długie, że spokojnie je widziała opadające na jej ciało.
Otworzyła pierwsze drzwi. Złe. Korytarz, kilka krzeseł i jakieś obrazki na ścianie. To nie jest dobre miejsce do przebrania się. Drugie drzwi. Dobre. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Pierwsze co chciała zrobić, to przejrzeć się w lusterku. Co pomyślała, gdy zobaczyły swoje odbicie? <Ja tak wyglądam?!> Pierwsze, na co zwróciła uwagę widząc siebie w lustrze, to wielkie, lekko skośne czarne oczy. Nawet teraz, gdy nie było na nich krzty makijażu były ogromne, a rzęsy bardzo gęste i kruczo czarne. Jej spojrzenie było hipnotyzujące. Miało w sobie coś, co nie potrafiło dać o nim zapomnieć. Jej oczy były po prostu nieziemskie! Mały, lekko zadarty nosek i pełne usta w towarzystwie ciemnej karnacji sprawiały, że zdała sobie sprawę, że jest jakiegoś dziwnego, pomieszanego pochodzenia. Na pewno nie jest taka jak Marc. Już wiedziała, jakie będzie jej kolejne pytanie zadane w jego stronę.
Przemyła twarz i zabrała się za przebieranie. Zakładając legginsy, zauważyła jakiś wzór na swoim ciele. Po prawej stronie podbrzusza miała wytatuowane serduszko i małą literkę M. Bardzo dyskretny i piękny tatuaż, od razu jej się spodobał. Założyła koszulkę i znów przejrzała się w lusterku.
Gdy poprawiała fryzurę, usłyszała, że ktoś wchodzi do jej sali.
-Shan?
Gdy wszedł i zobaczył, że nie ma jej w łóżku, bardzo się przestraszył. Nie miał pojęcia co mogła zrobić, co jej się mogło stać. Zostawił ją przecież tylko na kilka minut, a ona już zniknęła. Aż tak bardzo nie chce spędzać z nim czasu?
Rozpoznała, że to Marc. Mimo, że znała go dopiero kilka godzin, czuła się z nim mocno związana. Bo przecież oni są mocno związani. Nawet bez tej wiadomości, jej podświadomość to wyczuwa. Oni naprawdę są dla siebie stworzeni.
Założyła włosy za prawe ucho i wyszła z łazienki.
-Jestem, jestem.
Zamknęła drzwi i spojrzała na bruneta, który wydawał się być bardzo przestraszony.
-Jak?! Sama wstałaś?!
Podszedł bliżej niej.
-No wiesz, kaleką nie jestem, po prostu nic nie pamiętam.
Założyła ręce na biodra i spojrzała w jego stronę.
-Mogę wyjść?
Przeszła obok niego i usiadła na łóżku.
-Zaraz przyjdzie lekarz. Powiedział, że możliwe, że nawet za kilkanaście minut wyjdziesz. Jak stwierdził, masz się dobrze, a pusta sala jest bardzo potrzebna. Nie ma to jak zajmowanie się pacjentami poprzez wyrzucanie innych, ale niech mu będzie.
Wypowiedź piłkarza przerwał wchodzący do sali lekarz ubrany w biały fartuch i oczywiście z teczką w ręku.
Zbadał Shan bardzo dokładnie. Sprawdził wszystko co było możliwe i nie doszukał się niczego co mogło wzbudzić jego zaniepokojenie. Wszystko wskazuje na to, że może opuścić mury szpitala.
-Jak już mówiłem setki razy, nie mam pojęcia jak to się stało... Pani jest okazem zdrowia!
Lekarz zgodził się, by opuścili szpital już dziś. Mimo, że było grubo po dwudziestej drugiej i nie powinno wypuszczać pacjentów o tak późnej porze, to zważając na nazwisko opiekuna Shan, zgodził się.
Lekarz dał wypis, pożegnał się z tą dwójką, życzył zdrowia i wrócił do swojego gabinetu.
Spakowali wszystkie rzeczy i po zabraniu torby wyszli ze szpitala.
-Stać Cię na tak luksusowy samochód?
Zrobiło na niej wrażenie czarne Porsche Marca, które stało na szpitalnym podjeździe.
-No wiesz, bieda nie piszczy w moim życiu, to mogę sobie pozwolić na takie zabawki.
Otworzył drzwi od strony pasażera i jednym szybkim ruchem ręki wskazał Shan, że ma wejść do środka.
-Nie znam Cię. Skąd mam wiedzieć, że nie wywieziesz mnie do lasu i nie zgwałcisz? Jaką mam pewność, że nie jesteś psychopatą, który najpierw odbiera ze szpitala swoje ofiary, naciąga na ładne auto, a potem wywozi gdzieś na odludzie i znęca się nad nimi spełniając swoje najskrytsze fantazje seksualne?
Ona się nic nie zmieniła. Nadal była tą samą Shan przed wypadu, tylko po prostu tego nie pamiętała. Zawsze miała specyficzne poczucie humoru i podejście do życia, które bardzo podobało się Marcowi, dlatego też po wysłuchaniu teorii brunetki zaczął się z niej po prostu śmiać.
-Nic się nie zmieniłaś.
Posłał w jej stronę szczery uśmiech.
-Wchodzisz? Zimno się robi.
Fakt, pogoda nie sprzyjała rozmowie przy samochodzie o psychopatach, a fakt, że miała na sobie tylko bluzę sprawił, że mimo swoich obaw weszła do samochodu.
-Zapnij pasy.
Zrobiła tak jak jej kazał.
Odpalił silnik i ruszył w stronę domu.
-Co to za miasto?
Wyglądała przez okno i oglądała wszystko co akurat mijali.
-Jest to najpiękniejsze miasto w całej Hiszpanii, Barcelona. Miasto, które w dzień zachwyca swoimi zabytkami i budowlami, w nocy czaruje swoim pięknem i tajemniczością. Miasto, które sprawia, że codziennie rano budząc się i wyglądając przez okno uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Miasto, w którym chcę żyć i w którym chciałbym spędzić resztę swojego życia. Po prostu jest to miasto idealne.
Myślał, że mu odpowie. Że powie chociaż aha, a ta nic. No cóż, widocznie mało ją to obchodziło.
-Shan, jesteśmy.
Zaparkował samochód na podjeździe obok domu. Ta znów mu nie odpowiedziała.
-Shan?
Spojrzał na nią. Miała opartą głowę o szybę i zamknięte oczy. Znów zasnęła.
Wysiadł z samochodu delikatnie zamykając za sobą drzwi i podszedł do Shan. Odpiął jej pas i chwytając ją w pasie położył jej rękę sobie na szyi, delikatnie ją podniósł i już po chwili szedł ze śpiącą dziewczyną po schodach swojego mieszkania.
Czuł, że nie będzie z nią łatwo. Ale wiedział też, że musi walczyć, że nie podda się, dopóki dziewczyna znów go nie pokocha. Będzie walczył, dla nich.
Wszedł do ich wspólnej sypialni i położył brunetkę na białej pościeli. Ściągnął jej buty i niebieską bluzę po czym przykrył ją kołdrą.
-Śpij dobrze kochanie.
Pocałował ją w czoło i zapalił nocną lampkę stojącą na komodzie naprzeciw łóżka. Zgasił duże światło i delikatnie przymknął drzwi. Chętnie położyłby się obok niej, mocno ją przytulił i już nigdy nie puścić. Ona dla niego była całym światem, a on dla niej? Kim był on dla niej? Zwykły kolega? Wiedział, że ona mogłaby źle zareagować, gdyby po przebudzeniu zobaczyła jego twarz obok swojej. Wiedział, że jest dla niej obcy. Ale miał nadzieję, że z biegiem czasu wszystko wróci do normy. Że gdy go bliżej pozna, to wszystko wróci, że znów stworzą wspaniały związek.
Poszedł do łazienki odświeżyć się. Po szybkim prysznicu przebrał się w piżamę i pościelił sobie kanapę w salonie na piętrze. Miał to szczęście, że nie musiał spać sam. Gdy tylko przykrył się kocem, poczuł, że ktoś lub coś chodzi po jego nogach. To była Nina, której bardzo brakowało Pana przez ostatnie tygodnie. Położyła się obok niego i polizała go po twarzy.
-Teraz Nina wszystko wróci do normy. Musimy tylko być cierpliwi.
Przytulił psa do siebie i już po kilku chwilach zasnął.

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział piąty

Stojąc na światłach niedaleko szpitala tak się denerwował, że mało brakowało, a wyjechałby prosto na zatłoczoną ulicę. Wydawało mu się, że stoi i czeka kilka godzin, minęło ledwo dwadzieścia sekund..
Zaparkował niedaleko wejścia i wbiegł do środka . Nie miał pojęcia co mogło się stać. Modlił się tylko o to, by ona żyła. Nie dopuszczał do siebie myśli, że  może umrzeć. A przecież są na to bardzo duże szanse.
Stanął pod drzwiami sali, w której leży Shantilla. Odetchnął głęboko i otworzył drzwi.
Była tam. Leżała tak samo jak widział ją ostatni raz. Nie miała żadnych kabli podpiętych do siebie, żadnych rurek, wyglądała dobrze.
-O, Panie Bartra. Dobrze, że Pan tak szybko przyjechał.
-Co jej jest?
Podszedł do lekarza zerkając na śpiącą brunetkę.
-Nie wiem jak to możliwe. Przez trzydzieści lat mojej pracy nigdy czegoś takiego nie przeżyłem. Bo to jest, a właściwie było niemożliwe.
-Ale do sedna! Co jej jest?!
Nie mógł dużej żyć w tej niewiedzy.
-Pani Cardenas się obudziła.
Omal nie zwariował ze szczęścia! To była najlepsza rzecz, jaką mógł powiedzieć do niego lekarz. Ze szczęścia aż przytulił go do siebie i zaczął dziękować.
-Spokojnie, mam Panu jeszcze parę spraw do powiedzenia, proszę do mojego gabinetu.
-A Shanti?
Spojrzał na nią.
-Teraz śpi. Za chwilę Pan z nią porozmawia.
Poszli na drugie piętro do gabinetu lekarza. Znów usiadł na krześle i znów czekał na wiadomości od niego. Cały czas był bardzo uśmiechnięty. Cieszył się, że stan Shanti jeszcze bardziej się polepszył. Że mimo wątpienia wszystkich, on miał rację, ona była silna i razem to wszystko przeszli. Jednak de Fetti musiał zepsuć tą euforię, która zawładnęła obrońcą hiszpańskiego klubu.
-Jak już wspomniałem, Pańska narzeczona się obudziła. Rozmawiałem z nią i powiem Panu, że nie jest dobrze.
-Ale co dokładnie?
Ten promienny uśmiech, który miał do tej pory zniknął od razu.
-Ogólne badania takie jak tętno, praca serca, ogólne zachowanie organizmu wyszły dobrze. Ale jest problem z jej mózgiem. Gdy się obudziła, nie wiedziała kim jest i gdzie jest. Nic nie pamięta. Ma zanik pamięci. Istnieje jeszcze możliwość, że to było tylko chwilowe. W końcu była w śpiączce ponad miesiąc. Możliwe, że jeśli za niedługo znów się obudzi i zobaczy Pana, to wszystko wróci do normy. Taką mam nadzieję.
Marc nic mu nie odpowiedział. Nie wiedział co ma powiedzieć. Nie mógł sobie wyobrazić tego, że ona mogłaby go nie pamiętać. Chciał jak najszybciej to sprawdzić. Po krótkiej rozmowie z lekarzem poszedł do sali Shanti. Nadal spała. Usiadł na krześle i wziął w rękę gazetę, którą przyniósł tu wczoraj, a nie zdążył jej jeszcze przeczytać. Oczywiście była to gazeta sportowa.
Czytając wywiad z Messim o jego planach na przyszłość, cały czas kątem zielonego oka zerkał na brunetkę. Uśmiechała się przez sen, wyglądała na bardzo zadowoloną.
Bał się momentu, gdy się obudzi. Wiedział, że stanie się to już za niedługo, bo coraz bardziej się kręciła na łóżku. Bardzo chciał znów z nią porozmawiać, ale wiedział, że może go nie pamiętać.
Odłożył gazetę i teraz całą swoją uwagę skupił na budzącej się dziewczynie.
Delikatnie otworzyła swoje duże, czarne oczy i oblizała usta. Wszystko ją bolało. Czuła się bardzo źle.
-Shan?
Zapytał niepewnie, gdy ujrzał otwarte oczy swojej narzeczonej. Ta, dopiero po kilku sekundach spojrzała w jego stronę i przez dłuższą chwilę nic nie mówiła tylko wpatrywała się w postać mężczyzny.
-Shan?
Powtórzył.
-Wszystko w porządku?
-Kto to jest Shan?
Mówiła bardzo cicho. Była wyczerpana, nie miała nawet siły, by wyraźnie i głośno coś powiedzieć.
-Nic nie pamiętasz?
Spełniły się przypuszczenia Marca i lekarza. Straciła pamięć. Nie wie kim jest.
-A powinnam? Kim jesteś?
Jej głos stawał się coraz bardziej wyraźny.
-Ja.. Ja... Ja nie wiem, czy mogę Cię przemęczać... Prześpij się jeszcze, odpocznij, pójdę po lekarza.
Chwycił jej rękę, która do tej pory leżała na kocu. Gdy dziewczyna tylko to poczuła, od razu zabrała swoją rękę i schowała ją pod spód.
Nie wiedział co ma zrobić. Tak bardzo cieszył się, że w końcu się obudziła, że żyje. Tak bardzo chciał ją przytulić, pocałować, a ona go nie pamięta. Nic nie pamięta.
-Wyjdź stąd!
Wystraszyła się zachowania Hiszpana. Kompletnie nie wiedziała co jej się stało, nie wiedziała kim jest i kto to jest ten obcy facet. Bardzo się bała.
Nie tak to sobie wyobrażał. Zamykając za sobą drzwi od sali, znów czuł się bezsilny, znów miał ochotę płakać. Ale obiecał sobie, że będzie twardy.
Na korytarzu spotkał lekarza. Powiedział mu, że Shan się obudziła i nic nie pamięta. Lekarz po zabraniu najpotrzebniejszych rzeczy wszedł do sali. Marc został na zewnątrz i usiadł na krześle.
{}{}{}*{}{}{}
De Fetti wszedł do sali, założył okulary i stojąc przy łóżku brunetki wyciągnął jakąś teczkę.
-Jak się Pani czuje?
-Kim Pan jest?
Odpowiedziała mu pytaniem na pytanie.
-Nazywam się de Fetti. Jestem Pani lekarzem. Miała Pani wypadek samochodowy, straciła Pani pamięć. Powtarzam raz jeszcze pytanie, jak się Pani czuje?
Brunetka tylko niepewnie mu odpowiedziała.
-Dobrze.
-Pozwoli mi Pani zrobić kilka rutynowych badań? Proszę się nie bać, nic Pani się nie stanie, to nie będzie bolało.
Nie wiedziała, czy może mu zaufać, przecież go nie zna. Ale coś jej podpowiadało, że musi go słuchać.
Po około dwudziestu minutach lekarz miał już wszystkie wyniki. Stan Cardenas poprawiał się z minuty na minutę. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jeszcze kilka dni temu nie było wiadomo czy przeżyje, a teraz czuje się już na siłach, by samodzielnie siedzieć na łóżku. Wydaje się być okazem zdrowia. Wydaje, bo nic nie pamięta.
-Niech Pani teraz posłucha.
Lekarz siedział na krześle obok brunetki.
-Ten mężczyzna, który był u Pani wcześniej jest, znaczy był Pani bardzo bliski. Proszę mi uwierzyć, on nic Pani złego nie zrobi, może mu Pani zaufać, tak jak zaufała Pani mi. Jeżeli Pani chce, zawołam go tutaj, siedzi na korytarzu. Wszystko Pani opowie, a sama Pani zobaczy, że to porządny człowiek.
Kiwnęła tylko pozytywnie głową i spojrzała na wychodzącego już lekarza.
Marc nadal siedział na korytarzowym krześle.
-I co z nią?
Podszedł do lekarza.
-Naprawdę nie wiem jak to się stało. Nie wiem jak to jest w ogóle możliwe! Ale z Panną Cardenas jest wszystko w jak najlepszym porządku. Jeżeli nie dojdzie do żadnego pogorszenia jej stanu, to możliwe jest, że już jutro opuści szpital. Gdyby nie to, że ma zanik pamięci, można by ją uznać za okaz zdrowia. Nigdy się z takim czymś nie spotkałem.
Tak miło było mu to słyszeć! Cieszył się, że jej się udało, że im się udało.
-Proszę do niej wejść, ale proszę być bardzo delikatnym. Łatwo ją przestraszyć.
Łapał już za klamkę od drzwi, gdy lekarz go zatrzymał.
-A! I proszę jej nie zasypywać informacjami. Takie najpotrzebniejsze wystarczą. Ten nagły napływ informacji mógłby ją przerosnąć.
-Dobrze, dziękuję.
Bał się tam wejść. Bał się, że nie będzie chciała z nim rozmawiać, że znowu go wyprosi. Tak bardzo tego nie chciał.
-Mogę wejść?
Uchylił drzwi i spojrzał na siedzącą na łóżku brunetkę. Właśnie wiązała swoje ciemne i długie włosy w kucyka na czubku głowy. Kiwnęła mu tylko głową nic nie odpowiadając. Gdy był coraz bliżej niej, czuła, że zasycha jej w gardle. Czuła, jak zaczyna mieć dziwne mrowienie w żołądku. Im był bliżej niej, tym bardziej jej się podobała, a jednocześnie bardziej się denerwowała.
-Jak się czujesz?
Usiadł na krześle obok niej.
-Gdyby nie to, że nie mam pojęcia kim jestem i co się stało, że czuję się bardzo dobrze. No, może po za tym workiem, który mam na sobie...
Była ubrana w dużą, bladozieloną koszule nocną, która nie dość, ze była brzydka, to jeszcze bardzo nieprzyjemna w dotyku. Szorstka i kłująca.
Sięgnął po reklamówkę, która leżała pod łóżkiem i położył ją obok siedzącej Shantilli.
-Tutaj są Twoje ubrania.
Spojrzała na niego. Był taki uśmiechnięty jak do niej mówił. Wydawał jej się naprawdę w porządku.
Dziewczyna wyciągnęła z reklamówki czarne legginsy i błękitną koszulkę z napisem Forever i położyła ją sobie na kolanach.
-Jednak nadal jesteś tą dawną Shantillą. Zawsze bardzo lubiłaś chodzić w tym zestawie.
Mimo, że nic nie pamiętała, sama nie wiedziała kim jest, to podświadomie czuła to samo, co przed wypadkiem. Była taka sama, tylko ktoś musiał jej to przypomnieć. Czy Marc będzie odpowiednią osobą?
-Jak mnie nazwałeś?
Spojrzała w jego zielone oczy.
-Shantilla. Shan. Tak masz na imię. Shantilla Cardenas. Ja jestem Marc. Marc Bartra.
-Miło mi Cię poznać, Marc.
Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, ten niepewnie ją ścisnął i spojrzał w jej oczy. Były szczęśliwe. Ona była szczęśliwa, miał nadzieję, że już niedługo wszystko sobie przypomni i będzie jak dawniej.



^^^**^^^

Witam ponownie :)
Mam nadzieję, że się podoba. Taki nijaki po równo miesięcznej nieobecności na tym blogu. Szybko minęło.
Dobra, właściwie więcej nie mam na tą chwilę do powiedzenia, więc żegnam i z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze :)